- Najpierw Łatgalia, teraz Kurlandia
- EuroVelo 10 przewodnikiem po Łotwie
- Miks historii z teraźniejszością i przyszłością
- Dawna baza wojskowa motorem popularności
- Dorsz z Lipawy w domu listonosza
- Historia Łotwy w Muzeum Lipawy
- Szerokie i puste plaże nad Bałtykiem
- Tkają lokalną kulturę na brzegu morza
- Polskie korzenie w łotewskiej kulturze
- Kuldyga na liście dziedzictwa UNESCO
- Nocleg prawie na zabytkowym moście
- Groszek z boczkiem, śledź z twarogiem
- Nie najgorsze słynne nadbałtyckie szutry
- Po drewnianej kładce przez torfowisko
- Windawa wita szeroką drogą rowerową
- Poradzieckie teleskopy i miasto duchów
- Naturalne klimaty parku narodowego
- Tylko trzydzieści osób mówi po liwsku
- Na Kolce jak na Mierzei Helskiej
- Kładką przez unikalne bagienne krajobrazy
- Gdyby nasze kurorty miały taką klasę
- Spacerem po wąskich uliczkach Rygi
- Na koniec jedno przykre wspomnienie
- W Łotwie każdego dnia coś nowego
- Jeśli szukasz piękna natury i spokoju
Najpierw Łatgalia, teraz Kurlandia
Podczas mojej pierwszej podróży rowerowej po Łotwie odkrywałem Łatgalię - spokojny, często wyludniony wschód kraju. Zajrzałem również do "polskiego" Dyneburga, potem minąłem Rygę, a jazdę zakończyłem nad Bałtykiem, na fragmencie EuroVelo 10 na północ od stolicy. Tamta wyprawa pozostawiła mi wspomnienia o kameralnym charakterze kraju, jego niskiej gęstości zaludnienia i bliskim kontakcie z naturą. Tym razem wybraliśmy się na zachód - do historycznej Kurlandii, znanej w języku łotewskim jako Kurzeme. Po pięciu dniach jazdy przez ciekawy, a często nieoczywisty zachód Łotwy, odwiedziliśmy jeszcze imponującą Jurmałę oraz Park Narodowy Ķemeri. Podróż zakończyliśmy spokojnym spacerem po Rydze, ciesząc się ostatnimi chwilami w tym przyjaznym kraju.
EuroVelo 10 przewodnikiem po Łotwie
EuroVelo 10, czyli europejski szlak wokół Morza Bałtyckiego, to doskonała baza do zaplanowania rowerowej wyprawy po zachodniej Łotwie. Trasa oferuje zróżnicowane krajobrazy – od malowniczych nadmorskich widoków z szerokimi plażami, przez lasy nadmorskie i śródlądowe, aż po tereny bagienne. Po drodze mijamy spokojne, małe wioski rybackie, ale odwiedzamy też większe miasta, takie jak Lipawa (łot. Liepāja), trzecie największe miasto w Łotwie, oraz Windawa (Ventspils), gdzie znajduje się drugi co do wielkości port w kraju. Infrastruktura rowerowa w Łotwie stale się poprawia, jednak większość łotewskiego odcinka EuroVelo 10 biegnie drogami publicznymi, czasem z dość intensywnym ruchem lokalnym i turystycznym. Poza głównymi drogami, trasa prowadzi przez mniej utwardzone odcinki leśne, w tym słynne nadbałtyckie szutry, które dodają podróży nieco przygody.
Miks historii z teraźniejszością i przyszłością
Świetnym punktem wyjścia do wycieczki po łotewskim wybrzeżu jest wspomniana Lipawa. Klimat tego miasta tworzy unikalne połączenie tradycyjnej, drewnianej, klasycystycznej zabudowy z XVIII wieku oraz militarnych i sakralnych obiektów w dawnej, zamkniętej dzielnicy wojskowej. Miasto ma również nowoczesne akcenty, takie jak barwna sala koncertowa Lielais Dzintars, zbudowana z wykorzystaniem najnowszych technologii, która ożywia atmosferę portowej dzielnicy. To charakterystyczny dla całej Łotwy miks – szacunek dla historii i tożsamości narodowej, spleciony z nowoczesnym podejściem do rozwoju kraju. Lipawa jest na tyle duża, że oferuje wszystko, czego potrzebuje turysta – zróżnicowaną bazę noclegową, atrakcje oraz możliwość zrobienia zakupów, a jednocześnie na tyle niewielka, że nawet jako trzecie największe miasto w Łotwie, nie przytłacza swoją wielkością ani nadmiarem bodźców. To doskonałe miejsce na spokojny, ale jednocześnie inspirujący początek podróży po łotewskim wybrzeżu.
