Rząd drewnianych bram w Calinesti

You are here

Rumunia na rowerze: Maramuresz i Bukowina

Na skróty: mapa / w pobliżu (6) / zdjęcia (327) / popularne (6) / komentarze (45)

W tym roku miało nie być wymuskanych atrakcji, dopracowanej w każdym szczególe oferty turystycznej i wystrzyżonych trawników. Na wakacyjny, rowerowy wyjazd szukaliśmy regionu w Europie, który zachwyci nas tradycją i normalnością, gdzie atrakcją dla nas będzie jego codzienne życie. Taka okazała się północna Rumunia i jej dwa regiony - Maramuresz i Bukowina. Prawdopodobnie jedne z ostatnich takich miejsc w Europie.

Partnerem w podróży po Rumunii był Fjord Nansen, producent uznanego, sprawdzonego przez podróżników, sprzętu turystycznego.

Obserwuj Znajkraj na Facebooku i Instagramie, zobacz nowe Ministerstwo Turystyki Rowerowej :-)

Nasi Partnerzy

Miejsca Przyjazne Rowerzystom
Szlaki rowerowe w Brandenburgii
Rowery turystyczne
Bird.pl. Wędrowne wczasy rowerowe
Wędrowne wczasy rowerowe

Trasa wycieczki na mapie

Trasa: Syhot Marmaroski - Budeşti - Poienile Izei - Borsa - Prislop - Vatra Dornei - Nowy Sołoniec - Suczewica - Radowce - Suczawa
Ślad GPS (plik GPX): Binary Data www.znajkraj.pl-rumunia-2014.gpx (229.66 KB).
W dole Poienile Izei, w oddali Góry Rodniańskie
W dole po lewej Poienile Izei, w oddali Góry Rodniańskie

Najbardziej niedoceniane państwo Europy

Rumunia jest chyba najbardziej niedocenianym przez Polaków państwem Europy. Pierwsze skojarzenie z Rumunią dla przeciętnego Polaka to żebrzący na ulicy Cygan, a dla wielu z nas słowa "Rom" i "Rumun" znaczyć będą to samo. Tymczasem Romowie stanowią według różnych szacunków jedynie od 3 do 10 procent ludności Rumunii. To prawie tak, jakby każdy Polak w oczach Europejczyka miał być np. Ślązakiem. Romów, czy raczej Cyganów, spotkaliśmy jedynie kilka razy, ale niestety już pierwsze spotkanie nastawiło nas nieufnie do kolejnych. Gdy staliśmy pod sklepem w Budesti z przejeżdżającego taboru został wypchnięty - zapewne na widok naszej flagi - młody chłopak. Powtarzając polskie "daj, daj" i ściągając palcem dolną powiekę cierpliwie prezentował nam ziejący pustką oczodół. Nie mieliśmy innego wyjścia, jak zebrać się w dalszą trasę.

Urocze Rumunki z Sat Sugatag
Urocze Rumunki z Sat Sugatag

Nieszczęsne rumuńskie stereotypy

Serdeczność i otwartość rodowitych Rumunów przyćmiły przykre wrażenie ze spotkania z Romami. A stosunek miejscowej ludności Maramureszu do tradycji chętnie przeniósłbym w polskie regionalne realia. Odrobinę ludowych, maramureskich klimatów mieliśmy szczęście poznać we wsi Sat Sugatag, gdzie akurat szykowano się do ślubu. Za dwojgiem miejscowych w ludowych strojach trafiłem na oddalone od głównej drogi podwórko, a tam pod dachami chroniło się przed deszczem kilkadziesiąt osób ubranych w ludowe stroje Maramureszu.

Weselny orszak spod domu pana młodego
Weselny orszak spod domu pana młodego

Na widok rozbawionej weselnej gromady, pod wpływem radosnego klimatu rodzinnego święta, ale i... dzięki uśmiechowi na twarzach uroczych Rumunek, moje utrwalane przez lata stereotypy o Rumunii legły w gruzach. Późniejsza rozmowa z jedną z przebranych dam - świetnie mówiącą po angielsku 17-latką i serdeczny poczęstunek dopełniły radosnego dzieła zniszczenia moich fałszywych wyobrażeń o tym kraju. Wyjeżdżaliśmy z Sat Sugatag uśmiechnięci, bardzo pozytywnie rozczarowani i... "kupieni" przez Rumunię. Choć nie mogliśmy sobie później wybaczyć, że nie skorzystaliśmy z zaproszenia na wesele i nocleg. Tylko część żalu z niewykorzystanej okazji poznania miejscowych zwyczajów rekompensowały nam darowane placki i szczodrze polewana na pożegnanie palinka - domowej roboty 50-i-trochę-procentowa śliwowica.

Serpentyny koło wsi Bogdan Voda
Weselny orszak spod domu pana młodego

Drewniane cerkwie z listy UNESCO

Maramuresz to nie tylko ludzie, to też wyjątkowa drewniana architektura. Kilkudziesięciometrowe cerkwie zostały uznane za element światowego dziedzictwa i osiem z nich wpisano na listę UNESCO - w Bârsanie, Budeşti, Deseşti, Ieud, Plopiş, Poienile Izei, Rogoz i Şurdeşti. Aby dostać się do wnętrza strzelistych kościołów, krytych często pięknym, rzeźbionym gontem, a wewnątrz malowanych kilkusetletnimi freskami, należy zwykle zapukać do najbliższego domu. Zaraz znajdzie się klucz do cerkwi, a wkrótce ktoś będzie cierpliwie stał w kącie, aż się naoglądacie.

Cerkiew w Poienile Izei na liście UNESCO
Cerkiew w Poienile Izei na liście UNESCO

Kiedy przed wyjazdem interesowałem się maramureskimi cerkwiami nie zdawałem sobie jeszcze sprawy, że wiele ze zdjęć przedstawia cerkwie wybudowane współcześnie z zachowaniem dawnego stylu. Najbardziej znanym przykładem jest monaster w Barszanie - w tym roku mija zaledwie 20 lat od jego wybudowania. Gdyby nie jeszcze jasny kolor drewna, trudno byłoby zauważyć różnice pomiędzy budynkami monasteru, a oryginalnymi, często ponad 300-letnimi cerkwiami.

