- Niezwykły cmentarny krzyż w Łupkowie
- Schronisko i tunel na końcu świata
- W dawnej Republice Komańczańskiej
- Na lampkę wina truskawkowego do Jaślisk
- Niepowtarzalne cmentarze Dušana Jurkoviča
- Zanim wybudują zbiornik Myscowa-Kąty
- Ciekawy Nowy Żmigród
- Na spokojnych drogach Podkarpacia
- Karpacka Troja - zamknięta w poniedziałki...
- W najdłuższym schronie kolejowym w Polsce
- Europejskie Drzewo Roku z Wiśniowej
- Kiedy Szwejk wróci na podkarpackie tory?
Ten wyjątkowy nastrój regionu udzielił mi się już na peronie łupkowskiego dworca. Do pamiątkowych fotografii chętnie pozował tu szczęśliwy znalazca dwóch ogromnych prawdziwków - trudno o lepsze przywitanie, prawda? Przyroda w swojej najlepszej formie - takie skojarzenie zawsze będą we mnie budzić Bieszczady i Beskid Niski. Pozbawione dużych ludzkich skupisk, a nawet wciąż wyludniające się okolice o wyraźnie górskich charakterze, jednak nadal dość delikatnie ukształtowane, należą do tych atrakcyjnych okolic na rowerowe wypady.
Niezwykły cmentarny krzyż w Łupkowie
Zaledwie kilkaset metrów od stacji kolejowej leży ukryty w kępie drzew cmentarz w Łupkowie. Gdyby nie wykoszone wąskie korytarze w bujnych trawach trudno byłoby odnaleźć ocalałe nagrobki dawnych mieszkańców tych okolic. Wśród nich jest ten bardzo wyjątkowy, a dla mnie może i najbardziej niezwykły cmentarny krzyż w Polsce. Wstawiony kiedyś w korzenie rosnącego drzewa, dziś sprawia wrażenie jakby stanowił z nim jedność. Kawałek dalej Chrystus przybity do drzewa, wyglądający dziś jakby miał zostać przez nie wchłonięty. Jakby każda z tych scen chciała podkreślić kruchość ludzkiego żywota w starciu z naturą.
Schronisko i tunel na końcu świata
Kilkaset metrów od cmentarza na bieszczadzkiej łące stoi jedno z tych najbardziej niezwykłych polskich schronisk, nazywane "Chatą na Końcu Świata". Dzisiaj trudno uwierzyć, że do II wojny światowej wzdłuż drogi prowadzącej z Łupkowa przez cmentarz aż do schroniska wszędzie stały domy i budynki gospodarcze, które wysiedlono i zburzono po wojnie. Podobnie jak stojącą koło cmentarze cerkiew. Bieg historii zmienił także rangę tunelu kolejowego, jaki znajduje się niedaleko kolejowej stacji. Kiedyś przebiegała nim istotna linia kolejowa łącząca Przemyśl z Węgrami, dziś tylko w sezonie letnim kursuje nim weekendowy pociąg do słowackich Medzilaborców. Kilkukrotnie wysadzany podczas II wojny światowej przez żołnierzy różnych narodowości został odbudowany w 1946 roku, dzisiaj - wraz z łupkowską linią kolejową - stanowi ciekawy przykład odwagi dawnej myśli technicznej.
W dawnej Republice Komańczańskiej
Pociąg z Rzeszowa do Łupkowa jedzie między innymi przez Komańczę, która była pierwszym przystankiem na mojej rowerowej trasie. Odbudowana w 2010 roku Cerkiew Opieki Matki Bożej w Komańczy nie przypomina już niczym tragicznego pożaru z z 2006 roku. W centrum wsi pojawił się zadbany skwer, a nad Barbarką niedaleko mostu kolejowego wyrosła Kuźnia - niewielka galeria sztuki i mała kawiarnia. Może któreś ze sprzedawanych tu łemkowskich obrazów i ikon pamiętają czasy Republiki Komańczańskiej? W tej niewielkiej wsi pod koniec 1918 na roku karpaccy Łemkowie proklamowali utworzenie republiki opowiadającej się przyłączeniem do Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej, jednego z dwóch ukraińskich państw powstałych po I wojnie światowej. Ten ciekawy epizod z historii tej i okolicznych wsi skończył się zbrojnym wkroczeniem polskich oddziałów policyjnych i wojskowych.
