- Trzeci sezon serialu Wataha w HBO i HBO GO
- Straż Graniczna - bieszczadzka wataha
- Trasa po śladach bohaterów serialu
- Start pod ruinami klasztoru w Zagórzu
- Spotkanie z wilkiem na moście w Huzelach
- Bieszczady - miks kultur i tradycji
- Zachowana oryginalna synagoga w Lesku
- Jedna z najstarszych nekropolii w Europie
- Muzeum Przyrodniczo-Łowieckie w Nowosiółkach
- W filmowym kamieniołomie w Rabem
- Tuż obok - rezerwat geologiczny Gołoborze
- Retorty - jeden z symboli Watahy
- Ile prawdy jest w Watasze?
- Uwaga na niedźwiedzie w Bieszczadach
- Rebrow ucieka przez rezerwat Sine Wiry
- Opuszczone wsie w Bieszczadach: Zawój
- Bieszczady są naprawdę magiczne
- Przełęcz Wyżna - tu zaczyna się fabuła Watahy
- Schron Rebrowa na punkcie widokowym
- Przeprawa uchodźców przez zieloną granicę
- Wilcza Jama w Smolniku
- W Michniowcu mieszka ojciec Rebrowa
- Muzeum Historii Bieszczad w Czarnej Górnej
- Przemytnicy z zapory na Solinie
- Wciąż niełatwy los kolei na Podkarpaciu
- W Bieszczady po śladach bohaterów serialu
- Przedłużyć sezon w Bieszczadach
Trzeci sezon serialu Wataha w HBO i HBO GO
Jeśli są wśród Was osoby, które nie oglądały pierwszych dwóch sezonów Watahy (wszystkie sezony są dostępne w HBO i HBO GO), ta informacja może okazać się dla Was istotna: otóż Wataha nie jest serialem o wilkach. Również nie o myśliwych. I choć quasi-tytułowy wilk występuje w filmie dość często, Wataha nie opowiada nawet o zwierzętach. To film o Bieszczadach widzianych przez pryzmat pracy tutejszych funkcjonariuszy Straży Granicznej, a przede wszystkim głównego bohatera - kapitana Wiktora Rebrowa, którego przekonująco zagrał Leszek Lichota. Nie minę się z prawdą pisząc, że to także film o Polsce. O wyzwaniach, jakie stoją przed naszym społeczeństwem, o problemach, jakie niesie nam zmieniający się w ogromnym tempie świat. A filmową "watahę" tworzą pogranicznicy z placówki Straży Granicznej w Ustrzykach Górnych.
Straż Graniczna - bieszczadzka wataha
Krajoznawczą atrakcyjność serialu tworzy realizm miejsc i zdarzeń, wokół których snuje się fabuła Watahy. Nielegalne zjawiska, jakimi są przemyt przez zieloną granicę ludzi, broni czy narkotyków, tworzą kanwę serialowych wydarzeń. Realni bohaterowie mówią bardzo codziennym, często wręcz ordynarnym językiem, mieszkają nierzadko w bardzo zwykłych, skromnych bieszczadzkich domach, a pracują w dokładnie tym samym budynku, w którym mieści się placówka oddziału Straży Granicznej w Ustrzykach Górnych, często pokazywana w serialu na tle masywu Połoniny Caryńskiej. Są "watahą", bo na co dzień zajmują się pościgiem za "czarnymi", czyli osobami nielegalnie - właśnie "na czarno" - przekraczającymi granicę: przemytnikami, przestępcami, ale także uchodźcami z bliższego i dalszego Wschodu.
Trasa po śladach bohaterów serialu
Każde przygotowania do rowerowego wyjazdu są przyjemne, ale organizacja trasy po Bieszczadach, wyznaczonej przez filmowe plenery i obiekty, gdzie kręcono zdjęcia do Watahy, należała na pewno do tych najprzyjemniejszych. Raz jeszcze obejrzałem dwa sezony serialu starając się dostrzec filmowe Bieszczady i miejsca, o których nie było mowy wśród już powstałych relacji z planu. Każdy z odcinków to kilkanaście różnych obiektów i widoków w Bieszczadach, z których wybrałem te, o których teraz piszę w moim artykule. Zdarzało mi się zaglądać do serialowych scen także będąc już w trasie, dzięki aplikacji HBO GO w telefonie, do której wcześniej ściągnąłem dotychczasowe 12 odcinków Watahy.