Dawna baza wojskowa motorem popularności
Jednym z głównych motorów atrakcyjności Lipawy jest Karosta - dzielnica położona w północnej części miasta, która kiedyś funkcjonowała jako samodzielny organizm miejski i baza wojskowa, zamknięta dla osób postronnych. Powstała pod koniec XIX wieku, za czasów cara Aleksandra III, który zaplanował ją jako twierdzę chroniącą zachodnie granice imperium rosyjskiego. Część zbudowanych fortów (dwie z ośmiu grup obiektów) została wysadzona już podczas I wojny światowej, a ich pozostałości stały się dziś jednym z najbardziej malowniczych turystycznych pejzaży Lipawy. Bliżej miasta znajduje się mniejsza Bateria nr 3, którą mieliśmy okazję odwiedzić i której zdjęcia zamieszczamy, a kilka kilometrów dalej można zobaczyć większą Baterię nr 1. Obie lokalizacje oferują niezwykłe widoki na bałtyckie wybrzeże i nawet jeśli ktoś nie interesuje się militariami, to te miejsca są jednymi z najciekawszych w Łotwie, które warto zobaczyć - dla historii, architektury fortecznej i oryginalnej panoramy.
Inną atrakcją Lipawy i Karosty, często wspominaną przez turystów, jest więzienie, które pierwotnie miało pełnić funkcję szpitala. Niewielki budynek można zwiedzać w grupach, oglądając jedno z jego pięter, a nawet spędzić w nim noc, bowiem w więzieniu mieści się również niewielki obiekt noclegowy. Nam ta więzienna atrakcja wydała się nieco przereklamowana, a bardziej interesujący okazał się sobór morski w Karoście. To katedra prawosławna św. Mikołaja Cudotwórcy, patrona żeglarzy i marynarzy, która jest największą cerkwią w Łotwie. Zbudowana na początku XX wieku, wraz z innymi budynkami zamkniętego miasta wojskowego, przyciąga swoją monumentalną architekturą. Wewnątrz było ciekawie zatrzymać się na chwilę i z boku obserwować inne obyczaje religijne. Choć po II wojnie światowej wnętrze cerkwi zostało nieco zmienione, a niektóre ściany przykryte zasłonami, jej mistyczna atmosfera nadal robi wrażenie. Uwagę przyciągają również złote kopuły, które błyszczą w słońcu, mocno kontrastując z zaniedbanymi fasadami bloków, otaczających sobór.
Dorsz z Lipawy w domu listonosza
Podczas naszej podróży po Łotwie nie zabrakło również kulinarnych akcentów. W Lipawie polecono nam restaurację Pastnieka māja (Dom Listonosza), a że wszystko jest tu blisko, mieliśmy do niej zaledwie kilka kroków z hotelu, w którym spaliśmy. Tam spróbowaliśmy lokalnej specjalności – "Liepājas menciņi", czyli „dorsza z Lipawy”. To danie okazało się dorszem podanym z ziemniakami, wcześniej wędzonym i peklowanym, a następnie zapiekanym w słodkiej śmietanie z cebulą i koperkiem, serwowanym w tradycyjnym glinianym naczyniu. Skusiliśmy się również na inną regionalną potrawę – kaszę jęczmienną z ziemniakami, wędzonym boczkiem i cebulą. Wszystko smakowało wyśmienicie, a całość utrzymana była w prostym, domowym klimacie, który bardzo nam odpowiada.
Historia Łotwy w Muzeum Lipawy
Czas w Lipawie można spędzić spacerując promenadą wzdłuż kanału portowego, która prowadzi w kierunku pięknej, szerokiej plaży. Warto także zajrzeć do Muzeum Lipawy, gdzie ekspozycje przybliżają zarówno historię miasta, jak i tożsamość narodową Łotwy. W listopadzie 2018 roku muzeum przygotowało specjalną wystawę upamiętniającą stulecie niepodległości Łotwy oraz fakt, że Lipawa przez krótki czas była stolicą kraju w 1919 roku. Niestety, wiele opisów w muzeum wciąż nie jest dostępnych w języku angielskim, co może utrudniać zwiedzanie zagranicznym turystom. To niestety problem, który można spotkać w wielu miejscach turystycznych na całym świecie – jakby ich gospodarze nie zakładali, że przyjedzie do nich jakikolwiek obcokrajowiec.