Na lampkę wina truskawkowego do Jaślisk
Niedługo później, niecałe 30 kilometrów od Komańczy, zjeżdżałem do Jaślisk, mając przed oczami obraz Zuzany Fialovej - pięknej słowackiej aktorki, grającej postać Lubicy Zalatywój w pamiętnym Winie Truskawkowym. Czy jest miłośnik Beskidu Niskiego, który by tego filmu nie oglądał? Oparty na Opowiadaniach galicyjskich Andrzeja Stasiuka obraz wspaniale opisuje ten niezwykły, metafizyczny klimat Beskidu Niskiego, który tak często odnajdują w nim turyści. Na chwilę zaglądam na rynek w Jaśliskach, rzucam okiem na bar, do którego traktorem próbował wjechać Janek, czyli Maciej Stuhr. I wtedy - na rowerze, i teraz - gdy spisuję moje wspomnienia, w uszach gra mi absolutnie wspaniała muzyka Michała Lorenca - ścieżka dźwiękowa do filmu.
Zawsze będę też pamiętał słowa filmowego Kościejnego, a raczej już jego ducha, granego przez Mariana Dziędziela, który do wiszącego na łemkowskim krzyżu Chrystusa odzywa się słowami, jakże celnie opisujące nasze ziemskie dylematy: Ty sobie wisisz – a my tutaj wszystko musimy na swój rozum brać... Z kolei jednym z zapadających w pamięć miejsc, gdzie dzieje się akcja Wina truskawkowego jest urocza kapliczka św. Jana Nepomucena stojąca przy tzw. Trakcie Węgierskim między Jaśliskami a Szklarami. Nie odmówiłem sobie tej przyjemności i po krótkiej wspinaczce - niestety, prowadząc rower - stanąłem przed tym pięknym miejscem. To tutaj miały miejsce między innymi zakrapiane alkoholem dyskusje bohaterów filmu. A dawniej mieszkańcy prowadząc tędy bydło na targ, chodzili z nim wokół świętej kaplicy, nadając mu w ten sposób większej wartości w oczach kupca.
Niepowtarzalne cmentarze Dušana Jurkoviča
Tej beskidzkiej metafizyki nie byłoby na pewno bez mieszanki kultur i wierzeń, obecnej na tych terenach. I bez cierpień pokoleń ludzi, targanych przez burzliwą historię tych ziem. Cześć części z nich oddają przepiękne i jedyne w swoim rodzaju cmentarze wojskowe z I wojny światowej, projektowane głównie przez słowackiego architekta Dušana Jurkoviča. Monumentalne budowle, inskrypcje podkreślające tragedię wojny, lasy krzyży - napotykane w lasach Beskidu Niskiego zawsze robiły na mnie wielkie wrażenie. Oprócz niesamowitych krzyży na górze Rotunda, tym drugim najbardziej wyjątkowym dla mnie jest chyba cmentarz wojenny nr 6 w Krempnej, gdzie wśród stojących krzyży na sześciu murowanych filarach leży krąg imitujący dębowy wieniec. Smutną, choć jednocześnie jakże pouczającą refleksją jest fakt, że na tych pięknych cmentarzach leżących na Szlaku Frontu Wschodniego I Wojny Światowej spoczywają obok siebie żołnierze wszystkich walczących przeciwko sobie nacji.
W Krempnej, w położonej kilka kilometrów dalej Kotani, a także w Świątkowej Małej i Świątkowej Wielkiej, stoją drewniane cerkwie, zaliczane do tych najpiękniejszych cerkwi Beskidu Niskiego. Aż trudno uwierzyć, że niektóre znich jeszcze w latach 80-tych XX wieku stały nieużywane. W ostatnich latach wyróżniła się spośród nich cerkiew św. Michała Archanioła w Świątkowej Wielkiej - pomalowana wieloma kolorami ma wykorzystywać gamę barw, której użyto we wczesnych latach jej istnienia. I nawet jeśli bardzo oryginalne malowanie jeszcze można wytłumaczyć próbą naśladowania dawnych czasów, to już niefrasobliwe wybudowanie budynku gospodarczego w bezpośredniej okolicy, w fotograficznym tle dawnej cerkwi, odebrało cerkwi wiele z jej wizerunku.
Zanim wybudują zbiornik Myscowa-Kąty
Opuszczając Krempną w kierunku Nowego Żmigrodu zachęcam do jazdy spokojną drogą przez Myscową, nad Wisłoką niosącą wody z małopolskiej części Beskidu Niskiego - z popularnej Radocyny czy pięknej Nieznajowej. Drogą przez Myscową pojechać warto nie tylko ze względu na wiszący most po którym przekroczyć można Wisłokę, ale także fakt, że na terenie wsi od lat planuje się budowę zapory Myscowa-Kąty. Zbiornik miałby służyć ochronie przed powodziami miejscowości powiatów mieleckiego, dębickiego i jasielskiego. Jeśli więc nie teraz, to może już nigdy nie zobaczycie tej doliny w obecnym kształcie, bo za kilka lat zniknie pod wodą.