Barszana - 20-letni klasztor
Zaledwie 20-letni drewniany klasztor w Barszanie

W Maramureszu jak w Beskidzie Niskim

Podziwiając rumuńskie cerkwie, rozejrzyjcie się w poszukiwaniu cmentarzy. Jeśli lubicie Beskid Niski, tak bardzo bliski klimatem Maramureszowi, na pewno na tutejszych cmentarzach będziecie czuli się podobnie. Zielone, często zarośnięte drzewami, wysoką trawą, rzadko koszone, z charakterystycznymi stogami siana między grobami. I z pięknymi, drewnianymi nagrobkami, pośród których wśród tych starych jest również wiele z ostatnich lat, podobnie misternie rzeźbionych i naśladujących styl sprzed lat. Dla mnie - pięknie. Życzyłbym sobie kiedyś spocząć wśród cmentarnej rumuńskiej zieleni, zamiast polskiego zimna marmuru lub lastryko.

Sat Sugatag. Maramuresz, Rumunia
Cmentarz w Sat Sugatag. Maramuresz, Rumunia

Wzdłuż rzędów drewnianych bram

Do charakterystycznych obiektów Marmaroszu należą też słynne drewniane bramy. Warto pobłądzić czasem boczną uliczką, by trafić na ciąg drewnianych zagród, do których wstępu bronią masywne bramy. Pod nią, lub obok, stać będzie ławeczka, na której po pracy usiądą mieszkańcy. Zapadła nam w pamięć droga przez Sieu, od strony Poienile Izei: na długim, prostym odcinku drogi w bramach siedziała chyba cała wieś, machając nam wesoło. Co warte zauważenia - wśród leciwych są również bramy świeżo rzeźbione, stawiane przed nowo budowanymi domami, nie zawsze drewnianymi. Koszt takiej bramy to podobno około 60 tysięcy złotych. Czy ktoś w Polsce zamieniłby dobre auto na tradycyjną bramę?

Rząd drewnianych bram w Calinesti
Rząd drewnianych bram w Calinesti

Malowane cerkwie Bukowiny

Maramuresz ma swoje piękne drewniane cerkwie, a sąsiednia Bukowina - cerkwie malowane freskami, będące centralnymi punktami warownych monasterów. Malowane są nie całe monastery (klasztory), jak przyjęło się informować, a wyłącznie cerkwie. Szkoda, że tłumy turystów (do których sami należymy) zabierają wiele z nastroju tych miejsc. Najwięcej wrażeń przyniosła nam wizyta w położonym odrobinę na uboczu monasterze w Dragomirnie. Za komentarz niech służą słowa tamtejszej prawosławnej zakonnicy: "wydaje się, że tu jest bliżej do Boga". Rzeczywiście, nawet mając w sobie dystans do wielkich słów tego typu, tam się tak czułem. A gdy w pewnym momencie dwie mniszki obchodziły cerkiew wystukując modlitewny rytm na drewnianej desce, przeszedł mnie dreszcz.

Malowana cerkiew w monasterze w Worońcu
Malowana cerkiew w monasterze w Worońcu

Pięknie zdobione domy i studnie

Małym odkryciem były dla nas domy na Bukowinie. Odkryciem, bo nie pamiętałem z przewodnika czy relacji innych podróżników, że mamy się ich spodziewać. Frontowe elewacje drewnianych domów, czasem całe gospodarstwo, pokrywa się warstwą tynku i maluje w miejscowe wzory. Do tego zadbane podwórka, brak śmieci we wsiach, brak bezguścia i samowoli, które zalały polskie wioski. Mam wrażenie, że polska wieś mogłaby się wiele nauczyć od rumuńskiej. A na bukowińskich domach, budynkach gospodarczych i studniach można obserwować jeszcze śmiałe, choć jak mówią mądre źródła, dość mało wytworne zdobienia ze srebrnej blachy.

Malowany dom na Bukowinie
Malowany dom na Bukowinie

Polacy mieszkają tu od 200 lat

Ale nie Rumunów i nie Cyganów będziemy pamiętać najbardziej z Rumunii, a... Polaków! Bo zupełnie inaczej wyobrażaliśmy sobie przed wyjazdem polskie wsie na Bukowinie. Tymczasem gdzieś tam, na skraju rumuńskich Karpat, czuliśmy się jak na Velo Dunajec, może w Beskidzie Niskim, a na pewno jakbyśmy nie opuścili granic Polski. Nasi rodacy mieszkają tam nieprzerwanie od ponad 200 lat i wciąż dbają o swoją narodową odrębność i polskie zwyczaje.

Kolorowy cmentarz w Nowym Sołońcu
Kolorowy cmentarz w Nowym Sołońcu

Podczas poznawania polskich wsi na Bukowinie mieliśmy mnóstwo szczęścia. Najpierw, pod kościołem naprzeciw kopalni soli w Kaczyce, spotkaliśmy sympatyczne zakonnice z Polski - to one wprowadziły nas w klimat święta, jakie miało mieć miejsce następnego dnia. Później, w Nowym Sołońcu, trafiliśmy na pogrzeb na kolorowym, polskim cmentarzu. Tu po raz pierwszy byliśmy zdziwieni słyszanym wokół polskim językiem. A potem była ulewa, przed którą schowaliśmy się w sklepiku, by za czas jakiś, już po deszczu i po palince, wyjść jak po spotkaniu z daleką rodziną, jak od dobrych wujków niewidzianych latami. Panie Kaziku i Drużyno ze Sklepu - ściskamy Was mocno! :-)

Jak z dobrymi wujkami - w Nowym Sołońcu
Jak z dobrymi wujkami - w Nowym Sołońcu

W gościnnym domu Łukasza Juraszka

Tego dnia na nocleg dotarliśmy do innej polskiej wsi - Pojany Mikuli, do gościnnego domu Łukasza Juraszka. Zdążyliśmy schować rowery w stodole, wejść do domu i rozpętała się burza. Po chwili zabrakło prądu, zgasło światło, telefony straciły zasięg, a my siedzieliśmy po ciemku i rozmawialiśmy, także o czasem niełatwym życiu Polaków na Bukowinie. Łukasz prowadzi stowarzyszenie "Obczyny", popularyzujące turystykę na Bukowinie, więc jeśli chcecie Bukowinę poznać, na bank będzie świetnym gospodarzem, przewodnikiem i rozmówcą. Zresztą, nie tylko z Łukaszem, ale z każdym ze spotkanych Polaków było o czym zamienić słowo. Zaczepiani przez nas polskim "dzień dobry" odpowiadali uśmiechem i radością z odwiedzin turystów z Polski.

