- Garść podstawowych informacji na początek
- Bardzo dobry dojazd koleją
- "Oprócz zamku tu nic nie ma..."
- Nocleg na zamku krzyżackim w Nidzicy
- Dobre drogi rowerowe na start
- Piękny rezerwat źródeł rzeki Łyny
- Turyści na staropruskiej mogile
- Największy cmentarz wojenny Warmii i Mazur
- Dobre drogi na południowym odcinku
- Na granicy Warmii i Mazur
- Piękne warmińskie lasy dookoła
- Jeden szlak - cztery sposoby znakowania
- W Olsztynie warto spędzić dodatkowy dzień
- Drugi najlepszy odcinek Łynostrady
- Chwila na podziwianie dzikiej Łyny
- Ser szwajcarski, piaskownica i warmińskie wertepy
- Zaskakujące znakowanie Łynostrady
- Doskonałe drogi rowerowe są możliwe
- Dobre Miasto dobre dla mieszkańców
- Wanna przed pałacem biskupów warmińskich
- Rowerem po dawnych liniach kolejowych
- Rzeki i fosa podkreślają piękno zamku
- Hotel Krasicki wśród Miejsc Przyjaznych Rowerzystom
- Muzeum Warmińskie od piwnic aż po wieżę
- Po Łynostradzie na Green Velo
- Jeszcze jedna pokolejowa droga rowerowa
- Piach, bruk i trylinka na Green Velo
- Przyjemne Miejsce Przyjazne Rowerzystom
- Zrujnowany piękny pałac w Prośnie
- 600-letnia wieża kościoła w Sątocznie
- Cieszyć się tym co dobre i bardzo dobre
Garść podstawowych informacji na początek
Historia nowego szlaku rowerowego na Warmii zaczęła się od powstania “olsztyńskiej” Łynostrady, której projekt wygrał głosowanie w Olsztyńskim Budżecie Obywatelskim w 2015 roku. Łynostrada w Olsztynie ma długość około 11 kilometrów i przecina miasto z południa na północ. Nawierzchnia - przeważnie szutrowa, poza odcinkiem miejskim w centrum Olsztyna, gdzie prowadzi po istniejących drogach rowerowych i ciągach pieszo-rowerowych. Po pozytywnym przyjęciu Łynostrady w Olsztynie powstała koncepcja przedłużenia jej na północ i połączenia Olsztyna z Lidzbarkiem Warmińskim, a tu ze szlakiem Green Velo. Dzięki pracy olsztyńskich aktywistów w 2019 roku wytyczono i wyznakowano tzw. "warmińską" Łynostradę, czyli 56 kilometrów szlaku rowerowego z Olsztyna przez Dobre Miasto do Lidzbarka Warmińskiego.
Kolejne dwa lata przyniosły prace nad odcinkiem położonym na południe od Olsztyna. Dzięki wsparciu Urzędu Marszałkowskiego Województwa Warmińsko-Mazurskiego wytyczono 47-kilometrowy odcinek południowy Łynostrady łączący Olsztyn z Nidzicą, a właściwie z maleńkim przystankiem kolejowym Dobrzyń koło Nidzicy. Tu przeważają nawierzchnie naturalne lub szutrowe, przeważnie przyzwoite, choć zdarza się, że gruby żwir i kamienie na pewnych odcinkach pogarszają komfort jazdy. Niewielka część dystansu to również spokojne drogi publiczne przed samym Olsztynem, a także drogi rowerowe - koło Nidzicy i w południowej części Olsztyna. Długość całej Łynostrady od Dobrzynia (Nidzicy) przez Olsztyn do Lidzbarka Warmińskiego wynosi około 115 kilometrów.
Bardzo dobry dojazd koleją
Mój wyjazd na Łynostradę zaczałem w Nidzicy. Dojazd pociągiem z Gdańska jest doskonały - 2 godziny i 20 minut, jedna przesiadka. Z Warszawy - bezpośrednie połączenie i czas jazdy poniżej 2 godzin. Z południa Polski - na przykład z Krakowa - kursują również bezpośrednie pociągi z czasem przejazdu do Nidzicy około 6 godzin. Z przyjemnością dodam, że po wprowadzeniu do służby kilkudziesięciu nowych wagonów combo w zeszłym roku znacznie poprawiła się wygoda przewozu rowerów w pociągach dalekobieżnych. Na Łynostradę - z Gdańska przez Działdowo do Nidzicy, a potem z powrotem do domu - z Korsz do Gdańska - jechałem w naprawdę przyzwoitych warunkach, zawsze z miejscem do siedzenia koło przedziału rowerowego.
"Oprócz zamku tu nic nie ma..."
W Nidzicy, po objechaniu niewielkiego rynku, zajrzałem do odnowionego ratusza. Zaczepiona urzędniczka z uśmiechem odparła, że w Nidzicy oprócz zamku nic nie ma - to nie do końca prawda. W drodze do zamku warto spojrzeć chociażby na dawną siedzibę Browaru Zamkowego Nidzica, który warzył piwo do 1945 roku. Browar zlikwidowała… Armia Czerwona, a po wojnie zastąpiła go fabryka oranżady. Pod koniec lat 50-tych rozpoczęto produkcję miodów pitnych: półtoraków, dwójniaków i innych w nowej Wytwórni Win i Miodów Pitnych, która obecnie produkuje nidzickie trunki pod nazwą Miody Nidzica i wpisana jest na listę obiektów dziedzictwa kulinarnego Warmii, Mazur i Powiśla. W zabytkowym budynku dawnego browaru mieści się sklep firmowy, a zakupiona w nim niewielka buteleczka miodowego napitku towarzyszyła mi podczas pierwszego wieczoru na zamku w Nidzicy.
