- Wszystkiego dobrego, Przemyślu
- Jedyna taka piekarnia w Polsce
- W pięknym arboretum w Bolestraszycach
- Polska egzotyczna w Wielkich Oczach
- Pod sobotami cerkwi w Chotyńcu
- Przyjemne podkarpackie Green Velo
- Co warto zobaczyć, gdzie warto pojechać?
- Informacja czy dewastacja?
- Nareszcie ograniczony ruch na rowerowych szlakach
- Pięć sosen z jednego pnia
- Straż Graniczna i Miejsca Przyjazne Rowerzystom
- Najstarsza drewniana cerkiew w Polsce
- Roztańczony, nowoczesny Horyniec-Zdrój
- Efektowne kamienne krzyże ze Starego Brusna
- Na Green Velo w większym gronie
Wszystkiego dobrego, Przemyślu
W żadnym innym mieście nie spędziłem tego lata tyle czasu, co w Przemyślu. To z niego wyruszałem na mój pierwszy odcinek Green Velo na Podkarpaciu - trzydniową wycieczkę przez Pogórze Przemyskie i Pogórze Dynowskie do Rzeszowa. Przemyśl był też moją bazą podczas zwiedzania rowerem fortów Twierdzy Przemyśl, które rozrzucone wokół miasta łączy świetna Forteczna Trasa Rowerowa. I tym razem - przed wyruszeniem po Green Velo na północ - także zatrzymałem się w tym gościnnym mieście. Bardzo życzę Przemyślowi, by szlak Green Velo pomógł wykorzystać w pełni turystyczny potencjał miasta. Bo wciąż więcej Polaków pędzi w położone dalej Bieszczady, zamiast zainteresować się ciekawym Pogórzem Przemyskim i sąsiednimi regionami - tu przecież jest tyle miejsc, które są warte zobaczenia.
Jedyna taka piekarnia w Polsce
Podczas tego pobytu w pięknym Przemyślu odkrywam między innymi wyjątkową piekarnię przy Rynku. W tym niewielkim lokalu na oczach klientów przygotowuje się i wypieka pieczywo, a sprzedaż prowadzi w oryginalny dzisiaj samoobsługowy sposób. Klient sam wybiera produkt, zabiera go z jednego z koszyków, a do innego uiszcza należność i sam sobie wydaje resztę w razie konieczności. Wszystko pieczone jest według tradycyjnych przepisów, bez używania przemysłowych ulepszaczy. Chleb żytni z czarnuszką czy pomidorem, pumpernikiel, ciasto czekoladowe, proziaki i wiele innych - wszystko powstaje na miejscu, dzięki inicjatywie autorki Domowej Piekarni, byłej przemyskiej dziennikarki, Olgi Hryńkiw. Smaki Podkarpacia ciekawie opisuje blog Poszli-Pojechali.
W pięknym arboretum w Bolestraszycach
Zaraz po wyjeździe z Przemyśla trafiam w miejsce, które drogowskazy wskazują jeszcze w centrum miasta, a które pamiętam z kręconych spotów reklamowych Green Velo. To arboretum w Bolestraszycach mieszczące się między innymi na terenie dworu i parku, zamieszkanego w XIX wieku przez znanego malarza, Piotra Michałowskiego. Dzisiaj mieści się tu Muzeum Przyrodnicze, prezentująca między innymi wystawy ornitologiczną, dendrologiczną i wystawę motyli nocnych z Pogórza Przemyskiego. I choć to dopiero początek trasy, zachęcam do zrobienia sobie krótkiej przerwy i przejścia się alejkami arboretum. Nie omijając oryginalnego ogrodu sensualnego przygotowanego z myślą o osobach niepełnosprawnych, gdzie rosną rośliny o charakterystycznym zapachu, specyficzne w dotyku, czy o wyjątkowej fakturze liści.
Polska egzotyczna w Wielkich Oczach
Kawałek za Bolestraszycami rozpoczyna się ta piękna i atrakcyjna Polska, po którą przyjechałem na ten podkarpacki odcinek Green Velo. Dziś mówiąc o niej używa się określenia "egzotyczna" ze względu na już niespotykaną dzisiaj skalę różnorodności wierzeń i kultur, niegdyś zamieszkujących te tereny. W niewielkiej wsi Wielkie Oczy do dziś stoją trzy świątynie różnych wyznań. Najbardziej okazały jest kościół katolicki, stojący na skraju wsi, otoczony drzewami. Przy głównej drodze niedaleko rynku stoi wyremontowana, zadbana synagoga, dziś będąca już tylko siedzibą gminnej biblioteki. A kawałek dalej - unikatowa cerkiew prawosławna. I tylko świątynia katolicka pełni dzisiaj funkcje sakralne.