Poranek pod domem Łukasza w Pojanie Mikuli
Poranek pod domem Łukasza w Pojanie Mikuli

180-lecie założenia wsi Nowy Sołoniec

Oczekiwane wydarzenia następnego dnia to świętowane z rozmachem 180-lecie założenia wsi Nowy Sołoniec i 90-lecie tutejszej parafii. Uroczystości zaczęły się od tradycyjnego przywitania przybyłych gości, byli wśród nich polski ambasador w Rumunii i biskup diecezji katolickiej w Jassach. Następnie goście zostali przewiezieni na bryczkach do kościoła na odświętną mszę. Dalsze uroczystości miały miejsce w budynku Domu Polskiego, a zostały zakończone występami zespołów taneczno-wokalnych, złożonych z miejscowych Polaków. I wesołym piknikiem.

Polski zespół w Nowym Sołońcu
Polski zespół w Nowym Sołońcu

Polskie schronisko na Przełęczy Prislop

Tutejsi Polacy nie byli jedynymi, jakich spotkaliśmy. Wydawało nam się, że polska nacja jest pierwszą wśród turystów odwiedzających północną Rumunię. Nie wiem, czy to polska Bukowina stanowi taki magnes, czy folklor Maramureszu, a może po prostu niewielka odległość z Polski, jednak to właśnie dla Polaków otwiera się w długi weekend majowy schronisko na przełęczy Prislop, a w nim przy barze wisi kalendarz z Giewontem i proporzec jednego z polskich klubów piłkarskich. Jedynymi innymi rowerzystami, podróżującymi tam na rowerach, także byli Polacy. Podwoziliśmy autostopowiczów z Polski, spotkaliśmy polskie kampery i dzieliliśmy gościnne progi domu w Pojanie Mikuli.

Z gaździną schroniska na Przełęczy Prislop
Z gaździną schroniska na Przełęczy Prislop

Ze wspomnianym schroniskiem "Cabana Alpina" na przełęczy Prislop będziemy zawsze też wspominać serdeczną i przyjazną Polakom gaździnę Marlenę. I jej syna Livio. Obydwoje mówią po angielsku, obydwoje mają - na przekór losowi - wielkie poczucie humoru. Tam na przełęczy Prislop spędziliśmy w namiocie noc i był to chyba nasz najlepszy nocleg w Rumunii. Wtedy od naszej gospodyni na Prislopie usłyszeliśmy wiele o życiu schroniska. Budujące, że w opowieściach przeplatały się miłe wspomnienia z wizyt Polaków. Ktoś zostawił tu mapę Bieszczadów, ktoś inny kalendarz z polskimi górami. A kiedyś, pod koniec wakacji, nasza gaździna zostawiła klucze od schroniska czwórce motocyklistów z Polski - sama wracała już do normalnej pracy do miasta. Kilka dni później zastała wysprzątane schronisko, w idealnym porządku. Serce rośnie.

Nocleg na Przełęczy Prislop
Nocleg na Przełęczy Prislop

Pięknie puste rumuńskie Karpaty

Jednak w rumuńskich Karpatach widzieliśmy bardzo niewielu turystów. Raz na parę godzin kamper z zachodniej Europy, para sakwiarzy co kilka dni, gdzieś jakaś terenówka. Piękne bez wątpienia okolice wciąż są mało popularne. Gdy wspinaliśmy się z Watry Dorny trasą w kierunku schroniska, na podobno popularnym masywie Rarau, przez cały dzień nie spotkaliśmy nikogo, oprócz pary młodych biegaczy z Białorusi, mieszkających w małym namociku gdzieś w środku lasu. Przy okazji - przez kilka lat, które minęły od zarejestrowania przez Google Street View naszej drogi na Rarau, natura zdążyła prawie całkiem zniszczyć jej nawierzchnię, zamieniając długi, klimatyczny podjazd w żmudne, terenowe podejście.

Droga na Masywie Rarau
Podpis

Piękni są ludzie Rumunii, piękna jest jej przyroda. Niestety, nie zobaczyliśmy najsłynniejszego jej przedstawiciela - niedźwiedzia. Choć było blisko. Ostatniego dnia przeprawiałem się "szlakiem" rowerowym z Pojany Mikuli do Suczewicy. W pewnym momencie na stromym podejściu zobaczyłem pod pedałami świeże odciski niedźwiedzich łap. Najpierw nogi się pode mną ugięły, a następnie przez kilka godzin przedzierania się przez góry niestety starałem się nie zachowywać cicho, by nie zaskoczyć żadnego z przedstawicieli rumuńskich aż 60 (!) procent europejskiej populacji niedźwiedzia brunatnego.

Zaczynają się podejścia na szlaku do Suczewicy
Podejścia na szlaku do Suczewicy

Maramuresz wolny od bezpańskich psów

A jak już przy zwierzakach jesteśmy... Popularnym skojarzeniem z Rumunią są sfory bezpańskich psów, które miały być naszą zmorą. Tymczasem we wsiach Maramureszu postraszyły nas tylko trzy, wybiegając gdzieś z gospodarstwa na początku trasy. Ale gdy wjeżdżałem po zmroku do Suczawy, już na Bukowinie, dwa razy na przedmieściach zaatakowały mnie dwie sfory dużych, wygłodniałych kundli. Dosłownie ostatni kilometr kilkusetkilometrowej wędrówki kosztował mnie tyle strachu, że do Oli czekającej w hotelu dopedałowałem naprawdę na miękkich nogach...

Na zjezdzie z Prislopu do Bukowiny
Na zjezdzie z Prislopu do Bukowiny

Bezpieczna północna Rumunia

Gdyby nie psy ostatniego dnia, można by powiedzieć, że włos z głowy nie miał szansy nam spaść. Ani razu nie stanęliśmy w obliczu innego zagrożenia. Bezpieczeństwo, jakie towarzyszyło nam na drogach, było bardzo pozytywnym rozczarowaniem. Na wszystkich drogach, nawet na dwupasmowej drodze szybkiego ruchu z poboczem gdzieś w okolicach Kimpulungu Mołdawskiego, małe samochody i wielkie ciężarówki zjeżdżały na drugi pas jezdni, by pozostawić nam możliwie duży margines bezpieczeństwa. Było jak w Norwegii. A auta które mijały nas najbliżej miały rejestrację z Niemiec lub Austrii.