Nocleg na zamku krzyżackim w Nidzicy
Zamek w Nidzicy usytuowany jest na wzgórzu górującym nad centrum miasta. Cały teren zamku otaczają wysokie, gęste drzewa XIX-wiecznego parku, co utrudnia podziwianie zamkowej sylwetki w sezonie wiosenno-letnim. Z lotu ptaka widać jednak dwie masywne wieże mieszkalne, zajmowane obecnie przez funkcjonujący w zamku hotel. Wieże z tzw. domem wielkim łączą obronne krużganki w skrzydłach północnym i południowym. Pod wieżami, otoczone zamkowym murem, znajduje się przedzamcze, przez które biegnie jedyna droga do mieszczących się w zabytkowym obiekcie Muzeum Ziemi Nidzickiej, nidzickich placówek kulturalnych, a także restauracji Ordo i hotelu.
Na nocleg na nidzickim zamku namawiam szczególnie, w końcu nieczęsto nadarza się okazja na spędzenie nocy w pomieszczeniach, w których kilka wieków gościć mogli średniowieczni władcy, kupcy czy rycerze. Tym bardziej przy dość rozsądnym koszcie noclegu (ze śniadaniem podawanym w restauracji) jak ten na zamku w Nidzicy. Z okien pokoju miałem widok na wewnętrzny dziedziniec nidzickiego zamku, co dodatkowo podkreślało klimat noclegu. Rower nie był problemem dla obsługi, choć w zamkowym hotelu brakuje specjalnego pomieszczenia na rowery. Moje dwa kółka spędziły noc zamknięte w sali konferencyjnej.
Dobre drogi rowerowe na start
Nie spodziewałem się, że pierwsze 10 kilometrów mojego wyjazdu - od zamku w Nidzicy aż do małej wsi Łyna, koło której leżą źródła rzeki Łyny - to będą drogi rowerowe. Mimo że zbudowane z kostki i czasem mają formę jedynie ciągu pieszo-rowerowego, to jednak zapewniają skuteczną izolację ruchu rowerowego od samochodowego i dają okazję na wcale niekrótki, przyjemny start wycieczki po Łynostradzie. Swoją drogą, to dziwne, że mimo wspomnianych bezpiecznych dróg rowerowych z centrum Nidzicy, początek Łynostrady zaplanowano przy nieco przypadkowym przystanku kolejowym Dobrzyń, oddalonym o kilometr od zabudowań wsi Łyna. Zachęcam więc do obywatelskiego, turystycznego nieposłuszeństwa: zaczynajcie Wasze trasy po Łynostradzie właśnie w Nidzicy, najlepiej po noclegu na zamku i rzuceniu okiem na spokojne miasteczko.
Piękny rezerwat źródeł rzeki Łyny
Na obrzeżach wsi zaczyna się piękno rowerowej wycieczki Łynostradą i jej największa atrakcja przyrodnicza. Za tablicami rezerwatu przyrody “Źródła Rzeki Łyny” w lesie znika wąska, dopuszczona do ruchu turystycznego ścieżka, którą wjeżdżam na teren rezerwatu, choć oficjalnie Łynostrada przecina rezerwat ponad kilometr dalej. Przejazd przez rezerwat jest świetny. Twarda, wygodna dla roweru leśna ścieżka biegnie przez gęsty, chłodny, nieco ciemny las wzdłuż jednego z wielu drobnych strumieni. Większość z nich ma swój początek w tzw. cyrkach dolinnych - półkolistych zagłębieniach w zboczach, które powstają w wyniku podmywania przez powiększające się źródła. Następnie wszystkie biegną do obszernego rozlewiska, które daje początek Łynie. Obszar rozlewiska porasta wysoki, wieloletni ols, który podczas mojego pobytu wiosną był naprawdę zachwycający. Już dawno żaden z rezerwatów przyrody nie wywarł na mnie takiego wrażenia.
Turyści na staropruskiej mogile
W centralnym miejscu rezerwatu tuż przy wyznaczonej ścieżce turystycznej stoi kurhan, który jednak organizatorom ruchu turystycznego w rezerwacie posłużył za miejsce do postawienia stolików i ław dla turystów. Jeśli rzeczywiście miejsce to jest staropruskim kurhanem, jak jest opisywany, czyli po prostu mogiłą sprzed wielu wieków, to chyba moja turystyczna wrażliwość przyjmuje widok ławek i stołów na dawnej mogile za mocno niestosowny. Warto wiedzieć, że wokół rozlewiska w rezerwacie “Źródła Rzeki Łyny” biegnie jeszcze jeden ciekawy odcinek trasy turystycznej - z drewnianymi pomostami i punktami widokowymi, niedostępny dla rowerzystów ze względu na schody i strome odcinki.