Szerokie i puste plaże nad Bałtykiem
Z Lipawy ruszyliśmy na północ, przejeżdżając przez wspomnianą wcześniej Karostę. Wkrótce po opuszczeniu miasta asfaltowa droga na krótko zmieniła się w szuter, by następnie przejść w szosę, którą długimi kilometrami biegnie szlak EuroVelo 10. Pierwszy ciekawy przystanek to Pāvilosta - niewielka miejscowość rybacka z dużym basenem portowym, kilkoma knajpkami i miejscem, gdzie bez problemu można znaleźć nocleg. Tu po raz kolejny zachwyciła nas plaża - szeroka, piaszczysta i niemal pusta, z niewielką liczbą wypoczywających. Wyobrażam sobie, że dla osób szukających spokojnych nadmorskich miejsc, to idealna okolica, która w ciepłe, słoneczne lato może śmiało konkurować z zatłoczonymi plażami południowej Europy.
Tkają lokalną kulturę na brzegu morza
Program naszej wycieczki po Łotwie ułożyliśmy tak, aby wziąć udział w festiwalu muzycznym "Zachowując stulecia", który odbywał się w miejscach związanych z lokalną kulturą Suiti, wpisaną na listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO. To niezwykłe wydarzenie zgromadziło zespoły folklorystyczne z różnych zakątków świata - od Gruzji, przez Sardynię, po Macedonię Północną i kraje bałtyckie. Szczególny był drugi dzień festiwalu, podczas którego, w malowniczym Jūrkalne, odbył się koncert "Tkam złotą nić wzdłuż brzegu morza" - prawdziwy pokaz różnorodności tradycji kulturowych. Wyjątkowość wydarzenia podkreślała niemal każda zapowiedź konferansjera, mówiąca że śpiew, lokalna kultura lub region, z którego pochodzili kolejni śpiewający, są uznawane przez UNESCO za szczególnie cenne dla światowego dorobku kulturalnego.
Końcowe wydarzenie nad brzegiem morza nadało festiwalowi szczególnej głębi. Po ostatnim występie wszyscy wykonawcy i uczestnicy zeszli na plażę w Jūrkalne, gdzie w świetle zachodzącego słońca rozwinęli haftowane skrawki materiału, przypominające tradycyjne podwiązki, wcześniej połączone w jedną długą wstęgę. To symboliczne połączenie miało zwrócić uwagę na konieczność ochrony unikalnych, lokalnych wartości, coraz bardziej narażonych na zapomnienie. Dostrzegłem w tym także piękne odniesienie do globalnej różnorodności kulturowej – złożonej z regionalnych elementów, lecz jednocześnie podkreślającej powszechną potrzebę zachowania własnej tożsamości. To były pełne głębokiego symbolizmu chwile, spędzone w otoczeniu naturalnych bałtyckich krajobrazów.
Polskie korzenie w łotewskiej kulturze
Kultura Suiti, choć zupełnie nieznana w Polsce, ma swoje polskie korzenie, sięgające XVII wieku. To wtedy niemiecki baron Johan Ulrich von Schwerin poślubił Polkę, Barbarę z rodu Konarskich, co umożliwiło przeniesienie wiary katolickiej do tej części Kurlandii, zdominowanej wówczas przez protestantyzm. Dzisiaj w Suiti nie mówi się o polskich wpływach – na festiwalu nie spotkaliśmy innych polskich gości, a w dworze w Alsundze nie zauważyliśmy polskich eksponatów. Kultura Suiti to przede wszystkim niezwykła społeczność, która przez wieki wypracowała unikalną tożsamość. Charakterystyczne dla nich są tradycje hipnotyzującego burdonowego śpiewu i ludowe stroje, bogato zdobione haftem i jaskrawymi kolorami. Społeczność Suiti przez lata rozwijała się w izolacji, co sprawiło, że ich tradycje, zwyczaje i język różnią się od innych regionów Łotwy, a dzięki festiwalowi możemy na własne oczy doświadczyć bogactwa kulturowego tego niewielkiego, ale wyjątkowego regionu.
Kuldyga na liście dziedzictwa UNESCO
Jednym z najjaśniejszych punktów naszego wyjazdu była Kuldyga, urokliwe miasteczko położone nad brzegiem Windawy. W 2023 roku zostało ono wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO, co wydaje się zaskoczyło samych mieszkańców i władze miasta. Na razie w Kuldydze brakuje jednak jeszcze nawet punktu informacyjnego, która ułatwiłby turystom lepsze zrozumienie fenomenu tego miejsca. A prawdziwym skarbem Kuldygi jest jej oryginalna drewniana zabudowa, która w niemal nienaruszonym stanie przetrwała od XVI-XIX wieku, opierając się zawirowaniom historii, w tym kilku wojnom. W dodatku zabudowa Kuldygi jest zupełnie inna niż drewniane zabytki, które znamy z reszty Europy, a to sprawia, że Kuldyga jest unikatowym miejscem na mapie dziedzictwa kulturowego.