Transport mebli wozem w Ieud
Transport mebli wozem na rumuńskiej wsi

Na holenderskim kempingu w Rumunii

Kempingi w małych miejscowościach, na których spaliśmy, nawet nie były grodzone przed potencjalnymi złodziejami. Najsympatyczniej było na Prislopie, bardzo miło wspominamy też Breb. Tam dwoje obywateli Holandii stworzyło klimatyczny hostel i kemping ze starego gospodarstwa na wysokim wzniesieniu. W budynkach gospodarczych powstały pomieszczenia noclegowe i sanitarne, na łące miejsca na namioty. Rano mogliśmy podziwiać widok na góry dookoła, w tym aż na ukraińskie Karpaty na horyzoncie. W Borszy mały kemping w ogrodzie prowadzi Belg, który zapytany o powody przeprowadzki do Rumunii stwierdził, że życie w Belgii było dla niego za szybkie. Rzeczywiście, Rumunia wydaje się żyć wciąż własnym, spokojniejszym od europejskiego tempem.

Chata na kempingu w Brebie
Chata na kempingu w Brebie

Smaczne rumuńskie jedzenie

W Rumunii naprawdę smacznie jedliśmy. "Musicie zjeść ciorbę!" wszyscy nam mówili. Ciorba okazała się zabielaną zupa przyrządzaną w wielu wariantach. Najpopularniejsza wydaje się ciorba de burta, czyli flaki. Jedliśmy też ciorbę de legume - z warzywami, pyszną ciorbę z zielonej sałaty, czy z kurczakiem - de radauteana. Na popularną z klopsikami - de perisoare - niestety nie trafiliśmy. Warto wspomnieć, że podawanym zupom towarzyszą zawsze ostre papryczki, a także dwie miseczki - z czosnkiem i gęstą śmietaną, którymi doprawia się zupy do smaku. Niby to tylko zupa, ale spożywanie było jak drobny rytuał.

W restauracji w Ciocanesti. Bukowina, Rumunia
W restauracji w Ciocanesti na Bukowinie

W głównych daniach króluje mamałyga - prosta, ludowa potrawa z mąki kukurydzianej. Do mamałygi podaje się różne mięsa, lub je się ją na słodko. Danie uzupełnia się jajkiem sadzonym, czasem na warstwie bryndzy. I tak w restauracji w Ciocanesti stanęły przed nami: tochitura moldoveneasca (wyżej po lewej), czyli gulasz mołdawski, złożony chyba z pięciu rodzajów mięsa, oraz papara (po prawej). Wydawało nam się, że jedno i drugie było dokładnie tym samym, różniącym się sposobem podania - mięsa z tochitury zostały ukryte w paparze pod górną warstwą mamałygi. Popularne są mici - kiełbaski z mielonego mięsa. A je się też coś, co pamięta moja matka z dzieciństwa, a na co trafiliśmy w restauracji w polskiej Kaczyce - móżdżek wieprzowy. Przyjemnie smaczny, ale podczas konsumpcji bezpieczniej było mu się nie przyglądać ;-). Na stronach bloga Biegun Wschodni przeczytacie więcej o tym co jeść w Rumunii.

Kuchnia rumuńska - tochitura i papara
Kuchnia rumuńska - tochitura i papara

Brzydkie miasta północnej Rumunii

Żeby tak kolorowo tylko nie było, garść innych wrażeń. Rumuńskie miasta które widzieliśmy były po prostu brzydkie. Czasem interesująco było tylko, jeśli uchowało się historyczne centrum, jak w Syhocie Marmaroskim. Boczne ulice, domy mieszkalne, bloki, architektura z czasów komunizmu - wszystko jest przeważnie zaniedbane, zrujnowane, odrapane, bure, smutne i przygnębiające. Borsza, która miała być centrum turystyki w popularnych Górach Rodniańskich i Karpatach Marmaroskich, była chyba najbrzydsza z nich.

Borsa - centrum miasta
Borsa - centrum miasta

Wesoła, tradycyjna rumuńska wieś

Zupełnie przeciwnie do wsi, które zwykle zadbane, choć ubogie, z uśmiechniętymi mieszkańcami, potrafiły zbudować przyjazny nastrój. Na wsiach czuliśmy się bezpiecznie i swobodnie, podczas gdy miasta jednak włączały nam podświadomą czujność i ostrożność. Na wsiach kilkakrotnie prosiliśmy o wodę w gospdarstwach gdzieś na uboczu. Zawsze nalewano nam ją z uśmiechem i serdecznością, a łapczywe zaspokajanie pragnienia jeszcze w obecności darczyńcy kwitowane było jego widoczną dumą, że ta zwykła woda tak niezwykle smakuje spragnionemu podróżnikowi. Proste, miłe chwile dla wszystkich zainteresowanych :-)

Ulica w Ieud
Ulica we wsi Ieud w Maramureszu

Największe rozczarowanie wyjazdu

Największe rozczarowanie wyjazdu - Wesoły Cmentarz w Sapancy. Największe, bo miejsce to kreuje się często jako największą atrakcję północnej Rumunii, od niego zaczynałem planowanie naszej trasy, a tymczasem... Dzisiaj uważam, że nie będąc tam niewiele byśmy stracili. Na wszystkich zdjęciach Wesoły Cmentarz przedstawia się jako miejsce z klimatem, tymczasem moje wrażenia były zupełnie odwrotne. Pielgrzymki turystów na cmentarzu, głośne rozmowy, jego położenie prawie w centrum dużej wsi przy ruchliwej ulicy, remont cerkwi stojącej w centralnym punkcie cmentarza, domy otaczające go z każdej strony, opłata pobierana za wstęp... Wydał mi się tanią, jarmarczną atrakcją, a nie śladem ludowej kultury.

Sapanta. Maramuresz, Rumunia
Wesoły Cmentarz w Sapancy

Z Rumunii przywieźliśmy chyba więcej fajnych, prawdziwych wrażeń i wspomnień, niż z podróży w Alpy czy wokół fiordów Norwegii. Jeśli w Waszym podróżowaniu ważny jest ten niewielki, czasem trudno wyczuwalny, pierwiastek oryginalności regionu, prawdziwości jego oferty turystycznej, szczerości ludzi w kontaktach z Wami, to Maramuresz i Bukowina w Rumunii będą na pewno trafionym celem podróży.