Wyjątkowość cerkwi w Wielkich Oczach bierze się z faktu, że jako jedyna cerkiew na terenie Polski została wybudowana w technologii tzw. muru pruskiego. Niestety, po wojnie wraz z przemianowaniem obiektu na zwykły magazyn, zniszczono zabytkowe wyposażenie. W ostatnich latach do cerkwi uśmiechnęło się szczęście - gmina Wielkie Oczy przy wsparciu województwa podkarpackiego przeprowadziła remont podwalin i konstrukcji cerkwi, a podczas mojej wycieczki trwał remont cerkiewnej kopuły. Wewnątrz planowane jest zorganizowanie regionalnego ośrodka kulturalnego. W Wielkich Oczach warto jeszcze spojrzeć na rynek z pomnikiem ofiar UPA i wyobrazić sobie, że w czasach świetności wsi w miejscu tym stał... ratusz.
Pod sobotami cerkwi w Chotyńcu
Cudowną, przepiękną cerkwią wpisaną na listę UNESCO w 2013 roku jest Cerkiew Narodzenia Przenajświętszej Bogurodzicy w Chotyńcu. Na światową listę trafiło ich łącznie szesnaście, po osiem z Polski i Ukrainy, a na mojej trasie znalazły się dwie z tej pięknej ósemki. Wybudowana w XVII wieku cerkiew w Chotyńcu przetrwała wojenne pożogi i powojenne deportacje ludności, a po długim okresie użytkowania przez parafię katolicką wróciła w latach 90-tych pod opiekę grekokatolików. Cerkiew oglądałem z trójką rowerzystów z Lublina - zachwyceni chodziliśmy po otoczonym drzewami cerkiewnym wzgórzu. Na koniec, pod chotynieckimi sobotami, jak greckokatolicki wierni jeszcze kilkadziesiąt lat temu, wymieniliśmy się pozytywnymi wrażeniami na temat szlaku Green Velo i rozjechaliśmy w swoje strony.
Przyjemne podkarpackie Green Velo
A podkarpackie Green Velo rzeczywiście sprawiało mi dużo satysfakcji i każdy kolejny dzień spędzony na szlaku przekonywał mnie bardziej do niego. Mogę chyba napisać, że poza niewielkimi niedociągnięciami Podkarpackie miało szczęście do projektanta i wykonawców, którym udało się nie zepsuć przyjemności z podróżowania rowerem po tak pięknych okolicach. Tutaj nie straszą lasy stawianych niepotrzebnie nadmiarowych znaków, a nawierzchnie tras mieszczą się w bardzo przyzwoitych turystycznych rowerowych minimach. W Nizinach można przejechać się wiszącym nad Sanem mostem. Ciekawi też sposób zastosowania niskich metalowych słupków pod standardowe oznaczenia Green Velo - to kwestia oszczędności czy może celowe umiejscowienie znaków Green Velo na wygodniejszej wysokości dla rowerzysty?
Co warto zobaczyć, gdzie warto pojechać?
Choć... należy też uczciwie napisać, że wciąż bezdyskusyjnie ogromnym zaniedbaniem na Green Velo pozostaje kompletny brak informacji krajoznawczej na szlaku. Niestety, trudno co kilkanaście kilometrów nie przekląć pod nosem widząc tę samą tablicę informacyjną która stoi i w Elblągu, i pod Suwałkami, koło Łomży, w Lublinie, w Rzeszowie i w Kielcach. Drugiego takiego kuriozum o tej skali - ponad 1,000 kilometrów szlaku z tymi samymi tablicami! - zapewne nie znaleźlibyśmy na naszym kontynencie. Osobie pozbawionej wyobraźni, która podpisała się pod tak idiotycznym rozwiązaniem proponuję, by od dziś codziennie oglądała lub słuchała ten sam serwis informacyjny lub codziennie czytała ten sam rozdział książki. A najlepiej niech zacznie od czytania codziennie niniejszego akapitu jej poświęconego, to może już nigdy takiej niedźwiedziej przysługi i czarnego PR nie zrobi tak bardzo pozytywnemu z założenia przedsięwzięciu.