Drewniana zabudowa Kuldygi z XVI-XIX wieku charakteryzuje się zastosowaniem tradycyjnych technik budowlanych, typowych dla regionu bałtyckiego. Domy są głównie jednopiętrowe, z dachami pokrytymi czerwonymi dachówkami i charakterystycznymi kominami umieszczonymi w centralnej części. Ulice są wąskie, a zabudowa harmonijnie wkomponowana w naturalny krajobraz miasta. Dzięki wyjątkowej trosce o zachowanie dziedzictwa, zabudowa ta przetrwała bez większych ingerencji modernizacyjnych, co pozwala dzisiaj cieszyć się autentycznym charakterem Kuldygi. Architektura drewniana Kuldygi jest doskonałym przykładem połączenia funkcjonalności z estetyką, zachowując przy tym unikalny styl, który nie ma odpowiednika w innych miastach regionu.
Nocleg prawie na zabytkowym moście
Podczas naszej trasy po Łotwie jeden z noclegów zaplanowaliśmy właśnie w Kuldydze, co dało nam świetną okazję do wieczornego spaceru po mieście, połączonego z kolacją, oraz porannego objazdu, podczas którego odwiedziliśmy miejscowe muzeum. Zarówno wieczorem, jak i rano, mieliśmy okazję podziwiać słynny wodospad na rzece Wencie (Windawie), który regularnie wymienia się wśród największych atrakcji Łotwy. Jest on również uznawany za najszerszy wodospad w Europie! Choć jego szerokość robi ogromne wrażenie, wysokość wodospadu jest znacznie skromniejsza – to raczej niski, naturalny próg wodny, co sprawia, że można z łatwością przejść wzdłuż niego, brodząc w płytkiej wodzie. Kuldyga, z jej malowniczymi krajobrazami i spokojną atmosferą, okazała się jednym z najbardziej pamiętnych przystanków naszej łotewskiej wyprawy.
Zaledwie sto metrów dzieli rekordowy wodospad od kolejnej atrakcji Kuldygi - imponującego ceglanego mostu nad Windawą, który jest trzecim najdłuższym mostem w Europie zbudowanym z cegieł. Mieliśmy go dosłownie na wyciągnięcie ręki, ponieważ nasz wynajęty dom znajdował się tuż przy jednym z jego przyczółków. Wnętrze domu zachwyciło nas od razu - stylowe meble, oryginalne tapety oraz zachowane instalacje i przełączniki tworzyły niepowtarzalny klimat. Nawet zamykanie domu miało swój urok, ponieważ w użyciu był ogromny, stary klucz. To miejsce, z jego wyjątkowym charakterem i przyjemną atmosferą, okazało się idealnym wyborem, szczególnie dla nas, podróżującym w grupie przyjaciół. Co więcej, cena była całkiem przystępna, co czyniło ten apartament jeszcze bardziej atrakcyjną opcją noclegową.
Groszek z boczkiem, śledź z twarogiem
Wspomniana kolacja w Kuldydze była kolejną okazją do spróbowania lokalnych przysmaków, które świetnie oddają charakter regionu Kurlandii. Jedliśmy tradycyjną zupę z kwaśnego mleka, która była orzeźwiająca, lekko kwaskowa i idealnie nadawała się na początek posiłku. Na stół trafiło też danie z groszku podawanego z wędzonym boczkiem i cebulką – sycące i pełne smaku, stanowiące jeden z fundamentów kuchni regionalnej. Na koniec skosztowaliśmy śledzia serwowanego z twarogiem i ziemniakami, który swoim prostym, ale wyjątkowym smakiem doskonale wpisywał się w tradycyjny charakter kurlandzkiej kuchni. Wszystkie dania były przygotowane w prosty, domowy sposób, co dodało im autentyczności i pozwoliło nam poczuć prawdziwy smak Łotwy.