Gościnna gospodyni z Sat Sugatag
Gościnna gospodyni z Sat Sugatag

Mocno pozdrawiamy spotkanych Polaków! Michalinę, Przemka i Łukasza z Duszników pod Poznaniem - jesteśmy Wam bardzo wdzięczni za pomoc i dziękujemy za wspólną jazdę, dzielnych autostopowiczów Justynę i Marka, sympatycznych sakwiarzy z Płocka, załogę kampera z Bielska-Białej, samochodową ekipę z Białegostoku i siostry z Polski. Serdecznie ściskamy całą polską Bukowinę - wesoły skład ze sklepu pana Kazimierza w Nowym Sołońcu, Łukasza Juraszka z Pojany Mikuli i wszystkich Was spotkanych na Waszej Bukowinie - niech Wam się tam dobrze żyje. I niech Polska o Was zawsze pamięta.

Rumuńskie Karpaty na rowerach
Rumuńskie Karpaty na rowerach

Jak dojechać w Maramuresz i na Bukowinę?

Na naszą rowerową wyprawę po północnej Rumunii dotarliśmy samochodem, zostawiając go na czas jazdy na kempingu w Syhocie Marmaroskim. I to chyba niestety najlepszy sposób na dotarcie tutaj dla indywidualnego turysty. Potem przemieszczaliśmy się na rowerach aż do Suczawy, skąd wróciliśmy dzięki pomocy Przemka z Duszników. Od niedawna do Rumunii latają samoloty tanich linii lotniczych, ale niestety, nie lądują w północnej części kraju.

W pensjonacie w Sieu gdzie spaliśmy
Po przyjeździe do pensjonatu w Sieu

Gdzie spać w Maramureszu i na Bukowinie?

Ceny noclegów w Rumunii to jedna z tych bardziej atrakcyjnych, choć może przyziemnych, kwestii wyjazdu do Rumunii. Koszt noclegu na kempingu zaczyna się już od 10 lejów, a więc niecałych 10 złotych za osobę. Koszt przydomowego, kameralnego pensjonatu, świetnie wyposażonego i prowadzonego przez sympatyczną rodzinę w Sieu to niecałe 70 złotych za pokój. A promocyjne ceny w czterogwiazdkowym (!) hotelu Best Western na Bukowinie zaczynają się już od około 100 złotych za pokój. Odsyłamy na strony Booking.com po konkretne oferty. Po nocleg na polskiej Bukowinie odsyłamy do wspomnianego wyżej Łukasza Juraszka.

Pytania i komentarze

Witam, Świetny artykuł i dla mnie kolejna inspiracja na tegoroczną wyprawę! Chciałbym zapytać ile kilometrów ma trasa i ile dni potrzebowaliście na jej przebycie? Jak wracaliście na camping po samochód z miejsca gdzie ukończyliście rowerową wyprawę?

Łącznie z dojazdem samochodem tam i z powrotem byliśmy poza domem około dwóch tygodni. Wybacz, już nie pamiętam szczegółów! :)

A z Pojany Mikuli do Syhotu po samochód mieliśmy szczęście być zabrani przez spotkanych podpoznaniaków, których spotkaliśmy na trasie. Chyba gdzieś już o tym pisałem? :)

Daj znać, jeśli miałbym szukać większych szczegółów dotyczących naszej trasy :)

Witaj. Super wyprawa. W tym roku planuję zrobić Rumunię z przyjaciółmi. Zastanawiam się tylko nad transportem. Mam przyczepę na 20 rowerów i samochód. Wy dojechaliście samochodami i zostawiliście je na kempingu. A jak wróciliście po samochód? Mogę liczyć na jakieś wskazówki jak ogarnąć transport? Pozdrawiam. Rajmund.

Mieliśmy mnóstwo szczęścia spotykając bardzo serdecznych ludzi spod Poznania. Mijaliśmy się dwa razy na trasie, a potem się okazało, że powrót Przemka z rodziną jest nam bardzo po drodze i udało się nam zabrać wspólnie z Nimi.

Ale gdyby nie to, to w planach był pociąg, jadący z Suczawy na zachód Rumunii. Ale nie przypomnę sobie już dziś dokładnej relacji. Musiałbym odkopać notatki sprzed wyprawy do Rumunii. Pozdrawiam!

OOO super, bardzo pomocne. Planuję samotną wyprawę rowerową w tym roku początkiem września (ponoć dobra pora bo jest turystycznie "luźniej).Wasza traska bardzo sympatyczna, zwlaszcza te miejscówki z Polakami na północy, docelowo chcę przejechać Transfogaraską, ale myślę że dałoby się wszystko pogodzić (będę miał około 2 i pół tygodnia). Jak podróżuję rowerkiem to czasami korzystam z komunikacji miejskiej żeby gdzieś dojechać itp,  miałem pytać jak z transportem komunikacją krajową ale jakby co to skorzystam z tego forum cyclist.ro (BARDZO PRZYDATNA INFORMACJA!) od razu może przetestuję warmshowers:) Mam jedno pytanko do noclegu, z tegoc o doczytałem głównie były to kempingo, a czy gdzieś na dziko próbowaliście?  
No taka moja refleksja, jak pewni każdego przed podróżą, kwestia bezpieczeńśwa itd, nie ukrywam trochę się stracham tych miśków, ale z doświadczenia wiem że jak się już jest w podróży to jakoś przechodzi, a na pieski będę miał gaz pieprzowy, ponoć pomaga, ale mam nadzieję że nie będzie okazji do testowania. Z kwestii technicznych bardz osie ucieszylem ze też macie cienkie oponki, bo juz się bałem że będę musiał zmieniać na szersze. Czy zapas szprych brać? :D   Jakby coś się wam przypomniało o czym nie wspomnieliscie wcześniej  - jakieś tipy rowerowe do Rumunii - to czekam na info.
P.S fajnie że udało mi się znaleźć ten wpis ;)

@Robert K, witaj, czy wybrałeś się już do Rumunii, zdążę Ci jeszcze pomóc? :)

Na dziko w Rumunii nie spaliśmy - mieliśmy zbyt dużo respektu przed rumuńskimi psami. Jeszcze w drodze do Maramureszu trafiliśmy w środku nocy na taką dziką sforę i definitywnie zrezygnowalismy z takich planów. Co prawda w górach spaliśmy na "pół" dziko, ale niedaleko budynków, więc to się raczej nie liczy. Zresztą Rumunia to tak małe pieniądze za spanie (kempingi - 40 złotych za dwoje), że to nie zawsze miało też specjalny ekonomiczny sens.

Aha - ale w samym Maramureszu dzikich psów właściwie nie było. Dopiero na koniec, w Bukowinie. Maramuresz jest jak zupełnie inna Rumunia.