Informacja czy dewastacja?
Brak tablic informacyjnych poświęconych poszczególnym miejscowościom to jednocześnie brak praktycznej warstwy informacyjnej w terenie. A to z kolei utrudnia lokalnym przedsiębiorcom dotarcie do rowerowych turystów ze swoją usługą. To zaś prowadzi do takich zachowań jak widoczne na zdjęciu dewastowanie przestrzeni publicznej przez właściciela miejscowego pensjonatu. I nawet jeśli nie ruszają Was kwestie estetyczne (szkoda!), albo uznacie, że taki numer może się bardzo przydać w trasie (racja!), to zaklejenie reklamami znaku drogowego jest po prostu łamaniem prawa. Niestety, wymuszonym przez wspomnianą wcześniej osobę który przyklepała taki felerny element Green Velo.
Nareszcie ograniczony ruch na rowerowych szlakach
Wróćmy do pozytywów - na przygranicznym odcinku Green Velo w Podkarpackiem po raz pierwszy spotykam się z licznymi leśnymi drogami zamkniętymi przed ruchem innym niż leśny i rowerowy. Nareszcie całe kilometry trasy między Budomierzem a Radrużem pokonuję ze świadomością oddania ich rowerzystom i ograniczenia innego ruchu z korzyścią dla rowerowego bezpieczeństwa i swobody. I choć tablica na końcu jednego z zamkniętych odcinków wprawia mnie w zakłopotanie, bo dopisek pod zakazem wjazdu otwiera trasę dla mieszkańców miejscowych gmin i... turystów zamieszkujących na ich terenie, to z przyjemnością odnotowuję użycie prostych rozwiązań znanych nam chociażby ze świetnych szlaków rowerowych w Brandenburgii.
Pięć sosen z jednego pnia
Przy jednym z tych zamkniętych odcinków znajduje się niezwykłe, przyrodnicze miejsce - pięć sosen wyrastających z jednego pnia. Ludowe wierzenia mówią, że dzieciom pasącym bydło niedaleko tego miejsca ukazała się Matka Boska. Aby upamiętnić to wydarzenie miejscowi wierni wybudowali pod sosnami kapliczkę i umieścili w niej obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Miejsce szybko zostało celem pielgrzymek Polaków, Ukraińców i Żydów. Po zburzeniu kaplicy podczas wojny nowa stanęła w 1973 roku, a po ponownym pożarze w 2006 roku zastąpiła ją kolejna, stojąca do dzisiaj. Miejsce jest również miejscem spotkań myśliwych w dniu św. Huberta.
Straż Graniczna i Miejsca Przyjazne Rowerzystom
Podróżowanie po takich regionach w tak gorącym dla Polski i świata okresie może także zostać urozmaicone przez kontrolę Straży Granicznej. Baczne spojrzenie na mnie i na mój rower, sprawdzenie czy jestem tym, za kogo się podaję - tak wyglądało moje spotkanie z dwoma sympatycznymi funkcjonariuszami. Warto mieć oczy szeroko otwarte - właśnie trwały poszukiwania nielegalnych "turystów" zza wschodniej granicy. Z tego względu spanie "na dziko" na tym odcinku szlaku chyba nie musi być najlepszym pomysłem. Tym bardziej, że ceny noclegów w tych okolicach nie należą do wygórowanych, a orientując się wcześniej trafić możecie do kilku polecanych obiektów z bazy Miejsc Przyjaznych Rowerzystom prowadzonej przez Green Velo.
Najstarsza drewniana cerkiew w Polsce
Przed jednym z takich noclegów w Horyńcu-Zdroju, już przed samym zmrokiem, trafiam pod cerkiew św. Paraskewy w Radrużu - drugą na trasie z polsko-ukraińskiego wpisu na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Radruska cerkiew okazuje się tak pięknym, klimatycznym obiektem, że postanowiłem następnego dnia rano raz jeszcze przyjechać do niej z Horyńca. Niestety, nieumówiony wcześniej na zwiedzanie odbijam się o zamknięte, cerkiewne wrota warownej świątyni. Zachwycam się więc porannym nastrojem razem z figurami świętych z pobliskiego cmentarza, spoglądającymi od dziesiątek lat na cerkiew. Szybko dociera do mnie fakt, że stoję przed najstarszą drewnianą cerkwią greckokatolicką w Polsce! Ile emocji musiało przetoczyć się przez wspomniane wrota przez te wieki.
