- Praktyczne miejsce na weekendowy wypad
- Pojezierze Łużyckie, czyli Lausitzer Seenland
- Ponad 20 jezior, które były kopalniami
- Wschodnioniemiecki Ogród Różany ma ponad 110 lat
- Klasyczne samochody na tle zabytkowej pergoli
- Jechaliśmy Szlakiem Górniczym Dolnych Łużyc
- Stara Cegielnia opowiada o Łuku Mużakowa
- Jeden ze 100 leśnych cmentarzy w Niemczech
- Rowy wietrzeniowe przecinają Łuk Mużakowa
- Przerwa od roweru przy gorzkiej czekoladzie
- Spremberg z geograficznym środkiem Niemiec
- Kiedyś wieś, dzisiaj wzgórze z winnicą
- Punkt widokowy jak leżący dinozaur
- Po wysiedlonej wsi został tylko dwór
- Betonowe okno z widokiem na kopalnię
- Brandenburskie Stonehenge nad drogą rowerową
- Großräschener See z wieloma przykładami rewitalizacji
- Podziemny garaż tylko dla rowerzystów
- Mnóstwo doskonałej rowerowej infrastruktury
- Zardzewiały Gwóźdź na trzydzieści metrów wysokości
- Świeży piasek nad kolorowym jeziorem
- Słup poczty polsko-saskiej w Senftenbergu
- Leżąca Wieża Eiffla z Brandenburgii
- Po Pojezierzu Łużyckim rowerem i pociągiem
- Do Forst bezpośrednio z Żagania i Wrocławia
- Święto Róż w ogrodzie różanym w Forst
- Dobra inspiracja na ciekawy weekend
Praktyczne miejsce na weekendowy wypad
Takie rowerowe miejscówki lubimy najbardziej. Nie trzeba jechać daleko, bo Pojezierze Łużyckie leży blisko granicy z Polską, a bezpośrednim (!) pociągiem z Wrocławia można dojechać tu w dwie i pół godziny, dwa razy dziennie. Aby poznać region tej wielkości nie potrzeba długiego pobytu - w 3-5 dni można odwiedzić na rowerze większość atrakcji Pojezierza Łużyckiego i przejechać jego najlepsze trasy rowerowe. W końcu - tu nie ma tłumów, bo postindustrialno-aktywny klimat regionu nie musi każdemu odpowiadać. Wszystko razem sprawia, że wygląda nam to na bardzo praktyczne miejsce na weekend - dłuższy lub nawet ten zwykły, o ile podróżować będziecie z Wielkopolski, Lubuskiego lub Dolnego Śląska i nie spędzicie dużo czasu w pociągu lub samochodzie.
Pojezierze Łużyckie, czyli Lausitzer Seenland
Pojezierze Łużyckie - po niemiecku Lausitzer Seenland - leży w południowo-wschodniej Brandenburgii. To "sztucznie" stworzony region, który powstał w efekcie złożonych działań rekultywacyjnych na terenach, gdzie wcześniej przez dziesięciolecia prowadzono eksploatację węgla brunatnego. Wtedy o Dolnych Łużycach mówiło się nawet jako o najbrudniejszym miejscu w Niemczech. Intensywna działalność górnicza doprowadziła do powstania ogromnych wyrobisk, a gdy zasoby węgla zaczęły się wyczerpywać, region stanął przed wyzwaniem zagospodarowania zdegradowanych terenów. Pierwsza z kopalnianych niecek znalazła się pod wodą już na początku lat 70. XX wieku, jednak proces rekultywacji rozpoczął się na szerszą skalę w latach 90. i wciąż trwa.
Ponad 20 jezior, które były kopalniami
Przekształcenie dawnych kopalni w system połączonych ze sobą jezior, które następnie stworzyły sztuczne pojezierze, zostało przeprowadzone w celu ożywienia lokalnej gospodarki, stworzenia nowych miejsc pracy, poprawy jakości środowiska oraz - co dla nas najistotniejsze - stworzenia atrakcyjnego miejsca do turystyki i rekreacji. Proces wypełniania pokopalnianych wyrobisk wodą, czyli tworzenia sztucznych jezior, jest długotrwałym procesem i wymaga ogromnych nakładów finansowych, zaawansowanej technologii i pracochłonnych przygotowań. Dziś Lausitzer Seenland obejmuje ponad 20 pokopalnianych jezior, połączonych kanałami wodnymi, które tworzą jeden z największych sztucznych systemów wodnych w Europie.
