
Wschodni Szlak Rowerowy Green Velo
To była trzecia część naszych rowerowych wakacji w Polsce. Na świętokrzyski odcinek szlaku Green Velo trafiliśmy po kilku dniach jazdy po rowerowych trasach Jury Krakowsko-Częstochowskiej i po wizycie w Łódzkiem - w Nadpilicznych Parkach Krajobrazowych. Rowerowy Szlak Orlich Gniazd przypomniał się nam jako zawsze atrakcyjny klasyk, podczas gdy okolice Tomaszowa Mazowieckiego okazały się pomysłem na weekend pełen krajoznawczych smaczków. Ale jak naprawdę wygląda Wschodni Szlak Rowerowy - czy za bezsprzeczną medialną sławą i milionowymi nakładami nadążyły jakość podróżowania rowerem i krajoznawcza atrakcyjność?

Rowerowa statystyka - tysiące kilometrów, miliony złotych
Żeby zrozumieć klimat powstały podczas przygotowań, budowy i pierwszych miesięcy istnienia szlaku, warto spojrzeć na liczby z oficjalnej strony. Długością Green Velo pobił wszystkie znakowane szlaki rowerowe w Polsce i na pewno ich większość w Europie - to aż 2071 kilometrów! Jednak zaledwie 155 kilometrów liczą wyodrębnione odseparowane drogi rowerowe. Powstało aż 228 Miejsc Obsługi Rowerzystów wyposażonych w wiaty, stoły z ławami i tablice informacyjne, choć niestety chyba wszystkie z nich posiadają identyczną, ogólnopolską treść, nie mówiąc nic o lokalnych atrakcjach. Do oznakowania trasy użyto aż 7000 znaków, czasem stawiając je zdecydowanie za często. Szlak biegnie przez 5 województw, 144 gminy, 38 powiatów, 5 parków narodowych, 16 parków krajobrazowych, a te najbardziej atrakcyjne obszary wyróżniono w 12 tzw. królestwach rowerowych.

Trudna logistyka na świętokrzyskiej części szlaku
Nasz wyjazd zaczął się jak każdy inny - od planowania. Pierwsze spojrzenie na mapę i miłe "odkrycie", że z naszej trasy w Łódzkiem mamy przysłowiowy rzut beretem do Green Velo - zaledwie 50 kilometrów do Końskich, gdzie zaczyna się świętokrzyska część Wschodniego Szlaku Rowerowego. Jednak szybko przyszło otrzeźwienie - jeśli zostawimy tam auto, w jaki sposób do niego wrócimy? Nie chcemy tracić czasu na powrót rowerami - przyjechaliśmy tu wyłącznie by przejechać się słynnym szlakiem. Ostatni pociąg z Końskich odjechał w 2009 roku. Żeby dostać się do innej pobliskiej stacji - Opoczna, z Kielc lub Sandomierza trzeba pociągami zrobić uciążliwy objazd. Na jazdę z rowerami lokalnymi autobusami mamy za słabe nerwy. I tak przyszła pierwsza porażka - odpuszczamy pierwszy odcinek z myślą z tyłu głowy: czy fatalna dostępność wpłynie na jego popularność? My pierwszy raz po Green Velo pojedziemy jedynie z Kielc do Sandomierza.

Wieczór w sympatycznych Kielcach
Kielce z przyjemnie zadbanym centrum robią na nas sympatyczne wrażenie. Tego dnia na odświeżonym, przytulnym rynku odbywa się dyskoteka - centralnie ustawioną sceną rządzi 78-letnia dj Wika porywając mieszkańców do zabawy. Turystów jest niewielu, albo wręcz bardzo niewielu - nie mamy nawet problemów by w dzień przyjazdu w środku wakacji dostać pokój w przyzwoitym hotelu za najniższą stawkę. Jeśli więc szukać powodów stworzenia odcinka Green Velo w Świętokrzyskiem, to ściągnięcie turystów do trochę zapomnianych turystycznie Kielc może być jedną z tych idei, którym można przyznać rację.

OTB na dzień dobry :-)
Pierwsze kilometry jazdy upływają na umiarkowanych zachwytach. Łącznik łączący Kielce z główną nitką Green Velo prowadzi przez centrum miasta efektowną trasą wzdłuż kanału rzeki Silnicy. Rzeka to nie byle jaka, bo jak mówi legenda, książę Mieszko, syn Bolesława Śmiałego, strudzony polowaniem napił się wody właśnie z Silnicy, nabierając dzięki temu ponownie sił do łowów - stąd jej nazwa. A Kielce? Ten sam Mieszko później znalazł zwierzęce kły, które dały nazwę nowej osadzie: Kiełcom - dzisiejszym Kielcom. I to pewnie duch Mieszka, w zemście za mój publiczny dystans do największej polskiej rowerowej inwestycji sprawił, że miło zaskoczony miejskim łącznikiem straciłem czujność na oryginalnym rowerowym przejeździe wzdłuż rzeki pod szosą i zaliczyłem efektowne "OTB". Nieźle się zaczynało... :-)