W lesie po północnej stronie znajduje się jeszcze jeden cmentarz, który chyba najlepiej odwiedzać właśnie rano, gdy malowniczo oświetlają go promienie porannego słońca, rzucające długie cienie ze starych krzyży. W malutkim dzisiaj Radrużu w XVIII wieku żyło ponad 1500 osób, stąd też pięknej cerkwi towarzyszą aż trzy cmentarze. Trzeci znajduje się na dziedzińca, za wysokim murem chroniącym kiedyś mieszkańców wsi przed tatarskimi najazdami. Stare, drewniane krzyże nie przetrwały próby czasu - o miejscu pochówku przypominają dzisiaj tylko szczątki spoczywające pod ziemią i pojedyncze krzyże z kamienia.
Roztańczony, nowoczesny Horyniec-Zdrój
Cel mojej ostatniej krótkiej "greenvelowej" wyprawy to Horyniec-Zdrój - najbardziej na wschód wysunięte uzdrowisko w Polsce. Oficjalnie nazywana "zdrojem" od 1998 roku słynie z doskonałych borowin, uchodzących za jedne z najlepszych w Europie i siarczkowych wód leczniczych. Sanatoryjny nastrój miejscowości odnajduję nawet w hotelu w którym śpię - dokładnie pod moim pokojem trwa impreza taneczna. Naprzeciw zaczyna się park uzdrowiskowy zrewitalizowany w 2016 roku i nowoczesna bryła budynku pijalni wód zdrojowych. O świetności Horyńca przypomina klasyczna bryła dawnego teatru dworskiego. Z miejscowością wiąże się też historia cennego lokalnego księgozbioru, który - wywieziony do Warszawy - spłonął w dużej części podczas II wojny światowej.
Oryginalną budowlą sakralną stanowi znajdujący się w centrum Horyńca kościół pw. bł. Jakuba Strzemię. Początek historii kościoła dała kaplica dworska z 1818 roku, która dzisiaj stanowi jego frontową część. Nad wejściem do świątyni, który wciąż ozdabia czterokolumnowy portyk znajduje się Szreniawa - herb rodziny Stadnickich. Aż do okresu powojennego kaplica była wykorzystywana jako cerkiew unicka - w 1947 roku została przekazana katolikom, którzy rozbudowali ją o dość dyskusyjną nawę. Do kościoła prowadzi trójłukowa dzwonnica wybudowana wraz z powstaniem kaplicy.
Efektowne kamienne krzyże ze Starego Brusna
W okolicach Radruża i Horyńca-Zdroju napotkać można wiele kamiennych krzyży, które w większości zostały wykonane przez kamieniarzy z pobliskiej wsi Stare Brusno. Znajdujące się niedaleko wsi złoża piaskowca i wapienia sprawiły, że wieś stała się istotnym ośrodkiem kamieniarskiego rzemiosła. Dziś Grupa Eksploratorów z Roztocza Południowego inwentaryzuje, ale i remontuje zniszczone krzyże bruśnieńskie przywracając im dawny sakralny szyk. Pojedyncze krzyże bruśnieńskie można spotkać także przy szlaku Green Velo, a także na starych miejscowych cmentarzach.
Na Green Velo w większym gronie
Szybki przejazd przez Ziemię Lubaczowską do Jarosławia był zaledwie posmakowaniem walorów tych okolic. Pozostawione odrobinę z boku przez biegnący niedaleko szlak Green Velo zasługują, by spędzić tu więcej czasu. Walory krajobrazowe, przyrodnicze, ale także historyczne pozwalają spędzić tu przynajmniej kilka ciekawych dni. Może właśnie przy okazji wizyty na słynnym Green Velo warto poznać mało znane okolice? Wszystkie tegoroczne wycieczki po Green Velo zrealizowałem sam, ale już nie mogę się doczekać, kiedy wrócimy tu w większym gronie :-)
Super relacja! Teraz chyba nie ma potrzeby, aby kogoś przekonywać, że warto wybrać się na Szlak Green Velo ;) Oczywiście zachęcamy do przemierzania szlakiem całej, przepięknej Polski Wschodniej!