Nie najgorsze słynne nadbałtyckie szutry
Dotychczas, podróżując między Lipawą a Kuldygą, poruszaliśmy się głównie lokalnymi asfaltowymi drogami o zaskakująco dobrej jakości. Dopiero za Kuldygą, na dłuższy czas, zjechaliśmy na słynne nadbałtyckie szutry. Trochę obawiałem się tych tras, bo jak każdy rowerzysta wie, szuter szutrowi nierówny. Czasami jazda po takich drogach jest czystą przyjemnością - "naturalna" nawierzchnia pozwala poczuć bliskość otaczającej przyrody i dodaje uroku całej podróży. Jednak bywa też, że drogi te są zbudowane z kruszywa o zbyt dużej średnicy, co zamienia wyprawę w wielokilometrową udrękę. W takim przypadku każdy kilometr staje się wyzwaniem, a rower podskakuje na każdym kamieniu, wymagając ciągłej uwagi i dodatkowego wysiłku. I choć obcowanie z naturą bywa wtedy mniej przyjemne, to nadal jest to część podróżniczego doświadczenia, które uczy cierpliwości i elastyczności. W końcu nigdy nie wiadomo, czy za kolejnym zakrętem droga znów nie stanie się gładka, a jazda bardziej satysfakcjonująca.
Drogi szutrowe w Łotwie okazały się w większości całkiem przyzwoite. Często pokonywaliśmy długie odcinki z zadowalającą prędkością, co pozwalało podziwiać okoliczne krajobrazy i cieszyć się odkrywaniem nowych miejsc. Były jednak chwile, gdy trafialiśmy na fragmenty, które trzeba było pokonywać metr po metrze, a każdy obrót pedałami był mozolną walką z nawierzchnią. Problemem nie bywała jedynie nierówna, pełna kamieni droga, ale także unoszący się pył, zwłaszcza na trasach, z których korzystali lokalni kierowcy. Jeden z takich odcinków, prowadzący wokół jeziora Usma, szybko nas zniechęcił – kurz i ruch sprawiły, że zdecydowaliśmy się zmienić kierunek i objechać jezioro z drugiej strony. Ta decyzja pozwoliła nam nie tylko uniknąć uciążliwości, ale także zobaczyć malownicze zakątki, które umknęłyby nam, gdybyśmy trzymali się pierwotnej trasy. Czasem elastyczność w planowaniu trasy okazuje się najlepszym rozwiązaniem, zwłaszcza gdy priorytetem jest komfort i przyjemność z jazdy.
Z perspektywy czasu, oceniam stosunek dobrych do złych dróg na około 80/20 – czyli nie idealnie, ale wciąż akceptowalnie. Niestety, nie ma jednej niezawodnej metody na znalezienie tych dobrych jeszcze przed wyjazdem i uniknięcie tych gorszych. Wydaje się jednak, że kluczową rolę odgrywa natężenie ruchu na danej trasie. Tam, gdzie ruch jest niewielki, nawierzchnia zwykle pozostaje mniej zniszczona, a droga jest w miarę gładka, pozbawiona luźnych kamieni i sypkiego materiału. Natomiast przy większym natężeniu ruchu pojawiają się koleiny, nierówności, a kiedyś utwardzona nawierzchnia staje się trudna do pokonania. Dlatego dobrze jest mieć swobodę zmiany planów i nie trzymać się sztywno jednej, zaplanowanej trasy. W razie problemów warto szukać alternatywnych, równoległych dróg, które mogą okazać się lepsze.
Po drewnianej kładce przez torfowisko
Szutrowymi drogami dotarliśmy do Stiklu Purvi, przyrodniczej perły ukrytej w jednym z leśnych kompleksów zachodniej Łotwy. Stiklu Purvi to rozległy obszar torfowiskowy, jeden z największych tego typu terenów w regionie, obejmujący zarówno torfowiska wysokie, jak i przejściowe. Miejsce to wyróżnia się bogatą florą i fauną, w tym rzadkimi gatunkami roślin oraz ptaków, dla których stanowi ważne siedlisko. Dzięki temu Stiklu Purvi odgrywa kluczową rolę w ochronie bioróżnorodności w Łotwie. Jedyną możliwością zwiedzania rezerwatu są wąskie drewniane kładki, które prowadzą przez podmokłe tereny aż do wieży widokowej, skąd można podziwiać rozległe torfowiska. Podczas spaceru rowery można bezpiecznie zostawić w lesie, tuż przy wejściu na kładkę, aby w pełni cieszyć się pieszą eksploracją tej wyjątkowej przestrzeni.
Windawa wita szeroką drogą rowerową
Po kolejnych kilkudziesięciu kilometrach, które upłynęły nam na przemian na cichych, pustych asfaltach i na dość wymagających szutrowych drogach, dotarliśmy w końcu do Windawy. Miasto przywitało nas szeroką, dwupasmową drogą rowerową, która natychmiast poprawiła nam humory po wyczerpujących, kamienistych odcinkach. Ten komfortowy fragment trasy był jak nagroda po trudach, a gładki asfalt dawał poczucie ulgi. Po szybkiej wizycie w pensjonacie, który mieści się w uroczym, drewnianym budynku w centrum miasta, zostawiliśmy bagaże i ruszyliśmy w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Niedaleko pensjonatu trafiliśmy do restauracji, której menu natychmiast przyciągnęło naszą uwagę, szczególnie sekcja z lokalnymi specjałami. Zasiadając do posiłku, mogliśmy wreszcie cieszyć się atmosferą Windawy, wiedząc, że jeszcze nas zwiedzanie przyjemnego miasta.