Pytaj, jeśli jeszcze mogę w czymś pomóc! :-)

Dzień dobry, wiem, że to dawno, ale wciąz liczę na pomoc :) właśnie jestem w trakcie planowania takigo trochę szalonego wypadu w Karpaty i chodzi o Dolinę Izy- bo chcewmy wypozyczyć rower, ale nigdzie nie ma napisane, gdzie można to zrobić i czy jest ktoś, kto mi pomoże? zwłaszcza, że sprawa trochę pilna ;) 

Witaj Basiu.

Nie ma żadnego pomysłu na zaraz, ale: spaliśmy pierwszą naszą noc w Rumunii na kempingu w Sygecie Marmaroskim, kemping nazywał się właśnie Iza. Organizacja kempingu, podejście do nas, do gości, było na tyle sympatyczne (trzymaliśmy tam samochód przez czas całej naszej wyprawy), że spróbowałbym napisać mejla do nich. Może pomogą?

I jeszcze - rumuńscy rowerzyści mają fajne forum rowerowe na stronie ciclism.ro. Jest m.in. forum międzynarodowe, gdzie można pytać o różne kwestie po angielsku. Może tam? :)

Powodzenia!

Hej!
Na początku muszę Wam podziękować - to dzięki Waszemu blogowi i opisom tras w ogóle zaczęłam jeździć na rowerze. :-) Początki były bardzo trudne (płacz na widok piachu itp.), ale teraz nie wyobrażam lepszej metody na przemierzanie... no właśnie, czego? Na razie jeździmy z mężem tylko po POlsce, ale w głowie już kluje się pomysł na jakąś dalszą podróż. Może Islandia, może Bułgaria, może Rumunia, a może szlak wzdłuż Dunaju? I tylko czasu jakby za mało.
Z próśb praktycznych, będę wdzięczna jeśli napiszecie dwa słowa o logistyce - ani ja, ani mój mąż nie mamy prawa jazdy, więc dla nas wszelkie informacje o przetransportowaniu rowerów są przydatne.
PozdRower!

Kaś, bardzo dziękuję :)

Kiedyś blog był tylko pisaniem i fotografowaniem dla siebie, żeby ocalić wspomnienia. Ale takie wiadomości jak Twoje bardzo miło mi robią i mocno pokazują, że mogę tym zrobić coś fajnego dla innych. To bardzo motywujące, dziękuję! :)

Logistyka... W zależności od potrzeb. Najbardzej lubię jeździć pociągami. To dlatego bardzo chętnie jeździmy do Niemiec, bo fantastycznie jest móc po prostu wpakować rower na wieszak i po kilku godzinach, niezmęczony, wysiąść w np. Berlinie.

Gdy nie ma połączenia kolejowego, wsiadam w auto. Ale słabe strony podróżu autem to zwykle większe koszty i zmęczenie kierowcy. Co prawda we dwoje mamy prawo jazdy, ale jednak kieruję w trasach zwykle ja.

I samolot. Na taką Islandię inaczej się nie da :). I też w przypadku samolotu i używania kartonów, jesteśmy blokowani koniecznością powrotu z tego samego lotniska. A co, jeśli chcielibyśmy polecieć do np. Finlandii i przejechać ją "z góry na dół"?

Nie ma jednej rady, wszystko trzeba na sobie przetestować :). Na pewno nie ma co bać się kartonów - rozkładania, pakowania, składania rowerów. Ten zysk jaki ma się w postaci stosunkowo szybkiego teleportowania się w inny rejon świata powoduje, że we mnie kartony nie stanowią żadnej przeszkody. Próbujcie! :)

Bułgaria mnie nie ciągnie ;), ale Rumunię wciąż fajnie wspominam. Islandia - wiadomo, tu z kolei ciągle mam żal do siebie, że byliśmy tak krótko i tak mało widzieliśmy. Ciągnie mnie Skandynawia, Rosja, Gruzja, Iran...

... powodzenia! :) 

Super relacja, super zdjęcia. :)
Mam pytanie - jechaliście tam autem - zostawialiście je gdzieś na te parę dni podróży? Czy parkowaliście i jechaliście na jeden dzień a potem to samo nastepnego dnia. Pytam, bo zastanawiam się, jak jest lepiej, a zawsze jest obawa, gdy zostawia sie samochód u obcych ludzi.
Pozdrawiam!

@Jesion, cześć!

Samochód zostawiliśmy na kempingu Iza w Sygecie Marmaroskim. Kemping był na bardzo dobrym poziomie, zadbany, czysty, zamykany na noc i większość dnia. Właścicielka robiła bardzo dobre wrażenie, więc auto zostawialiśmy spokojni. Oczywiscie za przechowanie musieliśmy zapłacić, ale za dwa tygodnie wyniosło to około 30 złotych, jeśli dobrze pamiętam.

Pozdrowienia, powodzenia! :)

A ja Sapantę (czyta się Sipincza) wspominam bardzo miło - byliśmy na cmentarzu wcześnie rano, gdy nie było jeszcze nikogo, i bardzo mi się podobało. Dodatkowo mieszkaliśmy chwilę u bardzo miłych miejscowych tradycyjnych gospodarzy, którzy mówili tylko po rumuńsku. Ciekawe doświadczenie kulturowe.
Poza Bukowiną i Maramureszem polecam jeszcze przejazd trasą transfogaraską (byle nie w weekend).

Witam. W sierpniu planujemy pokonać podobną trasę . Chcemy rozpocząć w Szygiecie Marmaroskim i tam zostawic auto.  Mam pytanie logistyczne. W jaki sposób poradziliscie sobie z powrotem z Suczawy ? 
Takie blogi dają kopa :) gratuluję i pozdrawiam :)

@Chris, dzięki! Takie komentarze dają kopa! ;)

Najpierw zamierzaliśmy wracać do Sygetu (lub w okolice) pociągiem. Tuż przed wyjazdem okazało się, że nie będzie to łatwe, bo gdzieś po drodze (okolice Vatry Dornei?) akurat rozpoczęto roboty i część pociągów nas interesujących została odwołana. 

Ale szczęśliwie spotkaliśmy na podjeździe pod Przysłup Polaków spod Poznania, którzy także jeździli po Rumunii na rowerach. Przemek z córką i przyszłym szwagrem zabrali mnie z polskich wsi do samego Sygetu, skąd autem przyjechałem z powrotem na Bukowinę do Oli, która tego dnia wzięła udział w polskim święcie w Nowym Sołońcu.