Start pod ruinami klasztoru w Zagórzu
Na start mojej bieszczadzkiej pętli rowerowej śladami Watahy wybrałem Zagórz. To miejsce w bezpośrednim sąsiedztwie Bieszczadów, dokąd - mimo wciąż mających miejsce problemów z awariami taboru i kolejowymi remontami najłatwiej dojechać pociągiem. Piszę o sąsiedztwie Bieszczadów, gdyż ten teren z punktu widzenia geograficznego to przecież jeszcze... Góry Sanocko-Turczańskie. Stosowane nazewnictwo nie wpływa jednak zupełnie na ogromną atrakcyjność pierwszego z kilkunastu wspaniałych krajoznawczo miejsc, przez które prowadzę moją trasę - to ruiny warownego klasztoru karmelitów bosych w Zagórzu. XVIII-wieczna budowla spłonęła niespełna 100 lat po wybudowaniu i nie doczekała się skutecznej próby odbudowy. Ostatnie działania z początku obecnego wieku zakończyły się uporządkowaniem terenu, udostępnieniem punktu widokowego i postawieniem figury Matki Boskiej na postumencie przed klasztorem, malowniczo położonym w meandrze Osławy.
Spotkanie z wilkiem na moście w Huzelach
W klasztorze w Zagórzu nie działa się akcja Watahy - pierwszym filmowym miejscem na mojej trasie jest most na Sanie pomiędzy małą wsią Huzele a miastem Lesko. To między innymi w tych malutkich Huzelach mieściły się miejsca wydobycia ropy naftowej w Bieszczadach, które należały do pierwszych na świecie. W serialu jego główny bohater, kapitan Rebrow, zatrzymuje we śnie samochód na środku mostu i po chwili dostrzega patrzącego się na niego wilka, stojącego przed mostem. Ciekawostką dotyczącą mostu jest jeszcze, że przecinała go i właśnie tym odcinkiem Sanu przebiegała granica pomiędzy Związkiem Radzieckim i III Rzeszą, jaką wyznaczył pakt Ribbentrop-Mołotow z 23 sierpnia 1939 roku.
Bieszczady - miks kultur i tradycji
Mówiąc o Bieszczadach trudno wspominać znaczące ślady polskości. Zaledwie niecałe 100 lat temu - do wybuchu II wojny światowej - aż 80% mieszkańców tych terenów stanowili Rusini. Polaków było zaledwie ok. 8%, nawet mniej niż tutejszych Żydów. Rusini dzielili się na Łemków i Bojków i to właśnie ich greckokatolicka wiara sprawiła, że zachwycamy się dzisiaj w Bieszczadach i Beskidzie Niskim przepięknymi cerkwiami, jak ta samotna cerkiew w dawnej wsi Łopienka. Po łemkowskich i bojkowskich wsiach pozostały tylko cerkwie lub cerkwiska, fundamenty domów, zdziczałe sady czy zarysy dawnych wiejskich dróg. Ich mieszkańców wywieziono podczas Akcji Wisła w 1947 roku na północ i zachód Polski na tzw. ziemie odzyskane. Dawną ludność żydowską i cygańską zamieszkującą Bieszczady wymordowały wojska hitlerowskie.
Zachowana oryginalna synagoga w Lesku
Tylko w Lesku w latach 20-stych XX wieku, aż do II wojny światowej, mieszkało ponad 60% Żydów, o czym przypomina dzisiaj i budynek leskiej synagogi, i położony kilkaset metrów dalej, na zalesionym wzgórzu, kirkut. Synagogę w Lesku zbudowano prawie 400 lat temu! W sylwetce synagogi rzucają się w oczy charakterystyczne zdobienia szczytów, tzw. wazony, jedyne takie w Polsce. W dobudowanej przybudówce mieścił się babiniec, który później przeniesiono na piętro nawy głównej. Nad przybudówką widoczne są kamienne tablice dekalogu. Od południowo-zachodniej strony do synagogi dobudowano również oryginalną wieżę, niebędącą częstym elementem architektonicznym tego typu budowli. Od II wojny światowej synagoga nie pełni już funkcji sakralnej, a w jej wnętrzu mieści się galeria sztuki bieszczadzkiej i placówka muzealna.
Jedna z najstarszych nekropolii w Europie
Kirkut w Lesku, położony na wzgórzu za synagogą, uznawany jest za jeden z najstarszych zachowanych żydowskich cmentarzy w Europie i jeden z najcenniejszych cmentarzy w Polsce. Do dziś znajduje się tu około 2000 nagrobków, z których najstarsza macewa pochodzi z 1548 roku. Wykonana z piaskowca musiała należeć do bogatego mieszkańca miasta, gdyż nagrobki osób ubogich wykonywano w tamtych czasach z tańszego drewna, które nie miało szansy przetrwać do dnia dzisiejszego. Stojący w centralnej, najwyższej części cmentarza zadaszony nagrobek z dwiema płytami jest miejscem pochówku zmarłego w 1803 roku rabina i cadyka z Rozwadowa i Leska. Leski kirkut był także miejscem egzekucji Żydów podczas II wojny światowej.