Wschodnioniemiecki Ogród Różany ma ponad 110 lat
Doskonałym miejscem do rozpoczęcia podróży rowerem po Pojezierzu Łużyckim jest Forst, czyli niewielkie miasto nad Nysą Łużycką, znane rowerzystom jadącym po szlaku rowerowym Odra-Nysa. Podczas II wojny światowej Forst zostało zniszczone aż w 80%, więc nie spodziewajcie się tu zachowanego zabytkowego starego miasta. Forst ma jednak inną, niezwykłą atrakcję, która przyniosła mu w Niemczech przydomek “miasta róż” - to prężnie działający Wschodnioniemiecki Ogród Różany, jeden z najpiękniejszych ogrodów różanych w Niemczech. Właśnie dla tego miejsca warto w Forst zaplanować miejsce startu, to również miejsce, gdzie można zostawić samochód na czas wycieczki.
Wschodnioniemiecki Ogród Różany (Ostdeutscher Rosengarten) powstał w 1913 roku przy okazji krajowej wystawy ogrodniczej, po której miasto Forst wykupiło zasadzone róże i stworzyło stały ogród różany. Już w latach 30. XX wieku był jednym z ulubionych miejsc weekendowych wycieczek mieszkańców Berlina. Po wojennych zniszczeniach został ponownie otwarty już w 1953 roku, a gościom zaprezentowano wtedy aż 20 tysięcy róż. W tej chwili Wschodnioniemiecki Ogród Różany zajmuje powierzchnię około 17 hektarów i jest domem dla ponad 40 tysięcy krzewów róż, które reprezentują aż około 900 różnych odmian. Ogród jest też ważnym centrum edukacyjnym i kulturalnym, odbywają się tu festiwale, koncerty, warsztaty ogrodnicze i wystawy przyciągające gości z całej Europy, a o wszystkim wyczerpująco opowiada strona Ogrodu w języku polskim.
Klasyczne samochody na tle zabytkowej pergoli
Tak się szczęśliwie złożyło, że właśnie w dzień naszego pobytu w Forst we Wschodnioniemieckim Ogrodzie Różanym zorganizowano metę jednego z etapów Preußen Klassik Rallye, czyli rajdu zabytkowych samochodów. Jego uczestnicy wiosną każdego roku w bardzo klasycznych autach przemierzają historyczne regiony Niemiec, głównie dawne tereny Prus. I gdy już mieliśmy ruszać w trasę, pierwsze z lśniących oldtimerów zaczęły zjeżdżać do ogrodu różanego w Forst. Prawie 70 świetnie zachowanych samochodów z różnych okresów doskonale komponowało się z zachowanymi, zabytkowymi obiektami ogrodu, a mi najlepiej fotografowało się je na tle dziedzińca z pergolami z 1913 roku, pamiętającego pierwszą różaną wystawę w Forst.
Jechaliśmy Szlakiem Górniczym Dolnych Łużyc
Szlak Górniczy Dolnych Łużyc, czyli Niederlausitzer Bergbautour, to najlepszy przewodnik rowerowy po tej części Brandenburgii. Łączna dlugość szlaku, którego symbolem jest diabeł jadący rowerem, to nieco ponad 400 kilometrów, tworzących nieregularną pętlą po obszarze Dolnych Łużyc i Pojezierza Łużyckiego. My wybraliśmy optymalną jego część z punktu widzenia turysty rowerowego z Polski, bo - po pierwsze - zaczęliśmy w dobrze skomunikowanym z Polską miastem Forst, po drugie - zobaczyliśmy te najbardziej istotne miejsca pod względem krajoznawczym, po trzecie - mieliśmy szybki, sprawny powrót pociągiem z końca na początek trasy, a więc uniknęliśmy robienia niepotrzebnej pętli. Długość naszej trasy z Forst przez Spremberg, Großräschen i Senftenberg do Finsterwalde wyniosła tylko 200 kilometrów.