Czyli pomogło trochę szczęścia i wielkopolskiej życzliwości :). 

Gdybyście mieli wątpliwości - mi pomogli ludkowie z rumuńskiego forum rowerowego ciclism.ro, pomagając własnie w rozwikłaniu wątpliwości co do poszczególnych rodzajów pociągów.

Połamania, fajnej Rumunii! :)

Piękne zdjęcia. Chyba każdy kto jechał w Rumunii rowerami spotkał się z atakującymi psami. Ja niestety jeszcze nie byłam w tym kraju. Nawet nie byłam na długim wyjeździe rowerowym! 

@Agnieszka, nic straconego, każdy dłuższy weekend może być okazją do mini wyprawy rowerowej :)

Jeździć w ciekawe i piękne miejsca to jedno, ale umieć zachęcająco to opisać lekkim językiem i zilustrować naprawdę dobrymi kompozycyjnie i jakościowo zdjęciami, to drugie. Wy macie i jedno i drugie - na pewno będę wracać na waszego bloga (pod kątem przygotowań własnych wyjazdów, ale i poczytać dla przyjemności) :-D Pozdrawiam serdecznie!

Bardzo dziękujemy, Rowerzystko :)

Te miłe słowa to na pewno trochę na wyrost, ale i tak nam niezmiernie miło :). Zaglądaj i czuj się jak u siebie :)

Pozdrawiamy :)

Idealizujesz Rumunię. W innych regionach jest brudno, zaczepiają cię Cygani i już nie dasz rady spac tak beztrosko bez obawy o rower na zewnątrz. Pewnie że spotykasz daej tych samych uśmiechniętych ludzi - ale już nie ufasz im jak w Maramureszu. Dobrze będzie jak twoi czytelnicy będa o tym wiedzieć.

@J., być może, być może! Ale chyba każdy mój Czytelnik zauważy, że piszę o wrażeniach z wyłącznie dwóch regionów. Że to tylko Maramuresz i Bukowina, nic więcej.

Ale i tak, nawet jeśli w centralnej Rumunii pojawi się więcej Romów, czy bezpańskich psów, to sądzę, że przyjazność ludzi pozostanie ta sama. Prawda?

Wybieramy się też do Rumunii tego lata. Szukamy noclegów w polskich wsiach.

Czy możesz poradzić nam jak ich szukać? Czy jest jakiś rumuński serwis noclegowy, odpowiednik tych polskich?

Cześc. Noclegów szukałbym albo u Łukasza ze stowarzyszenia Obczyny - wyżej powinien być link, albo przez Dom Polski w Nowym Sołońcu - mejlem? Łukasz albo przyjmuje gości u siebie, albo przekazuje namiary na innych gospodarzy w Pojanie Mikuli.

Strony rumuńskie - moim zdaniem nie mają sensu, bez problemu znajdzie się miejsce u lokalnych Polaków, nawet bezpośrednio na miejscu.

Daj znać po powrocie, proszę, jak daliście sobie radę :)

Co prawda także byłem na rowerze w Rumunii - przejechałem niemal całą z północy na południe, ale jakoś nie miałem okazji dłużej zabawić w Maramuresz. Od siebie mogę polecić na rower Drogę Transfogaraską, mega widoki! Podjazd jest długi, ale nie jest wcale taki trudny jak może się wydawać. :)

Byłam w Rumunii wiele lat temu. Miałam ambitny plan dotrzeć do Transylwanii, ale tak się zakochałam w górach, że zostałam w drewnianej chacie, całymi dniami włócząc się po stokach. Bardzo chcę tam wrócić, takie miejsca, a lbo się kocha, albo nienawidzi.

@Milady Ewo, trochę zazdrościłbym tej chatki... gdyby nie to, że nie dałbym rady długo usiedzieć w jednym miejscu ;).

A i samej Transylwanii mi nie żal. Cos mi się zdaje, że im dalej na południe, tym jednak inaczej w Rumunii. Nam na tej maramuresko-bukowińskiej północy było prawie doskonale. Taką Rumunię zapamiętaliśmy, nie za biedną, niebrzydką, serdeczną. 

Pozdrawiam! :)

Witam
Z ciekawością przeczytałem i obejrzałem zdjecia z Waszego pobytu w Rumunii. Moja podróż na przełomie maja/czerwca zaczęła sie na Ukrainie w Iwano-Frankowsku, potem Czerniwce przez Kołomyję i wjechałem do Bukowiny. Widoki zapierały dech w piersiach (podjazdy także). Następnie po zwiedzeniu zaplanowanych miejsc pojechałem przez wąwóz Bicaz do Transylwanii, Braszów, Sibiu i piekna (polecam) Sighisoara. Dwa dni w Sighisoarze na restart i drobne naprawy roweru i potem jazda na północ w kierunku Maramuresz. Maramuresz faktycznie wart każdego kapcia. Co do Sapanty to obowiazkowy punkt programu. ja byłem tam z samego rana więc spokój i cisza. Potem już zaczął sie mój powrót do Polski przez Węgry , Słowację, Bieszczady. No i niespodzianka, gdyż pociagi z Komańczy nie jeżdżą i ostatni odcinek trasy zrobiłem z Komańczy do Rzeszowa. I tu moja uwaga. Przejechałem 1600 km przez 4 kraje ale takiego chamstwa na drodze jak w Polsce nigdzie nie  spotkałem. Ot taka łyżka dziegciu na koniec.
Ps. W 2015 w planach Odessa przez Rumunię i Mołdawię lub tylko Rumunia wraz z trasą transfogaraską.
Zdjęcia z wyprawy:
https://www.facebook.com/zbigniew.dejewski/photos_albums
Pozdrawiam

@Zbigniew, dzięki za komentarz. Efektowna trasa! Początek interesuje mnie szczególnie, wśród różnych planów jest też właśnie i zachodnia Ukraina, dokladnie region odwiedzony przez Ciebie, choć na pewno jazda w kierunku Polski, do Lwowa.

Zdjęcia - świetne! Może warto pokazać je na własnym blogu? Na pewno zdjęcia, a przede wszystkim podróże, są tego warte :]

Natomiast nasza polska kultura... Cóż. Im człowiek częściej wyjeżdża, tym jednak zaczyna mieć inne zdanie o nas samych, prawda? Smutna prawda...? Ech.