Największy cmentarz wojenny Warmii i Mazur
Niedaleko Łyńskiego Młyna, po minięciu bobrowego żeremia świetnie widzianego z drogi, zatrzymuję się przed furtką prowadzącą na największy na Warmii i Mazurach cmentarz wojenny z I wojny światowej. Na tej nekropolii spoczywa ponad 1400 żołnierzy niemieckich i rosyjskich - wszyscy zginęli w sierpniu 1914 roku podczas bitwy pod Tannenbergiem, która rozegrała się w okolicach Frąknowa, Łyny i Orłowa. Dobrze zachował się układ cmentarza, kształt kwater, czytelne są nawet nazwiska poległych wyryte w kamiennych nagrobkach. Jeszcze w 2020 roku stała tutaj stara pompa wykonana w Królewcu. Niestety, została skradziona i mimo poszukiwań prowadzonych przez miłośników lokalnej historii słuch o niej zaginął. Choć od dawna nieczynna, miała oryginalną budowę i przez lata współtworzyła niezwykły klimat mazurskiego cmentarza wojennego.
Dobre drogi na południowym odcinku
Niezłym elementem całego południowego odcinka Łynostrady są drogi. Nie wszystkie są doskonałe - zdarzają się fragmenty z nieprzyjemnym, grubym żwirem lub kamieniami. Jednak jeśli spojrzeć na Łynostradę jak na szlak z kategorii tras naturalnych, to południowa część Nidzica-Olsztyn jest dość przyjemną, dobrze przejezdną trasą. Na pewno spodobałaby się amatorom graveli - jest twardo, dość szybko, prawie cały czas w lesie, niemal bez ludzi i samochodów. Może nadawać się również na wycieczkę ze starszymi dziećmi, ze względu na naprawdę niewielki kontakt z obszarami zamieszkanymi. Warto jednak pamiętać, że na trasie brakuje typowych atrakcji dla dzieci.
Na granicy Warmii i Mazur
Bardzo zachęcam, by między Kurkami a Ząbiem rozglądać się za tablicą oznaczającą miejsce, gdzie Warmia graniczy z Mazurami. To jedyna możliwość na trasie, by stojąc w odpowiednim rozkroku znaleźć się jednocześnie i na Warmii, i na Mazurach. Ząbie to już Warmia, Kurki to jeszcze Mazury. Czytając krótkie opisy z tablicy warto też zwrócić uwagę na daty powstania obydwóch wsi - to XIV-XV wiek. A więc i niepozorne Kurki, które mamy za sobą, i Ząbie, które widać w dali po prawej stronie, a przez które zaraz poprowadzi Łynostrada, mają około 500-600 lat. Tablica niestety nie wspomina o jej autorze, więc tutaj, trochę w ciemno, rzucam słowa podziękowania za jej postawienie. Ciekawa rzecz - dobra robota!
Piękne warmińskie lasy dookoła
Na pozytywne wrażenia z trasy na pewno wpływa ogromnie przyjemne leśne otoczenie. Południową część Łynostrady wspominam dzisiaj jako niemal w całości leśną, biegnąca przez różnego rodzaju kompleksy leśne, choć przecież zdarzały się też odcinki przez wsie czy po odkrytym, bezleśnym terenie. Tę mnogość moich leśnych wrażeń na pewno współtworzy tumak - kuna leśna, którą zaskoczyłem tuż przy drodze. W pierwszym odruchu próbowała uciekać na stojącą obok sosnę - pierwszy raz widziałem kunę wspinającą się na drzewo. Dopiero po chwili, widząc że jej nie gonię i nie atakuję, zeszła na ziemię i nawet pozwoliła zrobić sobie zdjęcie w zgrabnej pozie.
Bardzo przyjemny jest dojazd do Olsztyna. Przed dotarciem do miasta Łynostrada przez około 10 kilometrów prowadzi przez Las Warmiński, jeden z największych leśnych rezerwatów przyrody w Polsce. Ponad 130 lat temu pruscy leśnicy prowadzili tu badania nad uprawą obcych gatunków drzew, z których do dzisiaj pozostały jeszcze skupiska daglezji zielonej, dębu czerwonego i żywotnika olbrzymiego. W latach późniejszych do tutejszej leśniczówki na polowania przyjeżdżał feldmarszałek Paul von Hindenburg, a w czasie II wojny światowej - nazista Hermann Goering. Po 1945 roku dostęp do tych terenów mieli tylko komunistyczni dygnitarze, tym samym lasy przez wiele lat pozostawały zamknięte dla zwykłego człowieka. W znanym ośrodku w Łańsku wypoczywali m.in. Gomułka, Cyrankiewicz i Gierek.
Jeden szlak - cztery sposoby znakowania
Ale im dalej w las, tym więcej drzew i… znaków. Przez dwa dni jazdy dostrzegłem aż cztery różne sposoby znakowania Łynostrady, która w dodatku na tych niewiele ponad 100 kilometrach w jednej połowie jest znakowana zielonym kolorem, a w drugiej - niebieskim. Zielona połowa jest znakowana za pomocą trzech różnych typów oznakowań, a niebieska - jednego. Z kolei na południe od Olsztyna i w samym Olsztynie szlak jest po prostu Łynostradą, by na północ od stolicy województwa stać się jednak Łynostradą. Mocno zaskoczył mnie również znak, który towarzyszy południowej części trasy, czyli malowany na drzewach pomarańczowy kwadrat z rowerem i zielonym symbolem koloru. Wprawne oko szybko dostrzeże, że to niemające uzasadnienia w przepisach połączenie znaku R-1, który jednak powinien mieć białe tło, z pomarańczowym znakiem R-4, który występuje w formie znaków drogowych, jak na trasach Velo Małopolska.