W Windawie zastaliśmy atmosferę zbliżoną do tej, jaką można poczuć w Lipawie. Podobieństwo dotyczy nie tylko nastroju, ale także topografii - oba miasta mają starą część położoną nad kanałem portowym, który dzieli je na dwie części. W Windawie kluczowym punktem jest dawny zamek zakonu krzyżackiego, który od kilkunastu lat pełni funkcję muzeum regionalnego. Naprzeciw zamku uwagę przyciągają kolorowe dźwigi portowe, które nadają industrialnemu obszarowi unikalnego charakteru. Stare miasto, choć niewielkie, ma przyjemny, kameralny klimat - można je zwiedzić w zaledwie dwa kwadranse spacerując wąskimi uliczkami wśród zabytkowych kamienic. Warto jednak wyjść poza te najbardziej oczywiste trasy i udać się w okolice dworca autobusowego - tam odkryjemy imponujące, stare budynki, które świadczą o bogatej historii Windawy jako ważnego portu.
Jednym z najciekawszych miejsc do odwiedzenia w Windawie jest Skansen Morski, położony nieco na uboczu miasta. Już na pierwszy rzut oka robi wrażenie dzięki nowoczesnej, eleganckiej bryle pawilonu ekspozycyjnego, który jest doskonałym przykładem współczesnej łotewskiej architektury - estetycznej, a zarazem funkcjonalnej. To właśnie w tym budynku rozpoczyna się zwiedzanie, a kolorowe i interaktywne ekspozycje wprowadzają nas w bogaty świat lokalnych tradycji morskich i rybackich. Każda scena, starannie zaaranżowana, pozwala poczuć atmosferę nadmorskiego życia, które od wieków kształtowało Windawę i okoliczne miejscowości. Gdy opuścimy nowoczesny pawilon, możemy zagłębić się w drugą część skansenu, gdzie za budynkiem głównym czeka nas typowy skansen z przykładami tradycyjnej architektury regionalnej. To tu odnajdziemy autentyczne chaty rybackie i inne budynki, które przenoszą nas w czasie, ukazując codzienne życie nad Bałtykiem sprzed lat. Całość tworzy harmonijną mieszankę historii i nowoczesności.
Poradzieckie teleskopy i miasto duchów
Pierwszą znaczącą atrakcją po opuszczeniu Windawy jest Ventspils International Radio Astronomy Center (VIRAC) - jeden z kluczowych ośrodków badawczych w Łotwie, położone na terenie dawnej bazy radzieckiej w Irbenie. Centrum specjalizuje się w radioastronomii, monitorowaniu przestrzeni kosmicznej oraz analizie danych satelitarnych. Z drogi biegnącej obok można dostrzec jeden z dwóch imponujących radioteleskopów, które służą do obserwacji galaktyk, zjawisk astronomicznych oraz monitorowania sygnałów z kosmosu. VIRAC prowadzi liczne projekty naukowe w dziedzinie radioastronomii i technologii kosmicznych, a jego zwiedzanie jest możliwe w ramach zorganizowanej wycieczki - konieczne jest jednak wcześniejsze umówienie wizyty. Przejeżdżając w stronę VIRAC, mijamy miasto duchów - kilka opuszczonych bloków, które niegdyś zamieszkiwały rosyjskie wojska stacjonujące w tej okolicy.
Naturalne klimaty parku narodowego
Ważnym punktem na trasie rowerowej po Kurlandii jest Park Narodowy Slītere, położony na północno-zachodnim wybrzeżu Łotwy, na półwyspie Kolka. To jeden z najstarszych i najpiękniejszych parków narodowych w kraju, charakteryzujący się niezwykle zróżnicowanym krajobrazem – od gęstych lasów, przez wydmy, aż po torfowiska i malownicze wybrzeża. Park oferuje liczne ścieżki turystyczne, w tym popularne trasy prowadzące po drewnianych pomostach, które umożliwiają komfortowe zwiedzanie terenów podmokłych i bliski kontakt z przyrodą. Rowery można bezpiecznie zostawić w lesie otaczającym punkt startowy, aby swobodnie odkrywać uroki parku podczas krótkiego spaceru. Co prawda, aby dotrzeć do "naszej" ścieżki, trzeba trochę zjechać z głównej trasy, ale krajobrazy Slītere z pewnością wynagradzają ten dodatkowy wysiłek.