Muzeum Przyrodniczo-Łowieckie w Nowosiółkach
W tej mieszance tradycji jest również miejsce na tę... łowiecką. Łowiectwo, postrzegane na różne sposoby w świetle obecnych ekologicznych trendów, ma swoje miejsce w bieszczadzkim DNA. W niewielkim obiekcie w malutkich Nowosiółkach przy głównej drodze do Baligrodu mieści się Muzeum Przyrodniczo-Łowieckie "Knieja" prowadzone przez myśliwskie małżeństwo Henryki i Jerzego Wałachowskich. W kilku obszernych salach prezentowane są imponujące liczbą zbiory przedstawicieli fauny Bieszczadów. Większość z nich pozyskana została, jak zapewnił mnie właściciel muzeum, z wypadków czy sytuacji innych niż polowania, co może być istotne dla osób wrażliwych na punkcie łowiectwa. To właśnie z Nowosiółek pochodzi zdjęcie wilczej watahy z początku tekstu.
W filmowym kamieniołomie w Rabem
Kamieniołom "Gruby" położony nad doliną dawnej wsi Rabe zagrał w 3. odcinku pierwszego sezonu Watahy miejsce osobliwej tragedii, w której zginęli uchodźcy, usiłujący nielegalnie przekroczyć polską granicę. Najlepiej próbować dotrzeć do tutejszego kamieniołomu w dni wolne od pracy. Stroma leśna droga, zagrodzona przy głównej szosie szlabanem, która prowadzi do miejsca wydobycia kruszców i kręcenia filmowych scen, nie gwarantuje bezpieczeństwa w sytuacji, gdy przyjdzie mijać się z ciężkimi ciężarówkami wywożącymi urobek z kamieniołomu. Nieistniejąca już wieś smutno doświadczyła działalności UPA w 1945 roku - upowcy mieli spalić 20 mieszkańców wsi za współpracę z Polakami i brak lojalności. Ciekawe, że dziedzicem Rabego był ojciec Aleksandra Fredry, Jacek Fredro. Niedaleko, po drugiej stronie szosy, znajduje się drugi kamieniołom "Drobny", gdzie pod wysoką skalną ścianą powstały sceny pełnej emocji rozmowy Rebrowa z Grzywą w ostatnim odcinku pierwszej serii.
Tuż obok - rezerwat geologiczny Gołoborze
Naprzeciw skalnej ściany kamieniołomu "Gruby" w Rabem znajduje się oryginalny skalny stok - to rezerwat geologiczny Gołoborze, mający za zadanie chronić unikalny na tym terenie i tej wysokości zespół gołoborza wraz z występującymi na niej porostami, mchami i wątrobowcami. Gołoborza spotykane są głównie na wyższych wysokościach ze względu na panującą temperaturę, ale także naturalne warunki sprzyjające nie zarastaniu. Gołoborza położone na mniejszych wysokościach łatwiej ulegają zarastaniu przez różnego rodzaju lasy. Po rezerwacie Gołoborze prowadzi ścieżka edukacyjna poprowadzona przez Nadleśnictwo Baligród, której początek i koniec znajdują się w tym samym miejscu - pod stokiem gołoborza, na początku kamieniołomu.
Retorty - jeden z symboli Watahy
Ogromne stalowe piece do wypału węgla drzewnego z drewna pojawiają się w serialu Wataha kilkukrotnie, w tym w jednej z kryminalnych, kluczowych scen dla filmowej opowieści. Dziś już trudno spotkać je pracujące w Bieszczadach - przegrały z innymi, tańszymi sposobami pozyskiwania opału, zmieniły się zwyczaje miejscowej ludności. Tymczasem przed 2000 rokiem w Bieszczadach pracowało prawie 500 takich pieców - trudno było odwiedzić Bieszczady nie trafiając na nie dymiące w dolinach. Interesujące, że od strony technicznej nie są domorosłym produktem bieszczadzkiej wynalazczości jak mi się wydawało, ale powstały zaprojektowane przez naukowców z SGGW w Warszawie. Te "warszawskie" retorty zastąpiły wcześniej stosowane, odpowiednio układane stosy zwane mielerzami. Przy szosie łączącej Stuposiany z Mucznem znajduje się Muzeum Plenerowe Wypału Węgla Drzewnego - niewielki skansen, gdzie zobaczyć można i mielerz, i retortę, i wóz mieszkalny, w których żyli leśni ludzie parający się tym fachem.