W Olsztynie warto spędzić dodatkowy dzień
Jeśli nigdy nie zwiedzaliście Olsztyna, jazda Łynostradą może być dobrą okazją na nadrobienie zaległości. Tym bardziej, że Olsztyn jest miastem, które chyba nie może się nie podobać. Koniecznie do zobaczenia są tętniące życiem Stare Miasto, przyjemnie zaaranżowane brzegi olsztyńskich jezior - również z myślą o rowerzystach, a także kilka innych, bardziej tradycyjnych, ale charakterystycznych dla historii miasta, a przez to wartych odwiedzenia, atrakcji. Wśród nich są te dwie najważniejsze - Muzeum Warmii i Mazur i Obserwatorium Astronomiczne mieszczące się w dawnej wieży ciśnień. Na zwiedzanie Olsztyna warto spędzić nawet jeden dodatkowy dzień wyjazdu.
Nie sposób w Olsztynie nie dostrzec wspaniałego historycznego tła, w którym jedną z najważniejszych postaci był Mikołaj Kopernik. Kopernik przybył do Olsztyna 500 lat temu - w 1521 roku. Stąd jako administrator dóbr kapituły warmińskiej zarządzał posiadanymi przez biskupstwo włościami. Dla turysty rowerowego zaglądającego do Olsztyna ciekawym wyobrażeniem będzie to, że to właśnie olsztyńskie niebo służyło wielkiemu astronomowi za narzędzie jego wielkich odkryć, które opublikował w słynnym dziele “O obrotach sfer niebieskich” 20 lat później we Fromborku. A zaglądając do biografii Mikołaja Kopernika przypomniałem sobie też naszą podróż do… Włoch, bo Kopernik rozpoczynał studia prawnicze w Bolonii. A Bolonia to przecież przepiękna Emilia-Romania, po której jeździliśmy kilka lat temu.
Drugi najlepszy odcinek Łynostrady
Olsztyński odcinek Łynostrady to rzecz na tyle sympatyczna, że warto wrócić na nią w miejscu, w którym z niej zjechaliście poprzedniego dnia - oczywiście jeśli spędziliście w Olsztynie noc. I choć Łynostradę trudno nazwać prawdziwą miejską rowerową arterią, przede wszystkim ze względu na długie odcinki po szutrowo-kamienistej nawierzchni, a także przez liczne i mało wydajne w szybkiej, miejskiej jeździe “przeszkadzajki” i mocno kręcący przebieg trasy, to jednak w kategorii trasy turystycznej to na pewno bardzo przyjemna rzecz. A gdyby szutrowa nawierzchnia w Olsztynie miała standard niemiecki, a nie polski, to Łynostradzie byłoby blisko do świetnej rowerowej autostrady, jaka biegnie przez las miejski w Lipsku w Saksonii, z południa na północ miasta. Wtedy po gładkiej szutrowej trasie mijały nas tłumy rowerzystów wracających z pracy, szkoły, uczelni. W Olsztynie na Łynostradzie raczej nie ma tłumów.
Zaraz za Starym Miastem, po minięciu nowoczesnego budynku Browaru Warmia, doskonale nawiązującego stylem do warmińskiego gotyku, a także po przejechaniu pod dwoma imponującymi 150-letnimi wiaduktami kolejowymi, zaczyna się drugi najlepszy (po źródłach Łyny) odcinek "warmińskiej" Łynostrady - przejazd przez Las Miejski w Olsztynie. Mimo że to dość wymagający odcinek, który na pewno niejednego rowerzystę zmusza do pchania roweru w kilku miejscach, byłem nim zachwycony. Bez wahania stwierdzam, że olstyński Las Miejski to teraz mój drugi ulubiony las miejski w Polsce, oczywiście po naszym fantastycznym Trójmiejskim Parku Krajobrazowym. Następnym razem biorę buty do biegania!
Chwila na podziwianie dzikiej Łyny
Łyna podczas przejazdu przez Las Miejski w Olsztynie jest pierwszoplanową gwiazdą. Wrażenie robią już pierwsze widoki na rzekę z wysokiego, może i około 20-metrowego, stromego zbocza doliny, jakiego tu się nie spodziewałem. Do tych wrażeń krajobrazowych za chwilę dołączają kolejne, i kolejne. Łynostrada prowadzi tędy w naprawdę bardzo urozmaicony sposób i po dobrej, twardej leśnej nawierzchni - można spokojnie cieszyć oczy lasem, a nie patrzeć pod koła unikając dziur. Zachęcam by zatrzymać się na jednym z mostów nad Łyną i rozejrzeć po porośniętych bujną roślinnością brzegach. A najlepiej byłoby rozłożyć na moście jakiś leżak i zafundować sobie seans… łynoterapii. Żałowałem, że przejazd przez Las Miejski to zaledwie 5 kilometrów, które w dodatku kończą się… schodami przy elektrowni Łyna.