Stara Cegielnia opowiada o Łuku Mużakowa
Wkrótce po wyruszeniu w trasę, krótkimi podjazdami dał o sobie znać jest Łuk Mużakowa - jedna z tych rzeczy, której nie da się przegapić jadąc po Szlaku Górniczym Dolnych Łużyc. Łuk Mużakowa to unikalna formacja geologiczna położona na granicy polsko-niemieckiej, ciągnąca się przez województwo lubuskie w Polsce oraz Brandenburgię i Saksonię w Niemczech. Jest to jeden z najlepiej zachowanych na świecie przykładów moreny czołowej, powstałej podczas ostatniego zlodowacenia około 340 tysięcy lat temu. Podczas jazdy warto rzucić okiem na stojące w pobliżu trasy schematy, pokazujące naszą aktualną lokalizację na tle całego Łuku Mużakowa i - do czego zawsze zachęcam - spróbować oczami wyobraźni dostrzec czoło lodowca, przed którym powstała mużakowska morena.
Więcej o Łuku Mużakowa można dowiedzieć się na wystawie w Starej Cegielni (Alte Ziegelei) w Klein Kölzig. To jeden z obiektów, które zostały zachowane i wyremontowane jako element dziedzictwa regionu. Cegielnia w Klein Kölzig została wybudowana pod koniec XIX wieku, ma więc ponad 130 lat. W godzinach otwarcia placówki można zobaczyć zachowany unikalny piec pierścieniowy z 18 komorami spalania, a także wystawę poświęconą zagadnieniom geologicznym związanym z Łukiem Mużakowa, między innymi wiele mówiący powyższy przekrój tłumaczący mechanizm jego powstania. Wartym obejrzenia jest również sam budynek cegielni, efektownie odnowiony, a wokół niego biegną tory wąskotorowej linii towarowej, której czynny tabor również można zobaczyć przy szlaku koło cegielni.
Jeden ze 100 leśnych cmentarzy w Niemczech
W lesie za miastem Döbern trafiamy na dość oryginalną "atrakcję". Tuż przy szlaku znajduje się wejście na Waldfriedhof Marienberg, jeden z około 100 cmentarzy leśnych w Niemczech. To naturalna, dosłownie, alternatywa dla tradycyjnych cmentarzy, czyli miejsce, gdzie urnę z prochami bliskich można legalnie pochować w korzeniach drzewa, nadając miejscu ostatniego spoczynku atmosfery specyficznej refleksji i ukojenia. Koszt takiego pochówku to około 1000 euro, w zależności m.in. od wieku drzewa, pod którym chowana jest urna, a także zakładanej liczebności wspólnego leśnego grobu. Ciekawe, kiedy takie cmentarze zobaczymy w Polsce?
Rowy wietrzeniowe przecinają Łuk Mużakowa
Niedługo potem, wciąż jadąc po terenie Łuku Mużakowa, przecinamy kilka ostro wciętych dolin, ułożonych poprzecznie do drogi, szerokich na kilkanaście, kilkadziesiąt metrów. To rowy wietrzeniowe, czyli charakterystyczne dla Łuku Mużakowa formy geologiczne. Rowy wietrzeniowe na Łuku Mużakowa powstają w wyniku procesów wietrzenia nad złożami węgla brunatnego, które później zostały wypchnięte na powierzchnię przez lądolód. Węgiel brunatny utlenia się pod wpływem tlenu atmosferycznego zawartego w glebie, tym samym proces ten można porównać do kompostowania, gdzie materia organiczna z czasem osiada, tworząc łatwe do zauważenia prostopadłe doliny. Przy jednej z nich stoi tablica informacyjna z czytelnym schematem powstawania mużakowskich rowów wietrzeniowych.