Tylko trzydzieści osób mówi po liwsku
Zaledwie kilka kilometrów dalej znajduje się niewielka miejscowość Mazirbe, gdzie mieści się ośrodek kultury Liwów. Liwowie to rdzenny naród zamieszkujący wybrzeże Bałtyku, głównie w zachodniej Łotwie. Ich kultura i język, należący do grupy ugrofińskiej, są blisko spokrewnione z Estończykami. W przeszłości Liwowie silnie związani byli z rybołówstwem i morzem, jednak współczesne zmiany społeczne oraz historyczne doprowadziły do drastycznego spadku ich liczby. Dziś zmagają się z problemem zanikania języka i tożsamości narodowej, co czyni ich jednym z najbardziej zagrożonych narodów Europy. W ośrodku kulturalnym, który oferuje także pyszną... pizzę, spotkałem panią, zaangażowaną w ochronę liwskiej kultury. To ona w prosty, ale poruszający sposób uświadomiła mi, jak poważne jest zagrożenie - obecnie językiem Liwów posługuje się zaledwie około 30 osób!
Na Kolce jak na Mierzei Helskiej
Po kolejnym odcinku na północ dotarliśmy na półwysep Kolka - oryginalny zakątek, gdzie wody Bałtyku spotykają się z Zatoką Ryską. Jego strategiczne położenie przez wieki sprawiało, że był on trudno dostępny i niemal niezamieszkały. Surowy klimat, częste sztormy i ograniczony dostęp od strony morza stanowiły naturalne bariery dla osadnictwa i rozwoju infrastruktury. Dziś jednak o izolacji nie ma mowy - turystów wita płatny parking, a krótka promenada prowadzi wprost na cypel. Na końcu czeka szeroka plaża, której atmosfera przypomina nasz Hel, choć z pewnym, na szczęście, istotnym wyjątkiem. Na półwyspie Kolka nie uświadczysz bowiem wszechobecnych straganów z tandetnymi chińskimi pamiątkami - miejsce to zachowuje swój naturalny, dziki urok, wolne od kiczowatego handlu.
Kładką przez unikalne bagienne krajobrazy
Psująca się pogoda i uciekający czas spowodowały, że przeprowadziliśmy procedurę awaryjnego powrotu po samochody, a dalszą część drogi w kierunku Rygi oglądaliśmy już niestety przez szybę. Pogoda dopisała dopiero w kolejnym parku narodowym na naszej trasie - Ķemeri. Tu ponownie trafiliśmy na rozległe mokradła i torfowiska, gdzie natura rządzi się swoimi prawami, a poruszanie się jest możliwe dzięki malowniczym ścieżkom poprowadzonym po pomostach. Wybieramy ścieżkę Ķemeru Purva, a podczas spaceru podziwiamy unikalne krajobrazy bagienne, zanurzone w ciszy i spokoju. To idealne miejsce dla miłośników przyrody, którzy chcą z bliska poznać różnorodność flory i fauny Łotwy, od rzadkich roślin torfowiskowych po liczne gatunki ptaków. Park Ķemeri z tak przyjaznym sposobem zagospodarowania ruchu turystycznego jest świetnym dowodem na to, że przyroda może być nie tylko dzika, ale i przystępna dla turystów.
Gdyby nasze kurorty miały taką klasę
I gdy myślami byliśmy już w Rydze, na naszej drodze pojawiła się Jurmała, czyli popularne, urokliwe nadmorskie miasteczko, słynące z wyjątkowej atmosfery łączącej naturę i architekturę. Och, gdyby nasze nadmorskie "kurorty" miały taką klasę, co Jurmała! To miejsce, gdzie elegancja spotyka się z luzem nadmorskiego wypoczynku. Charakterystycznym widokiem są tu aleje obsadzone wysokimi drzewami, które tworzą przyjemny, zacieniony klimat, doskonały na spacery o każdej porze dnia. W Jurmale na każdym kroku można dostrzec pięknie odrestaurowane drewniane wille w stylu secesyjnym, które nadają miastu historyczny charakter. Na uwagę zasługuje cerkiew Piotra i Pawła, która majestatycznie zamyka popularny deptak. Jurmała to również raj dla miłośników plażowania – długa, szeroka, piaszczysta plaża, ozdobiona kolorowymi dekoracjami, stanowi idealne miejsce na relaks.