Ciekawy Nowy Żmigród
We wspomnianym Nowym Żmigrodzie zaskakuje mnie miejscowe muzeum poświęcone historii i wielowiekowym losom miasta. Powstało niedawno założone przez grupę oddanych historii miasta zapaleńców skupionych wokół Towarzystwa Miłośników Nowego Żmigrodu. Wizyta na pieczołowicie przygotowanej wystawie w wyremontowanym budynku w samym centrum miasta - obowiązkowa! A potem warto także zajrzeć na tutejszy kirkut - jeden z najciekawszych żydowskich cmentarzy na Podkarpaciu, na którym leżeć ma aż około 1000 nagrobków, w tym najstarsze z XVIII wieku.
Na spokojnych drogach Podkarpacia
Od Nowego Żmigrodu poprowadziłem moją trasę bocznymi drogami wzdłuż Wisłoki, a potem Wisłoka, by uciec od dużego ruchu na drogach nr 992 i 988. Poza krótkimi wyjątkami wszędzie znaleźć można bardzo spokojne drogi lokalne, które pozwalają na bezpieczną i przyjemną jazdę. Zaraz za Nowym Żmigrodem, przed Jasłem, w okolicach Strzyżowa - wszędzie podróżowałem z dala od głównego ruchu tranzytowego prowadzącego główną drogą każdej z dolin. W okolicach Czudca z przyjemnością korzystałem z tutejszych znakowanych szlaków rowerowych. Zbliżając się do Rzeszowa i pamiętając świetny wjazd do miasta od południowej strony po szlaku Green Velo, właśnie na tę drogę się ponownie skierowałem, jadąc rowerową autostradą koło miejskiego kąpieliska i rowerowym traktem nad samym Wisłokiem.
Karpacka Troja - zamknięta w poniedziałki...
Za Nowym Żmigrodem, tuż przed Jasłem, znajduje się słynna Karpacka Troja - dzisiaj kompleks muzealny, kiedyś tzw. Wały Królewskie - miejsce odkrycia jednego z najstarszych grodzisk w Polsce. Na terenie Karpackiej Troi zrekonstruowano wały obronne o długości ponad 150 metrów, 2 bramy do grodu i 6 chat. Niestety, los chciał, że trafiłem do skansenu w poniedziałek - w dzień, kiedy Karpacka Troja jest zamknięta. Musiało mi wystarczyć czytanie o podjaślańskim skansenie w Internecie. Karpacką Troję i Jasło wpisuję na listę rzeczy wciąz do odwiedzenia.
W najdłuższym schronie kolejowym w Polsce
Jednym z wyjątków, gdzie trzeba przejechać fragment trasy ruchliwą szosą, jest dojazd do Stępiny. Warto jednak poświęcić się, by dotrzeć do może najbardziej zasłużonego historycznie miejsca na mojej trasie. To tutaj w roku 1941 spotkali się Adolf Hitler z Benito Mussolinim - w długim na prawie 400 metrów kolejowym bunkrze zatrzymał się wtedy pociąg sztabowy Hitlera. Miały go chronić ściany o grubości aż 3 metrów w niektórych miejscach, wejścia ze śluzami na wypadek ataku chemicznego, czy odpowiedni kształt ścian, jak i samego bunkra. Położony tuż przy zwykłych wiejskich domach mieszkalnych obiekt robi naprawdę spore wrażenie i stanowi na pewno jedną z najbardziej oryginalnych ciekawostek krajoznawczych w regionie. Bardzo podobne obiekty o tym samym przeznaczeniu widzieliśmy podczas rowerowej wycieczki w Łódzkiem w zeszłym roku.
Europejskie Drzewo Roku z Wiśniowej
A zaledwie kilka kilometrów od Stępiny moją uwagę przyciągnęła przydrożna tablica informująca o znajdującym się tutaj Europejskim Drzewie Roku 2017. Szybko skojarzyłem fakty - niedawno sam brałem udział w internetowym głosowaniu! - we wsi Wiśniowa rośnie niezwykły dąb o imieniu Józef. Niezwykły, bo jeszcze w latach 30-stych XX wieku występował na polskim banknocie 100-złotowym, choć jeszcze bardziej niezwykły, gdyż podczas II wojny światowej jego pień był miejscem ukrycia dla żydowskiej rodziny. W europejskim konkursie pokonał aż 15 drzew z całego kontynentu.