Przerwa od roweru przy gorzkiej czekoladzie
Po minięciu niewielkiego, turkusowego jeziora Felixsee z wieżą widokową, dotarliśmy do wsi Hornow, a w niej zdecydowanie najsłodszego miejsca na trasie. Na końcu tej niepozornej miejscowości znajduje się manufaktura czekolady Felicitas, założona w 1992 roku przez dwoje Belgów. Czekoladownia z Brandenburgii znana jest w Niemczech z wysokiej jakości czekoladowych słodkości, które są wytwarzane ręcznie przy użyciu tradycyjnych metod. Odwiedzający miejsce mogą wziąć udział w warsztatach poświęconym produkcji czekolady lub usiąść przy pysznej, gorącej czekoladzie w miejscowej kawiarni i obserwować warsztaty przez szybę. A w sklepiku z czekoladowymi pamiątkami w Hornow można nawet kupić rower. Czekoladowy.
Spremberg z geograficznym środkiem Niemiec
Do Sprembergu wjeżdżamy przyjemną drogą rowerową nad rzeką Sprewą. To jeszcze jedno z tych prowincjonalnych miasteczek Brandenburgii, które, zniszczone po wojnie, nie zostało odbudowane do przedwojennego stanu. Co więcej, w latach 1988-1989 enerdowskie władze miasta wyburzyły część ocalałej tkanki miejskiej, budując w ich miejsce zabudowę charakterystyczną dla końca XX wieku. Stare miasto w Sprembergu jest więc w praktyce miastem dość nowym, choć o wielu wiekach historii przypominają między innymi gotycki Kościół Św. Krzyża i najstarszy w mieście Sonntagsches Haus - obydwa z XVI wieku. O tym, że miasto zostało założone już w 1301 roku przypomina również regionalne Muzeum Dolnołużyckie (Niederlausitzer Heidemuseum) mieszczące się w zamku w Sprembergu.
Mniej okazałym, ale bardzo ciekawym miejscem jest kamienna tablica stojąca na obrzeżach centrum na malutkim skwerku. Tablica z herbem Cesarstwa Niemieckiego informuje, że w latach 1871-1920 Spremberg był uznawany za geograficzny środek Cesarstwa Niemieckiego. Kalkulację taką wykonał geograf Heinrich Matzat w 1872 roku, nauczyciel w miejscowym gimnazjum, poprzez obliczenie średnich wartości najbardziej wysuniętych na północ, południe, wschód i zachód punktów ówczesnych Niemiec. Dzisiaj temu punktowi daleko jest do środka, a nawet jest wręcz przeciwnie - tablica znajduje się właściwie w południowo-wschodnim krańcu państwa niemieckiego.
Ze Sprembergu jedziemy po jedynym fragmencie naszego szlaku, który prowadzi nieco bardziej ruchliwymi drogami. Kilka kilometrów w kierunku chyba ostatniej, dużej, czynnej kopalni węgla brunatnego Welzow-Süd pokonujemy po zwykłych szosach w ruchu ogólnym. Zupełnie nie ma dramatu, ale uprzedzam, że takie miejsca też się tutaj zdarzają i w przypadku podróży z młodszymi dziećmi, trzeba wziąć to pod uwagę. Przejeżdżamy szybko ten fragment i skręcamy w boczną szosę, na której mija nas chyba już tylko jedno auto przez kilkanaście minut. To szosa, która od północy okrąża teren kopalni Welzow-Süd, a odchodząca od niej szutrowa droga prowadzi prosto na wzgórze Wolkenberg, na którego południowym zboczu leży winnica o tej samej nazwie.
Kiedyś wieś, dzisiaj wzgórze z winnicą
Wzgórze Wolkenberg nie jest tworem naturalnym - powstało z górniczego nadkładu, który postanowiono gromadzić dokładnie w miejscu wsi Wolkenberg, którą z tego powodu wysiedlono w 1991 roku. Czytelnie przedstawia to schemat na tablicy, stojącej koło tutejszego punktu widokowego. Na współczesne zdjęcie lotnicze naniesiono plan wsi - wynika z niego, że 40 lat temu, dokładnie pod wzgórzem, na którym się znajdowaliśmy, znajdowały się m.in. szkoła, przedszkole, kościół, gospoda i oczywiście domy mieszkańców Wolkenberga. A później wszystko to przykryły miliony ton gleby, które przykrywały złoża węgla brunatnego. Na punkcie widokowym warto zwrócić uwagę również na stojący przed wiatą ciemnoszary obiekt - to wielki ząb z koła czerpakowego, którym górnicze koparki wielonaczyniowe wybierają materiał ze złoża.