Spacerem po wąskich uliczkach Rygi
Na ostatni dzień naszej podróży zjechaliśmy do Rygi, aby spędzić dzień na spacerowaniu po Starym Mieście i odkrywaniu jego najważniejszych zabytków. Już rok temu miałem wrażenie bardzo przyjemnego klimatu miasta - wąskie, brukowane uliczki Starego Miasta, otoczone zabytkowymi kamienicami, pełnymi detali architektonicznych, zachęcają do niespiesznego spaceru. Naszą uwagę szybko przyciągnęła majestatyczna Katedra w Rydze p.w. Najświętszej Maryi Panny, będąca jednym z największych kościołów średniowiecznych w krajach bałtyckich - jej wnętrze zachwyciło nas imponującymi organami i gotyckimi sklepieniami. Zaglądając w kolejne zakątki Starego Miasta, dotarliśmy do Trzech Braci - trzech najstarszych średniowiecznych kamienic w Rydze, które stanowią symbol miejskiej historii. Nie pominęliśmy Dworu Bractwa Czarnogłowych, którego piękna fasada jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych zabytków Rygi.
Nieco dalej odwiedziliśmy słynne hale targowe, mieszczące się w dawnych hangarach niemieckich sterowców, przeniesionych spod Lipawy. Hale tętniły życiem i zapachem lokalnych specjałów, tworząc idealne miejsce, by poczuć codzienny rytm Rygi. To także świetna okazja, aby poznać łotewskie przysmaki - od świeżych ryb, przez wypieki i słodycze, po słynne lokalne alkohole. Naszym ostatnim przystankiem było Muzeum Wojny, które pozwoliło nam zgłębić burzliwą historię Łotwy i regionu. Wyjątkowym eksponatem w muzeum jest zniszczony wrak samochodu terenowego, pochodzący z inicjatywy Twitter Convoy, w ramach której Łotysze wspierają Ukrainę w jej walce z Rosją. Pojazd, używany do dostarczania pomocy na tereny objęte konfliktem, został zniszczony podczas działań wojennych, a jego obecność w muzeum to nie tylko świadectwo poświęcenia Łotyszy, ale również poruszające przypomnienie o tragedii narodu ukraińskiego.
Na koniec jedno przykre wspomnienie
Wśród tych wszystkich naszych przyjemnych wspomnień, jest jednak jeden przykry obrazek, z jakim wracamy z Łotwy. To farma... świstaków położona niedaleko Alsungi, do której skierował nas przydrożny drogowskaz, a która wcześniej wpadła mi też podczas wyszukiwania miejsc do zobaczenia. Chociaż - żadna to farma, gdyż na miejscu zobaczyliśmy małe, metalowe klatki, w których zamknięte były świstaki. Spodziewaliśmy się odpowiedzialnej hodowli, warunków na miarę czasów i nowoczesnego kraju, a zastaliśmy smutny widok i prawdopodobnie męczone w ten sposób zwierzaki. Niestety, gdy tam dotarliśmy, miejsce było już zamknięte, więc nie mieliśmy okazji zapytać o sens i powód takiego przetrzymywania sympatycznych zwierzaków. Do tej "atrakcji" więc nie zachęcamy. Przeciwnie.
W Łotwie każdego dnia coś nowego
Podsumowując nasz tydzień w Łotwie, trudno nie napisać o różnorodności, jaką odkrywaliśmy każdego dnia. Zaczynając od Lipawy z jej imponującym połączeniem historii, nowoczesności i pięknych plaż, przez spokojne, nadmorskie miejscowości, aż po Kuldygę z jej unikalną, drewnianą zabudową – każdy dzień przynosił coś nowego. Nasza trasa wiodła przez historyczną Kurlandię, która bawiła nie tylko krajobrazami, ale też nieoczywistymi atrakcjami. Ciekawymi punktami były wizyty w parkach narodowych Ķemeri i Slītere, gdzie mogliśmy połączyć relaks z odkrywaniem przyrody. Zwieńczeniem wycieczki był spacer po Starym Mieście w Rydze, pełnym zabytków i historii, także tej bardzo współczesnej.
Jeśli szukasz piękna natury i spokoju
Nasza podróż była wspaniałą okazją do zanurzenia się w łotewskiej kulturze, przyrodzie i historii, a rowerowy szlak rowerowy EuroVelo 10 okazał się naprawdę dobrym przewodnikiem podczas odkrywania także tych mniej oczywistych stron Łotwy. Jeśli szukasz miejsca, które łączy piękno natury, bogactwo dziedzictwa i spokój, Łotwa zdecydowanie powinna znaleźć się na Twojej liście. Zachęcamy do odkrywania tego bałtyckiego, wciąż mało znanego kraju – najlepiej właśnie na rowerze :-)
Dodaj Twój komentarz