Ser szwajcarski, piaskownica i warmińskie wertepy
Te schody przy elektrowni to nie tylko dosłowna seria 20 stromych schodków, które trzeba pokonać by wydostać się znad Łyny, ale i gorzka metafora tego, co czeka rowerowego turystę w dalszej części szlaku. Najpierw szlak prowadzi przez teren, który - jeśli wierzyć stojącym tablicom - jest prywatną własnością. Tabliczka o groźnych psach i z zakazem wjazdu, brak drogowskazu Łynostrady na ważnym skrzyżowaniu oraz ręcznie wykonana tablica “Olsztyn” wskazująca inny kierunek niż ten, z którego właśnie przyjechałem, ewidentnie dają do zrozumienia, że ktoś tu nie przepada za rowerzystami. Na kolejnych kilometrach Łynostrady czeka i “ser szwajcarski” z dziur w drodze, i niejedna “piaskownica”, i także kamienie, którymi ktoś chciał załatać dziury w drodze. Turystyczny szlak rowerowy aspirujący do miana atrakcji regionu zdecydowanie nie powinien prowadzić drogami tej jakości.
Zaskakujące znakowanie Łynostrady
W dodatku do wrażeń nawierzchniowych, które powodowały, że częściej patrzyłem pod koła niż rozglądałem się po ciekawej okolicy, doszły jeszcze te znakarskie. Oznakowanie większości znaków na północnym odcinku Łynostrady jest w fatalnym stanie - popękane, połuszczone, odklejające się od metalowej podstawy. Ale nie mogło być inaczej, skoro do wykonania drogowskazów użyto zwykłej folii samoprzylepnej, a słońce, deszcz, mróz, wiatr i wahania temperatury dosłownie zdewastowały wykonane w niewłaściwy sposób znaki. Myślę że spokojnie można założyć, że do kolejnego sezonu przetrwa niewiele z nich.
Na tym odcinku jest jeszcze coś zaskakującego - to tabliczki z kilometrażem mającym wielkość paznokcia, wiszące po lewej (!) stronie szosy. Takie działanie to narażanie na niebezpieczeństwo rowerzysty, który aby dostrzec treść niemożliwej do odczytania z kilku metrów tabliczki zjedzie w lewo, ku osi jezdni, może akurat pod wyprzedzający go z tyłu samochód. Od razu przypomniałem sobie, że nie dalej niż miesiąc temu pokazywałem doskonały, prosty, logiczny i czytelny sposób znakowania szlaków rowerowych w Niemczech, gdy opisywałem szlak rowerowy Odra-Sprewa w Brandenburgii. Żałuje, że rozwijając turystykę rowerową w Polsce nie naśladujemy tych najlepszych w Europie w turystyczno-rowerowym rzemiośle.
Doskonałe drogi rowerowe są możliwe
Przed Dobrym Miastem "warmińska" Łynostrada wjeżdża na świetną drogę rowerową. Równy gładki asfalt zapewnia właściwy komfort jazdy i jednocześnie pokazuje, że jednak można zrobić coś więcej dla mieszkańców i turystów. Wykoszono nawet trawę wokół ścieżki, za czym jednak specjalnie nie przepadam. Droga rowerowa przed Dobrym Miastem to doskonały dowód na to, że budowa wybornej drogi rowerowej we wcale niełatwym terenie na Warmii i Mazurach jednak jest możliwa. Chociaż obrzeża - czyli zastosowane tu krawężniki - są oczywiście zupełnie zbędne. Najlepsi w Polsce - Małopolska i Pomorze Zachodnie - budują bez obrzeży obniżając w ten sposób koszt budowy kilometra dobrej, wygodnej drogi rowerowej.
Dobre Miasto dobre dla mieszkańców
W Dobrym Mieście z ogromną przyjemnością patrzę na fajnie zagospodarowany teren w środku miasta. Nad Małą Łyną, lokalnym odgałęzieniem “dużej” Łyny, w miejscu dawnego dzikiego zielonego obszaru powstał sympatycznie zaaranżowany teren, może mający być wstępem do przyszłego parku z prawdziwego zdarzenia. Z drewnianych leżaków, wiat, placów zabaw korzystało wielu mieszkańców, którzy z pewnością dotąd takiego miejsca w Dobrym Mieście nie mieli. Porównanie ze zdjęciami satelitarnymi w Google Maps pokazuje, że przy budowie parku na szczęście nie wycięto żadnych drzew, czego niestety można powiedzieć o rewitalizacji rynku w Bartoszycach. Nowy park znajduje się tuż przy bazylice kolegiackiej Najświętszego Zbawiciela i Wszystkich Świętych, drugim największym kościele Warmii z końcówki XIV wieku.
Wanna przed pałacem biskupów warmińskich
Niedaleko za Dobrym Miastem, po przejechaniu kilkunastu kilometrów po kolejnym misz-maszu nawierzchni, zatrzymuję się pod bramą majątku pałacowego w Smolajnach. Wewnątrz, za otwartą furtką nie spotykam żywej duszy i sam oglądam pałac biskupów warmińskich z XVIII wieku. Całość sprawia wrażenie nieco zapomnianego, zaniedbanego, chociaż stojące przed pałacem przedmioty, w tym stara wanna, sugerują trwający remont. Warto spojrzeć na budynek pałacu od tylnej, południowej strony, a potem jeszcze podejść pod znajdującą się w północnej części parku wieżę bramną. Jest pięknie, choć nieco niepokoi niszczejący stan wszystkich obiektów pałacowego zespołu. Może to tylko czasowe?