Winnica Wolkenberg to dość oryginalny obiekt jak na pogórnicze obszary. Zajmuje około sześciu hektarów, na których rośnie 26 000 krzewów winorośli, które wykorzystują unikalne, sztucznie stworzone warunki glebowe, co ma wpływać na jakość produkowanego wina. Winnica hoduje różnorodne odmiany winorośli, a z nich produkuje zarówno białe, jak i czerwone wina. Wolkenberg stał się już także popularnym miejscem turystycznym, gdzie odwiedzający mogą degustować lokalne wina i dowiedzieć się więcej o procesie ich produkcji w kontekście przekształconego krajobrazu pogórniczego. Nam musiał wystarczyć niecodzienny widok na winnicę z górniczym krajobrazem w tle.
Punkt widokowy jak leżący dinozaur
Zaledwie kilkanaście minut później znów patrzyliśmy z góry na okolice kopalni Welzow-Süd, tym razem z jednej z bardziej oryginalnych wież widokowych, na jakich byliśmy. Steinitzer Treppe to platforma widokowa przypominającą swoim kształtem leżącego dinozaura, choć inspiracją projektanta była raczej konstrukcja ogromnego mostu górniczego. Z niewielkiego tarasu widokowego, po pokonaniu 101 schodów, podziwiać można szeroką panoramę rekultywowanej kopalni Welzow-Süd i krajobraz Łużyc, ciągnący się od Pogórza Łużyckiego na południu aż po Spreewald na północy, gdzie podobno można dostrzec nawet kopułę Tropical Island. I wcale nie było to ostatnie widokowe miejsce tego dnia.
Po wysiedlonej wsi został tylko dwór
Kolejne kilkanaście minut jazdy i trafiamy w jeszcze jedno miejsce, które dużo mówi o specyfice Pojezierza Łużyckiego. To Gut Geisendorf, odrestaurowany dwór, jedyny budynek który przeżył wysiedlenia i rozbiórki w dawnej wsi Geisendorf, prowadzone ze względu na powiększający się obszar wydobycia węgla w kopalni Welzow-Süd. Dwór pełni obecnie rolę centrum edukacyjnego i kulturalnego, a w jego wnętrzach znajduje się stała wystawa poświęcona historii regionu oraz przemianom krajobrazu spowodowanym przez działalność górniczą. W weekendy funkcjonuje również prosta kawiarnia. To stąd wyruszają zorganizowane wycieczki, podczas których odwiedzający mogą dowiedzieć się więcej o procesach rekultywacji terenów poprzemysłowych, które organizowane są przez Excursio, czyli centrum obsługi turystów, mieszczące się w odrestaurowanym, dawnym dworcu kolejowym w Welzow.
Betonowe okno z widokiem na kopalnię
Zanim dotarliśmy do Welzow, zajrzeliśmy jeszcze do kolejnego punktu widokowego umieszczonego na skraju kopalni. Tu przez wielkie betonowe okno można spojrzeć na morze nadkładu, czyli wydobytego materiału, który znajdował się nad eksploatowanymi złożami węgla brunatnego. Nadkład układa się tutaj w kolorowe mozaiki, sukcesywnie tworzone przez widoczny, sukcesywnie odsypujący je most górniczy. To też ostatnie nasze spojrzenie ze wciąż wykorzystywaną pokopalnianą niecką - kolejne, które odwiedzimy, będą zalane milionami metrów sześciennych wody i już niemal niczym nie będą przypominać regularnych górniczych klimatów.