Kiedy Szwejk wróci na podkarpackie tory?
Przebieg mojej wycieczki zawdzięczam przede wszystkim sezonowemu połączeniu kolejowemu z Rzeszowa do słowackich Medzilaborców, dzięki któremu dostałem się do Łupkowa. Czy cztery godziny jazdy to mało czy nie? Jeśli wziąć pod uwagę, że cześć trasy pokonuje się historyczną linią Pierwszej Węgiersko-Galicyjskiej Kolei Żelaznej i podróż krętą trasą przez karpackie doliny stanowi przyjemność samą w sobie, to chyba nie jest tak najgorzej? Niestety, przez kolejne 7 miesięcy będzie trwał remont na linii Rzeszów-Jasło i to, co dla mnie było wspaniałą inspiracją i pomocą, niestety będzie w najbliższym czasie niedostępne. Ale już wiosna przyniesie koniec remontu i - najprawdopodobniej - ponowne kursy do Łupkowa. To będzie świetna propozycja na majowy weekend.
I tak oto wyjazd, który miał być emocjonujący przede wszystkim ze względu na wszystkie dotychczasowe świetne wspomnienia z Beskidu Niskiego, okazał się bardzo ciekawym, a może nawet wyraźnie ciekawszym i zaskakującym już po opuszczeniu Beskidu Niskiego. Piękne karpackie cerkwie, niepowtarzalne cmentarze wojenne, muzeum i kirkut w Nowym Żmigrodzie, oryginalny schron w Stępinie, Europejskie Drzewo Roku w Wiśniowej i Karpacka Troja w Trzcinicy - naprawdę ciekawe Podkarpackie zaprasza Was na rower!
Cześć, w innej relacji z przejazdu przez Beskid Niski publikujecie fotografię ukazującą przemieszczanie się przez Ciechanię.Wiem w którym miejscu wjechaliście na drogę prowadzącą przez Ciechanię, ale zastanawia mnie czy tuż przed stacją badawczą MPN skręciliście w lewo do Huty Polańskiej czy zawróciliście i pojechaliście smołówką do Krempnej? Jeżeli udaliście się do Huty, to w jakim stanie jest dawna łemkowska droga?
Przyznam, że brałem pod uwagę przejazd przez Ciechanię, ale jest to teren Parku Narodowego wykluczony z ruchu turystycznego, więc pojechałem przez Wysokie do Krempnej.MPN planuje przywrócić szlak do Huty Polańskiej, ale nie wiadomo czy i kiedy to nastąpi a przyznam, że Ciechania jawi się jako kolejna atrakcja Niskiego, którą warto odwiedzić.
Cześć. Zjechaliśmy do Ciechani w dół do cmentarza, a potem wracaliśmy tą samą drogą i dalej do Żydowskiego. Wcześniej jednak poprosiłem dyrektora Magurskiego PN o zgodę, nie chcieliśmy się narażać na mandaty, które w tamtym czasie się tam zdarzały.
Obawiam się więc, że nie pomogę z Twoim pytaniem, ale Ciechania - tak jest, jeszcze jedno miejsce z duszą, które warto zobaczyć w Niskim :). Pozdrawiam.
Przyznam się szczerze, że sam stchórzyłem i wracałem się spod placówki badawczej do trasy na Krępną (plan był dojechać do Huty Polańskiej). Ciemność i deszcz + wszechobecne tabliczki "teren niedźwiedzia" zadziałały na wyobraźnię... może kiedyś się odważę;)
Myślę, że to nie było tchórzostwo, a rozwaga :). Misiek mógłby nie być wyrozumiały i nawet pozwolenie od dyrektora parku mogłoby nie pomóc :). Na szczęście podczas naszej wycieczki nie mieliśmy z takimi tablicami do czynienia :)
ps. czy orientujecie się jak w 2019 będzie wyglądał transport kolejowy do Łupkowa (a może nawet do Cisnej?); Póki co, tj. pod koniec marca, pkp nie ma jeszcze rozkładu na okres po 9.06.2019...
Bardzo fajna relacja z wyprawy. Również jestem fanatykiem jazdy na rowerze, pozdrawiam serdecznie! Świetny blog :)
Dzięki bardzo, pozdrawiam :)
Dodaj Twój komentarz