Rowerem po dawnych liniach kolejowych
Krótko przed Lidzbarkiem Warmińskim Łynostrada wjeżdża na drogę rowerową z Ornety właśnie do Lidzbarka, poprowadzoną śladem dawnej linii kolejowej nr 255 Słobity-Bartoszyce. Jej początek w Ornecie przejechaliśmy dobre kilka lat temu podczas jednej z rowerowych majówek, więc po drugim końcu dużo sobie obiecywałem. Zastałem pięknie biegnącą trasę z przyjemnymi widokami na okolicę i… mniej piękne ślady codziennego rozjeżdżania jej przez samochody okolicznych mieszkańców. I chociaż na tle całego przebiegu Łynostrady to na pewno jeden z lepszych odcinków, generalnie dość dobrze i szybko przejezdny, to trudno nie odnieść wrażenia, że ta pokolejowa droga rowerowa ma o wiele większy, niewykorzystany potencjał. A że to można zrobić, pokazują inne przejechane przez nas pokolejowe szlaki rowerowe w Polsce i w Europie.
Drogą rowerową Orneta-Lidzbark Warmiński docieram do końca Łynostrady, gdzie trafiam na znaki Green Velo. Pomarańczowe tabliczki prowadzą mnie po pieszo-rowerowym bulwarze przez jeszcze jeden na mojej trasie bardzo przyjazny miejski teren rekreacyjny. Są mosty nad Łyną, są ławki i wiaty dla odpoczywających tu mieszkańców, po drugiej stronie widzę dostępny amfiteatr. I tak rozglądając się i ciesząc oczy widokiem mieszkańców, którym miejska inwestycja najwyraźniej bardzo przypadła do gustu, docieram do Zamku Biskupów Warmińskich i hotelu Krasicki, w którym śpię. Następnego dnia okaże się, że Lidzbark Warmiński z pięknym zamkiem jest najbardziej efektownym miejscem na mojej trasie, jednocześnie atrakcyjnym zwieńczeniem jazdy po Łynostradzie.
Rzeki i fosa podkreślają piękno zamku
Zamek Biskupów Warmińskich w Lidzbarku Warmińskim zbudowano pod koniec XIV wieku. Cały lidzbarski zespół zamkowy sprawia wrażenie bardzo oryginalnego obiektu, na co szczególnie wpływa nieco nienaturalny współczesny charakter zamkowego przedzamcza. Rzut oka w historię zamku wyjaśnia, że dawny gotycki charakter tej części zamku zastąpiono w XVIII wieku przebudowując dawne obronne obiekty na budynki o charakterze reprezentacyjnym. To wtedy gotyckie zabudowania gospodarcze zmieniły się w barokowy pałac, a gotycka wieża obronna w okazałą wieżę zegarową. Tę naprawdę efektowną sylwetkę podkreślają opływające zamek rzeki - Łyna z jednej strony i Symsarna z zamkową fosą z drugiej. Szkoda, że zdjęcia lidzbarskiego zamku nieco psuje niedbały parking urządzony tuż pod murami zamku, nad samą fosą.
Hotel Krasicki wśród Miejsc Przyjaznych Rowerzystom
Efektownie jest również wewnątrz budynków, które zajmuje hotel Krasicki. Ponieważ adaptacja pomieszczeń zamkowych na hotelowe miała miejsce zaledwie około 10 lat temu, to Krasicki nadal prezentuje się bardzo nowocześnie, udanie łącząc współczesne potrzeby ze starą gotycką architekturą. Krasicki to również obiekt z listy Miejsc Przyjaznych Rowerzystom (MPR) prowadzonych przy szlaku Green Velo. Do dyspozycji turystów rowerowych nocujących w Krasickim jest skrzynka przeróżnych kluczy i narzędzi rowerowych, jest pompka, smar do łańcucha i inne czasem potrzebne drobiazgi. Krasicki nie posiada jednak bezpiecznego, zamykanego pomieszczenia dla rowerów, a posiadaczom dwóch kółek proponuje się pozostawienie rowerów w stojaku przed wejściem.
Muzeum Warmińskie od piwnic aż po wieżę
Zamek, zaliczany do kilku najbardziej okazałych obiektów architektury gotyckiej w Polsce, można oczywiście zwiedzać. Zamkowe Muzeum Warmińskie zajmuje pomieszczenia od piwnic aż po zamkową wieżę. Wśród eksponatów są zbiory sztuki gotyckiej, elementy dawnego zamkowego wyposażenia, dokumenty i pamiątki po biskupach warmińskich, a także malarstwo polskie z XIX i XX wieku. Ciekawe, w dużej części tradycyjne zbiory zamkowe urozmaica wystawa polskiego malarstwa współczesnego, a więc autorów z końca XX i początku obecnego wieku. To chyba nie będzie wstydem, jeśli napiszę, że na niej spędziłem najwięcej czasu? Doskonale oglądało mi się wyraziste, kolorowe, pobudzające wyobraźnię dzieła, często pełne metafor i odniesień do codzienności. Nie zabrakło też Edwarda Dwurnika, którego lubię szczególnie.