Brandenburskie Stonehenge nad drogą rowerową
Pierwszym ze zrekultywowanych jezior na Szlaku Górniczym Dolnych Łużyc, czy raczej pokopalnianych niecek, które zmieniły się w jeziora, jest Altdöberner See. Proces wypełniania wodą kopalni odkrywkowej Greifenhain rozpoczął się w 1998 roku, a zakończyć ma się do 2025 roku. Już teraz wzdłuż południowo-wschodniego brzegu biegnie świetna droga rowerowa, z której jednak regularnie widać zakazy wstępu i zbliżania się do tafli wody, a także wędkowania - zapewne ze względu na niebezpieczne, strome zbocza, do których wciąż nie dotarła woda. W pewnym miejscu nad trasą rowerową widać krąg betonowych płyt - to instalacja artystyczna z dawnych płyt drogowych ze zlikwidowanej kopalni, którą nazwano łużyckim Stonehenge. Z oryginałem ma oczywiście niewiele wspólnego, ale służy za niezły punkt widokowy.
Großräschener See z wieloma przykładami rewitalizacji
Tego dnia nasz górniczy szlak rowerowy prowadzi nas na nocleg do Großräschen, miejscowości położonej nad jeziorem Großräschener See. Tu oglądamy prawdopodobnie największe, najbardziej złożone przykłady udanej rekultywacji, rewitalizacji zniszczonego obszaru i inwestycji w dawny górniczy krajobraz. Nad Großräschener See zbudowano port jachtowy, centralne miejsce zajmuje centrum informacyjne, a tuż za nim nad wodą wyrósł efektowny pomost. Po jednej stronie portu jachtowego ciągnie się piaszczysta plaża, a po drugiej, na zboczu jeziora, założono winnicę, którą od tafli jeziora oddziela asfaltowa droga rowerowa. W charakterystycznych betonowych kostkach mieści się też oryginalne bistro.
Großräschener See powstało na terenie dawnej kopalni odkrywkowej węgla brunatnego Meuro, jednej z najważniejszych w regionie. Kopalnia Meuro działała od lat 50. XX wieku i była kluczowym elementem przemysłu energetycznego NRD. W wyniku zmian w polityce energetycznej i restrukturyzacji przemysłu górniczego, kopalnia została zamknięta w latach 90., a przekształcenie zdegradowanego terenu w atrakcyjny krajobraz rekreacyjny rozpoczęło się w 1997 roku. Zalewanie kopalni wodą rozpoczęto w 2007 roku, a jezioro Großräschener See osiągnęło swój pełny poziom w 2018 roku. Skala inwestycji w rekultywację terenu, w zmianę charakteru tego miejsca, jest ogromna i naprawdę trudno wierzyć, że w tym miejscu 30-40 lat temu stały górnicze kombajny.
Podziemny garaż tylko dla rowerzystów
W hotelu, w którym śpimy, parkujemy rowery w wygodnym, rowerowym garażu. Zdążyliśmy się już przyzwyczaić, że nasze nieelektryczne rowery należą do mniejszości, chociaż w praktyce żaden z odcinków naszego szlaku nawet przez chwilę nie wymaga wspomagania się prądem. W obszernym pomieszczeniu dostępnym bezpośrednio z zewnątrz jest miejsce i na parkowanie rowerów, i na ich naprawę, i na ładowanie baterii do rowerów elektrycznych - do takiego traktowania rowerzystów w Niemczech też już się przyzwyczailiśmy. Miejsca przyjazne rowerzystom w Niemczech należą do sieci Bett+Bike, a wszystkie położone przy Szlaku Górniczym Dolnych Łużyc zobaczyć można na tej stronie, która jest świetnym źródłem orientacji w możliwościach noclegowych w regionie. Do rezerwacji noclegów wykorzystaliśmy jednak znany serwis rezerwacyjny.
Mnóstwo doskonałej rowerowej infrastruktury
Kolejny dzień zaczyna się od kilkunastokilometrowej jazdy wzdłuż brzegów nowo powstałych jezior. W kilku miejscach obserwujemy zalane wodą kępy młodych drzew, które najwidoczniej zdążyły wyrosnąć na rekultywowanych terenach jeszcze przed rozpoczęciem zalewania zbiorników. Wokół każdego jedziemy szerokimi, gładkimi drogami rowerowymi i momentami bardzo żałuję, że w tej części Pojezierza Łużyckiego spędzamy właściwie tylko jeden dzień i że zahaczyliśmy tylko o 4-5 jezior w okolicy Senftenbergu. Taka liczba to przecież jedynie około 1/4 wszystkich, które powstały w ramach rewitalizacji regionu, więc tych doskonałych rowerowych klimatów może być tu znacznie więcej. Drogi rowerowe wzdłuż jezior i kanałów, mostki dla rowerzystów, przepusty po szosami i torami, atrakcyjne miejsca odpoczynku - Niemcy wykonali tu naprawdę ogrom pracy na rzecz ożywienia i zmiany charakteru regionu.