Pozdrowienia! Udanej tegorocznej wyprawy! :)

Cieszę się, że trafiłam na ten artykuł, bo sama rozważam podróż w tamte strony. Mam kilka pomysłów gdzie się wybrać i Rumunia jest jednym z nich. Po lekturze postu i obejrzeniu zdjęć czuję się zachęcona :)

Pozdrawiam!

Magda, jedź koniecznie. Póki jeszcze jest prawdziwie, naturalnie. Bo z czasem, będzie pewnie jak powoli w Gruzji, gdzie powoli tradycja zaczyna przegrywać z komercją.

Odpozdrawiam :)

Rumunia na rowerze! Super, dopisuję na listę "do zrobienia". Mi udało się jak na razie autostopem pojeździć po Rumuni i mam fantastyczne wspomnienia. Piszesz o dość nieprzyjemnym, nazwijmy to,  incydencie ze społecznością Cygańską. Ja mam z Cyganami z Rumuni dużo lepsze wspomnienia. Udało mi się dotrzeć do jednej wioski i spędzić dwa dni w cygańskim domu. Poznałam ich troszkę bliżej. Nie tak bardzo jakbym chciała, ale spędziłam tam na prawdę ciekawy czas. Wytłumaczono mi między innymi, że polska poprawność polityczna nakazująca mówić o tej nacji Romowie zamiast Cyganie to mocna przesada. Sami mówią o sobie Cyganie. Poza tym niezwykle ciekawy jest temat kastowości.

http://www.banita.travel.pl/autostop-rumunia-cyganie/

Bardzo zazdroszczę Ci takiego podejścia i takiej realizacji podróżniczej ciągoty. Trzymam kciuki za Waszą wspólną Amerykę :)

Oj, zazdroszczę, że trafiliście na Bukowinie na polskie święto:) Musiało być jeszcze fajniej i piękniej niż jak świąt nie ma;)

Marzy mi się Rumunia na rowerach. Generalnie marzy mi się nieco dłuższy czas spędzony w tym kraju, bo jak do tej pory dwukrotnie byłam w nim tylko przejazdem.
PS. urocze zdjęcia :)

hello, sorry I do not speak Polish but want to say that your photo serie is great, I was also in that area, walking. Your photo's and respect to the culture makes me happy. Thanks, multimesc foarte, dzenkuje bardza .

Benjamin, graag gedaan, cu plăcere! :]

I think it's a pure pleasure to see, that there are still regions in Europe, where people live their own lives. No big deal for them, but the quite real experience for us :)

Thanks for your visit, hope to see you here in the future :)

Oglądam te zdjęcia, oglądam... Doszłam do 90-tego i się zorientowałam, że przede mną jeszcze250. Szacunek za siłę i cierpliwość w podpisywaniu i obrabianiu.

Co do Krymu, ja go wspominam dziwnie. W głębi lądu owszem tatarskoniezwykle. Ale miejscowości przybrzeżne mnie odrzucały na kilometry.

Agnieszka, wiem, zdaję sobie sprawę z tego, że jest ich za dużo dla oglądacza. Ale to dla mnie pamiątka, kronika miejsc. Widzę, że czeka mnie jakaś zmiana. Że wersja "moja" - to co jest - powinna być jeden link dalej. A tutaj, na tej stronie, powinna być jedna trzecia tego co jest. Wezmę to do siebie, obiecuję :]

A Krym - może jednak kiedyś uda się samemu sprawdzić. Tobie też zadroszczę :]

Ależ piękne zdjęcia! Mógłbym oglądać godzinami!

Fantastyczny region! O Bukowinie i Maramureszu marzę w ramach moich marzeń o trasie wzdłuż dawnej granicy CK Monarchii. Z uwagi na tą czterkulturowość, to chyba obok Krymu czy Bośni najbardziej... hmmm egzotyczna kraina blisko Polski

Marcin, jak zazdroszczę Karolowi, co Kołem się Toczy, że zdążył Krym odwiedzić. Kiedyś można było tak ciekawie objechać Morze Czarne. Kiedy to teraz będzie możliwe?

Zrobiliśmy dwa tygodnie temu (ja i mój mąż) prawie identyczną rowerowo-samochodową trasę:) Nawet widzę, że podobne rzeczy fotografowaliście (np. chociażby tę foliową wioskę cygańską czy tę samą kupkę drewna przy drodze:))). W Kaczyce też zajadałam móżdżek i również natrafiliśmy na Święto, z tymże z okazji 15 sierpnia:P Niestety byliśmy na północy Rumunii w tygodniu, więc na żadne weselisko się nie załapaliśmy:/ A w Sapancie może i cmentarz nie miał dużego uroku, ale za to okolice i mieszkańcy jak najbardziej! Za swój najlepszy nocleg również jednogłośnie uznaliśmy ten u Pani w Cabana Alpina (oczywiście kalendarz z Giewontem od razu zauważyłam:P), a tamtejsze góry zachwyciły nas bardzo - spotkaliśmy na szlaku dwie pary z Polski, pasterzy i zbieraczy jagód, żadnych turystów innych nacji. Natomiast mnie zawiodła Transylwania (bo i ten region zwiedziliśmy), zwłaszcza Braszów, i potem żałowałam, że dłużej nie zostałam na północy:/, ale dzięki temu już wiem, że jeśli Rumunia, to tylko Maramuresz i Bukowina:P Pozdrawiam! PS. w jakim programie obrabiasz zdjęcia?

Rumunia chyba sprzyja zbiegom okoliczności - na zdjęciach z polskich wsi jeździmy z Przemkiem, Michaliną i Łukaszem - Przemek jesienią pisał do nas mejla, a tu nagle spotykamy się w Rumunii i to dwukrotnie! :)

Z foliową wioską Cyganów to było tak, że gdy zjeżdżaliśmy z Prislopu stał w tamtym miejscu pierwszy, właśnie "zawijany" w folię dom. Gdy wracaliśmy samochodem tydzień później było już całe osiedle. Fotkę z powrotu zamieniłem z tą mniej efektowną.

A zauważyliście, że jeden z cygańskich "wozów" to był stary bordowy Opel na polskich blachach? Na tych karpackich dziurach mijał nas cały taki zmotoryzowany, wypchany po dachy, tabor... :)

Pozdrawiam, a jeśli macie gdzieś zdjęcia w Sieci, to chętnie zobaczę. Dzięki za fajny komentarz! :)

Jadę jutro! Będzie drewniany wyjazd ;)

Fajnie! Jedziesz z "Regionami"? Powodzenia i wracaj cały :)

Dodaj Twój komentarz