Po Łynostradzie na Green Velo
Z końcem Łynostrady w Lidzbarku Warmińskim jest pewien problem - ostatni pociąg osobowy odjechał z Lidzbarka Warmińskiego w 1996 roku. Ze względu na brak możliwości sprawnego powrotu z Lidzbarka szlak raczej nie posłuży Wam jako pomysł na weekendowy wyjazd. Łynostrada może być więc albo trasą dojazdową z Nidzicy lub Olsztyna na wyprawę po Green Velo, albo jednodniową wycieczką z Nidzicy do Olsztyna, albo - jak w tym artykule - trzydniową propozycją na rowerową wyprawę po Łynostradzie i szlaku Green Velo między Lidzbarkiem a Korszami. Korsze to mała miejscowość na Warmii z bezpośrednimi połączeniami kolejowymi z Gdańskiem, Toruniem, Poznaniem czy Wrocławiem. Tyle raczej wystarczy, by z przesiadką dotrzeć z Korsz do dowolnego miejsca w Polsce.
Jeszcze jedna pokolejowa droga rowerowa
Mój trzeci dzień na rowerze zaczynał się nawiązaniem do poprzedniego, gdyż prawie 9 pierwszych kilometrów szlaku Green Velo za Lidzbarkiem Warmińskim biegnie po jeszcze jednej zlikwidowanej linii kolejowej, tym razem Lidzbark Warmiński-Sątopy Samulewo. Od razu w głowie pojawiły się pytania, które zadawałem sobie poprzedniego dnia: dlaczego Warmia i Mazury nie wykorzystują tak niesamowitego dziedzictwa, jakim są setki kilometrów zlikwidowanych linii kolejowych, po których nigdy już nie pojedzie żaden pociąg? Pomorze Zachodnie, które ma podobne pruskie korzenie, a dzięki nim podobną, ogromnie cenną schedę w postaci setek kilometrów starych linii kolejowych, od kilku lat udanie realizuje program budowy nowoczesnych szlaków rowerowych, które dostępne są dla wszystkich - od rodziców z dziećmi po seniorów i niepełnosprawnych. Tymczasem szlaki rowerowe Warmii i Mazur przeznaczone są przede wszystkim dla sprawnych i silnych rowerzystek i rowerzystów.
Piach, bruk i trylinka na Green Velo
Pięknie wyglądająca z lotu ptaka pokolejowa grobla za Lidzbarkiem Warmińskim wiele traciła w bezpośrednim kontakcie. Szuter z udziałem niemałych kamieni wcale nie uatrakcyjniał przejazdu. Podobnie jak napotkane później przed Bartoszycami około 3 kilometry drogi pokrytej trylinką, czyli starymi sześciokątnymi płytami leżącymi tam pewnie już kilkadziesiąt lat. Pełnię swoistych wrażeń z jazdy po tym krótkim odcinku Green Velo dopełnił odcinek przed Galinami - najpierw trochę piasku do przepchania roweru, potem leciwy bruk. Dzień jak co dzień na Green Velo. Na szczęście serię słabych nawierzchni kończy przyjemny singielek po gęstym lesie, który kończy się pod pałacem i folwarkiem w Galinach.
Przyjemne Miejsce Przyjazne Rowerzystom
Na szczęście jazda po Green Velo ma też miłe akcenty, a jedną z nich jest obecność hotelu Bartis w Bartoszycach na liście Miejsc Przyjaznych Rowerzystom. Dzięki dostosowaniu obiektu do potrzeb osób niepełnosprawnych, po specjalnie przygotowanym wjeździe i przez automatycznie otwierane drzwi wjedziecie na rowerze wprost pod hotelową recepcję, a sympatyczna recepcjonistka miło uśmiechnie się na Wasz widok. Wasze rowery wylądują w zamykanej szatni, a nie w stojaku na zewnątrz. Stosunek jakości do ceny za jedynkę ze śniadaniem też jest bardzo dobry. Odwiedzając Bartoszyce przyjrzyjcie się koniecznie rynkowi, czyli placowi Konstytucji 3 Maja. Jeszcze kilka lat temu były tu duże trawniki i rosły kilkudziesięcioletnie drzewa. W 2020 roku w efekcie rewitalizacji rynku drzewa wycięto, trawniki zlikwidowano, a cały plac pokryto kamiennymi płytami.
Zrujnowany piękny pałac w Prośnie
Krótko przed Korszami oglądam jeszcze ruiny pałacu w Prośnie. Aż trudno uwierzyć, że tak ciekawe miejsce mogło popaść w tak nieprawdopodobną ruinę. To przede wszystkim dzięki stacjonującym w pałacu pod koniec II wojny światowej Rosjanom, którzy rozkradli i zdewastowali wnętrza majątku rodu szlacheckiego von Eulenburg. Późniejsze przejęcie przez PGR nie zatrzymało procesu niszczenia zespołu pałacowego. Dziś bez problemu można wejść do dawnego pałacu, przejść się (ostrożnie) po belkach ułożonych na zarwanych stropach czy poszukać wzrokiem resztek zdobień na ścianach. Tuż obok, na terenie dawnego folwarku, który również należał do Eulenburgów, zobaczyć można między innymi dobrze zachowany, neogotycki, zdobiony budynek kuźni.