Mapa Green Velo - gratis z miejskiej informacji
Szlak biegnący przez zielone tereny Kielc szybko wyprowadza nas z miasta. Fajnie jedzie się przez Skwer Harcerski im. Szarych Szeregów, gdzie rowerowy łącznik biegnie Aleją Sław z 46 popiersiami sławnych postaci. Za chwilę po stromym podjeździe rzucamy okiem na znaną Kadzielnię, mijamy nowoczesny stadion Korony Kielce i... jeszcze w Kielcach dwukrotnie dwa niejasne oznaczenia prowadzą nas w złą stronę. A potem zaczyna się już właściwe Green Velo, którym przez dwa dni będziemy zmierzać do Sandomierza. W mapniku ląduje bezpłatna mapa szlaku otrzymana w miejskiej informacji turystycznej w Kielcach.

Szybko okazuje się, że jest trochę... dziwnie. Jeśli przyzwyczailiście się, że szlaki turystyczne prowadzą Was od jednego ciekawego miejsca do drugiego, to tutaj zdecydowanie będzie Wam tego brakowało. Znaki rowerowego szlaku prowadzą po lokalnych, cichych szosach i przyjemnych leśnych drogach, prowadząc przez miejsca, których przed powstaniem Green Velo może nie odwiedził żaden turysta. Z jednej strony to kojąca duszę sielanka, z drugiej - jest bardzo monotonnie. Dochodzimy do wniosku, że gdyby nie chęć zobaczenia samego Green Velo, zdecydowanie wolelibyśmy odwiedzić położone na południe Chmielnik, Szydłów i Staszów, albo zobaczyć Góry Świętokrzyskie i Opatów, leżące na północ.

Kiedyś największy pałac w Europie
Wśród tych niewielu miejsc na świętokrzyskim przebiegu Wschodniego Szlaku Rowerowego Green Velo atrakcyjnych z krajoznawczego punktu widzenia jest Ujazd. Mała wieś z niezwykle malowniczymi ruinami pałacu Krzyżtopór przed wybudowaniem Wersalu szczyciła się mianem największego pałacowego obiektu w Europie! W efekcie prowadzonej w latach 2010-2013 inwestycji, finansowanej przez Unię Europejską i województwo świętokrzyskie, efektowną ruinę zabezpieczono i przygotowano do zwiedzania. Do dziś zachowało się aż 90% murów i 10% sklepień, co wydaje się być kluczowym powodem dla wielu pojawiających się w ostatnich latach planów odbudowy Krzyżtoporu.

Po jasnym tłuczniu jak po czerwonym dywanie
Za malutkimi Holendrami wjechaliśmy na oryginalną, prawie białą nawierzchnię leśnej drogi. Utwardzony jasnym, wapiennym kruszywem szlak w leśnym, naturalnym otoczeniu robił na nas trochę surrealistyczne wrażenie - był jak czerwony dywan wprowadzający gwiazdy na światowe salony. Warto jednak pamiętać, że ten pozornie nierealny wizualnie budulec właśnie tutaj ma swoje mocne uzasadnienie - obszar Gór Świętokrzyskich to jeden z głównych obszarów występowania powierzchniowego wapienia w Polsce. Z jednej strony wciąż dość przyjemny w jeździe - lubimy tego typu nawierzchnie, z drugiej - bardzo słabo związany z podłożem nie zapowiada długotrwałego rowerowego udogodnienia. Towarzyszył nam potem jeszcze kilkukrotnie, prowadząc nawet przez sady przed Sandomierzem.

Jabłka, gruszki, śliwki, czereśnie, morele...
Mieszkańcy okolic Sandomierza szczycą się tym, że to właśnie na granicy Wyżyny Sandomierskiej z Kotliną Sandomierską na polecenie królowej Bony wprowadzano do hodowli wiele warzyw i owoców, znanych wcześniej z terenów południowej Europy. To tutaj po raz pierwszy w Polsce zaczęto hodować takie warzywa jak kalafior, pomidor, kapusta, pietruszka, marchew czy por, dzisiaj zupełnie codzienne na polskich stołach. Nam Green Velo kluczący wśród jabłoniowych sadów przed Sandomierzem przypominał klimaty z doliny Adygi z naszej wyprawy przez Alpy Wschodnie lub znad Renu w Szwajcarii. I tu, i tam, na drzewach można było podziwiać mnóstwo owoców. Brakowało tylko samoobsługowych stoisk z sokiem jabłkowym, płatnych w stojącej z boku skarbonce.