Zardzewiały Gwóźdź na trzydzieści metrów wysokości
Wkrótce potem docieramy do wysokiej, wyglądającej na zardzewiałą, konstrukcji. Z bliska łatwo dostrzegamy serie schodów umieszczonych wewnątrz żelaznej ramy, które prowadzą na jej szczyt. To Zardzewiały Gwóźdź (Rostiger Nagel), 30-metrowa wieża widokowa, która w założeniu autorów ma koajrzyć się z przejściem regionu od dawnego przemysłu górniczego do obecnego turystycznego charakteru. W takim symbolicznym odbiorze Zardzewiałego Gwoździa na pewno pomaga materiał, z którego został wykonany - to bardzo specyficznej urody stal cortenowska, którą w Polsce znamy chociażby z charakterystycznej bryły Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku. To na pewno jedno z tych najbardziej charakterystycznych miejsc na Pojezierzu Łużyckim i popularny cel wycieczek rowerowych, biegowych i pieszych. Tuż obok działa mały bar, gdzie można spędzić przyjemną przerwę w jeździe.
Świeży piasek nad kolorowym jeziorem
Kolejne kilometry biegną nadal po szerokich drogach rowerowych, tym razem wokół Senftenberger See. To od tego jeziora rozpoczął się proces rewitalizacji Dolnych Łużyc - jego napełnianie wystartowało w 1967 roku, a pierwszą plażę otwarto w 1973 roku. Wygodna, asfaltowa droga rowerowa prowadzi do kolejnego punktu widokowego - wieży widokowej postawionej na wysokości kolorowych wykwitów, jakie powstają w miejscu zalegania różnych materiałów mineralnych. Okiem drona wygląda to znacznie efektowniej niż z wieży, ale i tak warto wspiąć się na kilkunastometrowej wysokości konstrukcję. Za chwilę, zaledwie kilometr dalej widzimy, jak ciężarówka rozsypuje na brzegu jeziora świeżo przywieziony, jasny piasek, tworząc plażę przed niewielką leśną restauracją. Szkoda, że czas nie pozwala na krótki przystanek w tym miejscu.
Słup poczty polsko-saskiej w Senftenbergu
Senftenberg był prawdopodobnie tym najładniejszym miastem, które oglądaliśmy podczas tej podróży po Brandenburgii. Dobrze zachowanym centrum i przyjemnym rynkiem przypominał nam Beeskow ze szlaku Odra-Sprewa lub Angermünde z rowerowego powiatu Uckermark. Miasto położone nad jeziorem Senftenberger See posiada historię sięgającą średniowiecza, kiedy było ważnym ośrodkiem handlowym i obronnym. Ważnym obiektem jest zamek Senftenberg z XVI wieku, który mieści muzeum prezentujące historię regionu, a mieści się w pięknym, gęstym, naturalnym parku, do którego warto zajrzeć jadąc do centrum miasta od strony jeziora. Gratką dla Polaków odwiedzających Senftenberg na pewno będzie zadbany słup poczty polsko-saskiej z XVIII wieku, stojący na rynku - nieczęsto w Niemczech możemy oglądać symbole państwa polskiego.
Leżąca Wieża Eiffla z Brandenburgii
Na kilkanaście kilometrów przed końcem naszej trzydniowej trasy po Pojezierzu Łużyckim trafiamy w końcu pod “pomnik” przemysłu górniczego południowej Brandenburgii. To F60 - potężny most górniczy i jednocześnie wielka maszyna wydobywcza, nazywana "leżącą Wieżą Eiffla". Jest to jedno z największych urządzeń tego typu na świecie, jego konstrukcja ma długość 502 metrów, wysokość 80 metrów i waży ponad 11 000 ton. F60 został zbudowany w 1991 roku i służył do transportowania dużych ilości nadkładu poza obszar wydobycia, co umożliwiało dostęp do złóż węgla. F60 jest obecnie obiektem dostępnym turystycznie, a zwiedzający mogą wejść między innymi na najbardziej wysunięty punkt mostu, zamieniony na wręcz abstrakcyjny punkt widokowy.