600-letnia wieża kościoła w Sątocznie
Zaraz za Prosną leży Sątoczno, gdzie w kościele i wokół niego zgromadzono pamiątki po rodzinie Eulenburgów. Swoje zasługi w ocaleniu lokalnego dziedzictwa tych okolic ma akurat spotkany przeze mnie jeden z mieszkańców, właściciel firmy budowlanej. To między innymi podczas jego prac nad otoczeniem pięknego kościoła Chrystusa Króla w Sątocznie odkryto, że płyty które tworzyły posadzkę chodnika wokół kościoła są w rzeczywistości odwróconymi płytami pamiątkowymi - kilka z nich wystawiono na niewielkim lapidarium obok świątyni. Warto przyjrzeć się samemu kościołowi - wieża przetrwała nietknięta od jej wybudowania w końcu XIV wieku - dziś ma ponad 600 lat.
Cieszyć się tym co dobre i bardzo dobre
Łynostrada przypomniała mi Rowerowy Szlak Orlich Gniazd. Tam też jedna połowa jest świetna, a na drugiej słychać czasem zgrzytanie zębów rowerzystów z powodu marnych nawierzchni. Jednocześnie jednak szlak może pochwalić się dużą liczbą naprawdę ciekawych miejsc i imponujących krajobrazów - tak samo jak Łynostrada. Warto więc na rowerową Warmię zajrzeć, by cieszyć się przede wszystkim tym, co dobre i bardzo dobre w Łynostradzie, a na dociągnięcia mocno przymknąć oko. I mieć nadzieję, że w przyszłości komfort jazdy północnym odcinkiem Łynostrady jednak nieco się polepszy.
Fajny opis, sporo informacji, których nie znajdzie się gdzie indziej.
Niestety, zachęcony opinia o zamku w Nidzicy zadzwoniłem zarezerwować pokój i cofnąłem się mentalnie do lat 90. Łóżeczko dla dzieci? Nie mamy takiej usługi. Miejsc na rowery nie ma, można przypiąć wewnątrz zamku, do czego? Nie wiem, proszę pana. Przyczepka? Można na parkingu zostawić. A w ogóle to nie wiemy czy będą miejsca, bo przyjeżdża kolonia, na bookingu są? No może są, ale za tydzień będziemy dopiero pokoje rozdzielać, to może się zmienić. Szerokość łóżka podójnego? Nie ma takich, są pojedyncze. Aha, na bookingu jest podwójne? To spytam.
Co gorsza, to nadal jest standard w większości miejsc wzdłuż GV. Dzwonisz i ci pani mówi, że "na jedną noc to tylko zamieszanie zrobisz". Są nieliczne z akredytacją, ale co z tego, jak mapa z noclegami na ich stronie i w aplikacji nie działa? Człowiek czeka w blokach, żeby pieniądze po regionie porozrzucać i na koniec znowu ma jedno przemyślenie - trzeba pojechać do Niemca i mieć święty spokój.....
Co się zaś tyczy Łynostrady, aż się prosi o łącznik do Działdowa i wydłużenie północnej części do Bartoszyc, aby razem z GV wyszła pętla Lidzbark - Bartoszyce.
Po Twoim zareklamowaniu szlaku na FB wystartowaliśmy na tę trasę w długi weekend czerwcowy. Tylko ze startem w Działdowie, co ma te dużą zaletę, że z Wwy do Działdowa można dojechać Kolejami Mazowieckimi (2 godz), które teoretycznie przyjmą każda ilość rowerów, a przynajmniej nie potrzebują biletu rowerowego, więc nikt nie narzuca ograniczeń, rower jedzie też za darmo. Dla nas kluczowe było, że w ogóle udało nam się wydostać z Wwy z rowerem w ten gorący rowerowy weekend, kiedy bilety rowerowe na pociągi IC rozchodzą się jak świeże bułeczki.
Pojechaliśmy z Działdowa do Nidzicy przez Komorniki, dokąd prowadzi z miasta szeroka ścieżka rowerowa. W Komornikach warto zjechać w bok, bo na trasie 545 kończy się ścieżka rowerowa, a zaczyna brak jakiegokolwiek pobocza. Najtrudniejszym momentem był odcinek Komorniki-Kolonia Sarnowo, bo była to polna, dość trudna, ale jednak przejezdna droga. Gdyby nie była tak rozjeżdżona przez traktory, nadawałaby się dobrze. Od Kolonii Sarnowo jest już piękny asfalt i jazda drogami niskiej kategorii. W Boże Ciało wyglądały, jakby były zbudowane dla rowerzystów - samochód raz na 10 km. Następnym razem spróbowałabym chyba dojechać do Kolonii Sarnowo przez Malinowo, może tam jest lepsza nawierzchnia niż za Komornikami.
Super trasa, planuję skorzystać już w przyszły weekend. Dzięki za wszystkie wskazówki :) Mam pytanie: czy po drodze często zdarzają się sklepy lub stacje lub knajpki? Żeby jakiegoś batona, banana czy wodę uzupełnić między śniadaniem w jednym, a obiadokolacją w drugim mieście? ;)
Dodaj Twój komentarz