Najpiękniejsze małe miasto w Polsce
I to właśnie drogami wśród sadów owocowych Wschodni Szlak Rowerowy doprowadził nas do przepięknego Sandomierza. To miasto to absolutna perełka na trasie, ale i brylant wśród wszystkich polskich miast. Nazywane też "małym Rzymem" z powodu położenia na siedmiu wzgórzach atmosferą wynagradza w 200% te dwa dni mało zajmującej jazdy. Najlepiej chyba trafić tam jak my, w słoneczny, letni dzień, by móc podziwiać zadbane sandomierskie zabytki wśród rozkwieconych klombów. I najlepiej zaplanować w Sandomierzu pobyt dłuższy niż normalny przystanek na trasie. Spiesząc się na pociąg powrotny do Kielc obiecaliśmy sobie zajrzeć tu ponownie, poświęcając pięknemu miastu nad Wisłą i jego wspaniałym zabytkom więcej czasu.

Green Velo - bardziej pretekst niż pomysł
Nam - niestety - świętokrzyskie Green Velo na dzień dzisiejszy wydaje się wciąż bardziej pretekstem niż pomysłem. Niezrozumiałe położenie początku szlaku, niewielka atrakcyjność krajoznawcza za wyjątkiem Kielc, Ujazdu, Klimontowa i Sandomierza - to chyba zbyt mało atutów, jak na prawie 200 kilometrów szlaku. Green Velo rozczarowuje i niestety nie wprowadza rewolucji w polskiej turystyce rowerowej. Potężna kampania promocyjna przypomina dmuchanie wielkiego balona, z którego niedługo zacznie schodzić powietrze. Oferowanemu zagranicznym turystom na europejskich targach szlakowi niestety daleko do rozwiązań z europejskich szlaków rowerowych, widzianych przez nas chociażby u naszych sąsiadów - na czeskich Morawach, w Brandenburgii czy na niemieckim wybrzeżu Bałtyku. Gdybym miał całe wielomilionowe przedsięwzięcie skomentować jednym zdaniem, powiedziałbym: szkoda wielkiej zmarnowanej szansy.

Czy warto więc planować rowerową podróż po tym słynnym szlaku rowerowym w Świętokrzyskiem? Jeśli szukać oderwania w świętokrzyskiej głuszy, a może chcieć dostrzec, gdzie podziało się te prawie 300 milionów złotych - to dobry kierunek, choć o odpowiedź będzie trudno. Jeśli zaś oczekujecie atrakcji, interesujących miejsc na trasie - powędrujcie palcem na mapie choćby kilkanaście kilometrów na północ lub południe. Świętokrzyskie to wciaż przepiękny region naszego kraju, ale Wschodni Szlak Rowerowy Green Velo wcale nie jest najlepszym sposobem by się o tym przekonać.

Jak dostać się na Wschodni Szlak Rowerowy?
Na pewno najłatwiej dotrzeć do Kielc. Ciekawostką komunikacyjną jest pociąg, ktory kursuje tylko w weekendy z Kielc do Sandomierza i z powrotem. Nowoczesny skład Impuls z nowosądeckiego Newagu w ramach specjalnej, letniej oferty dowozi mieszkańców Kielc i miast leżących na trasie przejazdu do popularnego miasta nad Wisłą. I jest planowany również na lato 2017. Niestety, poza weekendami o rozsądne połączenie kolejowe pomiędzy Kielcami a Sandomierzem jest niezwykle trudno. Dostać się do Końskich - jedynie przez pobliskie Opoczno. Poza okresem letnim połączenia pomiędzy dwoma końcami województwa a Kielcami są niestety fatalne. To oczywiście nie uniemożliwia wizyty na świętokrzyskim odcinku Green Velo, ale na pewno liczbę chętnych na krótki dwu-trzydniowy pobyt w Świętokrzyskiem zawęzi do tych naprawdę zdeterminowanych.

Gdzie spać na Kielecczyźnie?
Jeśli nie weźmiecie ze sobą namiotu, w okresie letnim o nocleg pod dachem na trasie Green Velo w Świętokrzyskiem może być równie trudno, jak o atrakcje krajoznawcze. W lipcu 2016 roku wszystkie gospodarstwa agroturystyczne jakie znaleźliśmy w Internecie były zajęte lub nie chciały nam wynająć pokoju na jedną noc. Spaliśmy w hotelach i pensjonatach znalezionych na stronach Booking.com. Być może sytuacja noclegowa wkrótce polepszy się, dzięki trwającym staraniom regionalnych organizacji turystycznych mających na celu pozyskanie miejsc noclegowych do współpracy przy tworzeniu sieci MPR - Miejsc Przyjaznych Rowerzyście.