Po Pojezierzu Łużyckim rowerem i pociągiem
Jeszcze słowo o logistyce. Jak wspominałem wcześniej, do Forst dotarliśmy samochodem i tam, na parkingu pod urzędem miasta, zostawiliśmy na trzy dni samochód. Następnie podążaliśmy za znakami Szlaku Górniczego Dolnych Łużyc w kierunku zachodnim, aż do miasta Finsterwalde. W Finsterwalde, po przyjemnym noclegu, wsiedliśmy w pociąg regionalny i - z przesiadką w Chociebużu (Cottbus) - wróciliśmy do Forst. Cała podróż trwała około półtorej godziny, dwukrotnie wiozły nas regionalne niemieckie pociągi niewymagające rezerwacji miejsc ani dla nas, ani dla rowerów, a jednym z nich był nowy, nowoczesny pociąg Siemens Mireo w barwach Deutsche Bahn. Bilety można kupić przed odjazdem w czerwonym automacie na dworcu.
Do Forst bezpośrednio z Żagania i Wrocławia
Na Pojezierze Łużyckie dotarliśmy samochodem, gdyż w taki sposób łatwiej nam było ogarnąć całą logistykę majowego wyjazdu, podczas którego odwiedziliśmy jeszcze Zalew Szczeciński. Jednak do Forst i na Pojezierze Łużyckie można również dotrzeć pociągiem dzięki dwóm bezpośrednim połączeniom z Polski - z niedalekiego Żagania oraz aż z Wrocławia. Szczególnie to drugie otwiera wiele rowerowych możliwości mieszkańcom Dolnego Śląska, a realizowane jest dwa razy dziennie - rano i wieczorem. A jeśli nie na Pojezierze Łużyckie, można nim przyjechać również na szlak Odra-Nysa i spod Wschodnioniemieckiego Ogrodu Różanego w Forst ruszyć w rowerową podróż wzdłuż granicy polsko-niemieckiej. Z tak dobrych połączeń, które wiozą rowerzystę na świetne szlaki rowerowe, aż żal nie korzystać.
Święto Róż w ogrodzie różanym w Forst
A wracając jeszcze do początku trasy - rajdy oldimerów to nie jedyna impreza, jaką gości Wschodnioniemiecki Ogród Różany. Tym najważniejszym, najbardziej popularnym wydarzeniem w Forst jest Święto Róż, czyli Festyn Ogrodu Różanego - coroczne wydarzenie, które celebruje piękno i różnorodność róż. Festiwal odbywa się zazwyczaj pod koniec czerwca, kiedy ogród jest w rozkwicie, przyciągając tysiące miłośników kwiatów. Goście Święta Róż, oprócz podziwiania tysięcy kwitnących krzewów, mogą uczestniczyć w warsztatach ogrodniczych, a także brać udział w koncertach i wydarzeniach kulturalnych. Dodatkowo organizowane są pokazy, konkursy na najpiękniejsze róże oraz wystawy związane z historią i hodowlą tych kwiatów. W tym roku odbywa się w ostatni weekend czerwca.
Dobra inspiracja na ciekawy weekend
Bez wątpienia Pojezierze Łużyckie i Szlak Górniczy Dolnych Łużyc będą dobrą inspiracją do spędzenia aktywnego, rowerowego weekendu w Niemczech, w dodatku w ciekawym, zupełnie niecodziennym otoczeniu. Dobre trasy rowerowe prowadzą przez zrekultywowane tereny pokopalniane, wokół licznych jezior, oferując postindustrialne widoki z oryginalnych punktów widokowych. W dodatku wszystko to jest naprawdę blisko Polski, więc podróż nie wymaga dużych nakładów. I te róże w Forst!
Dodaj Twój komentarz