Pewni że warto, że nie trzeba przekonywać, chociaż na pewno nie jest to szlak, jaki sobie wymarzyliśmy. Ale na pewno pokazuje mnóstwo pięknych miejsc i dla nich - jak najbardziej, pakować się i w drogę :)
Tereny opisane w poście odkryliśmy tego roku, a Horyniec - Zdrój skradł moje serce. Pozdrawiam
To pewnie jedne z takich najcichszych, najspokojniejszych terenów w Polsce. Nie ma dużych miast w pobliżu, niedaleko granica, żadna duża droga nie biegnie w okolicy... Koniec świata! :) Dziękuję, pozdrawiam :)
Witam
Chciałbym się dowiedzieć jak wygląda sprawa noclegów na trasie ? Z góry dziękuję za odpowiedź.
Niestety "tak sobie". Nie ma wielu gospodarstw agroturystycznych, o pensjonatach czy hotelach nie mówiąc. Zwykle jednak co jakiś czas jest jakiś obiekt noclegowy który poratuje noclegiem. Warto zaglądać na stronę Green Velo i tam sprawdzać miejscowe oferty, a także korzystać z Google Maps. Albo mieć swój namiot i się niczym nie przejmować - prosić tylko o miejsce w sadzie u któregoś z gospodarzy na trasie.
Przejażdżki rowerowe po górzystych terenach są bardzo fajne ;) Nie tylko pozwalają na aktywną formę wypoczynku to w dodatku pozwalają zrzucić zbędne kilogramy!
To prawda, to prawda, niżej podpisany wie to najlepiej :). Tyle że akurat ten teren to żadne góry ,tu jeździ się płasko jak po stole :). Góry zaczynają się za Przemyślem, w stronę Rzeszowa. Choć to wciąż oficjalnie tylko pogórza, ale już można się zmęczyć :)
Uwielbiam podróże, a co dopiero jazdę rowerem ;) Zawsze, gdy wybieram się na urlop wspólnie z rodzinką zabieramy ze sobą rowery i uderzamy na przejażdżki rowerowe ;) Ostatnio były Ustrzyki Dolne i podróż również w pobliżu granicy ;)
Brawo Tomek, należy się pochwała :). Teraz warto postawić kolejny krok i z przejażdżek zrobić mini-wyprawy weekendowe. Wziąć sakwy, zarezerwować gdzieś nocleg po drodze i zamiast jednego dnia, spędzić w siodełku weekend. A potem sukcesywnie zwiększać czas na rowerze, odległości i... rowerową satysfakcję! :)
Witam. Od 2 lat podróżuję z sakwami. Przejechałam trasę wzdłuż morza, oraz wschodniej granicy państwa. Za 3 tygodnie ściana zachodnia. Oraz wiele tras Dolnego Śląska. Jestem zakochana w Polsce. Ale czytając wasz blog zakochuję się pomału w każdych europejskich i nie tylko, trasach rowerowych. Nie starczy mi życia, aby wszystko przejechać. Podróżuję pociągami do których mam sentyment. Zwiedzam miejsca, o których nawet nie słyszałam i przede wszystkim poznaję siebie. W takich podróżach to ta przestrzeń, która daje mi wolność i poczucie samo realizacji, stanowi cel moich wyjazdów. Poznałam takie miejsca jak Drohiczyn, Wyspę Uznam po niemieckiej stronie, Zagórze Śląskie, Stawy Milickie i wiele innych miejsc w Polsce. Dziękuję za wszelakie inf. już mam plany na 10 lat. Małgorzata 53 lata Wrocław.
Ale mi miło, pięknie dziękujemy! <3 My też mamy to samo uczucie, że wszystkiego w życiu nie damy rady odwiedzić, zobaczyć. Że to życie takie krótkie!
Małgosiu, życzymy bezpiecznych podróży, mnóstwa odwiedzonych pięknych miejsc i setek, tysięcy szczęśliwych kilometrów na rowerze! :)
Wszystkiego dobrego!
Dodaj Twój komentarz