Ile prawdy jest w Watasze?
Jak wspomniałem wyżej, fabule i bohaterom serialu HBO blisko jest do prawdziwych wydarzeń z życia Straży Granicznej w Bieszczadach, choć Wataha nie jest ekranizacją prawdziwych wydarzeń. Jednak z wywiadów po pierwszych seriach Watahy, ale także z moich rozmów z napotkanymi strażnikami granicznymi wynika, że rzeczywiście tak wyglądała rzeczywistość funkcjonowania Straży Granicznej jeszcze kilka lat temu. Przemytnicy ludzi, przewodnicy przeprowadzający za pieniądze przez granicę, funkcjonowali jeszcze jakiś czas temu. Dziś przemyt większej liczby osób jest trudniejszy ze względu na lepiej rozwiniętą technologię i zaawansowane systemy śledzenia zarówno ruchu na granicy, jak i urządzenia strzegące przejść granicznych. Fikcją są poszczególne tragiczne wydarzenia w serialu, nadające akcji wartkiego przebiegu, choć obserwując w którą stronę kieruje się sytuacja społeczna w Polsce i na świecie, bez wątpienia wszystkie mogłyby wydarzyć się naprawdę.
Uwaga na niedźwiedzie w Bieszczadach
Wiele leśnych dróg w Bieszczadach oznaczonych jest tablicami przestrzegającymi przed niedźwiedziami. Nie mają one zniechęcać do wejścia do lasu, lecz ostrzegać, że spotkanie z tym pięknym mieszkańcem Bieszczadów jest bardzo możliwe. Niedźwiedź ma wrodzony lęk przed człowiekiem, więc do sytuacji zagrożenia życia może dojść wyłącznie w sytuacji, w której niedźwiedź poczuje się zagrożony lub gdy poczuje, że zagrożone jest jego potomstwo lub pożywienie. W powojennej historii Polski wydarzył się zaledwie jeden wypadek, w którym to niedźwiedź odebrał życie człowiekowi - w 2014 roku koło Olszanicy, a więc nawet poza obszarem właściwych Bieszczadów. Proponowana przeze mnie trasa biegnie przeważnie po szosach, na których trudniej o spotkanie z niedźwiedziem, jednak krótki odcinek przez Sine Wiry i dawny Zawój to właśnie jeden z tych obszarów, gdzie mieszkają niedźwiedzie. Pamiętajcie, że przed niedźwiedziem nie powinno się uciekać w popłochu, mimo że właśnie w ten sposób przed "misiem" uciekają Rebrow z Agnieszką w 2. odcinku pierwszego sezonu serialu. Niedźwiedź biega szybciej niż większość z nas jeździ na rowerze - aż do 60 km/h!
Rebrow ucieka przez rezerwat Sine Wiry
Jedno z najbardziej malownicznych miejsc w Bieszczadach, czyli rezerwat Sine Wiry, było miejscem ucieczki Rebrowa w ostatnim, 6. odcinku pierwszej serii Watahy. Miejsce, które przyciąga tłumy plażujących tutaj turystów w upalne, letnie dni, w listopadzie było zupełnie puste. Nie miałem żadnych oporów by przy głównej drodze zostawić rower z sakwami i przejść się wytyczoną ścieżką wzdłuż koryta rzeki Wetliny. Na jej końcu, na wysokiej skarpie, znajdują się miejsca odpoczynku, a nad skałami od strony rzeki kilka konarów drzewa układa się w głowę tzw. łosia z Zawoja. Miejsce niezwykle urocze, choć wydeptane ścieżki wydają się potwierdzać, że w sezonie bywają tu tłumy.
Opuszczone wsie w Bieszczadach: Zawój
Niezwykłym miejscem, które w Watasze nie wystąpiło, choć mogłoby prawdopodobnie bardzo udanie wpisać się w ten tajemniczy, często nieoczywisty, a czasami tragiczny nastrój filmu, jest teren po wsi Zawój, opuszczonej przez mieszkańców w 1947 roku w wyniku przesiedleń Akcji Wisła. Na zboczu górującym ponad terenem części dawnej wsi znajduje się cerkwisko - puste miejsce po drewnianej cerkwi z XIX wieku, którą spaliło, podobnie jak pozostałe zabudowania, Wojsko Polskie. Kiedyś mieszkało tu prawie 200 osób, w większości narodowości polskiej. Dziś historię wsi wspominają symboliczne drzwi postawione w miejscu wejścia do greckokatolickiej świątyni. Przez Zawój prowadzi dalsza część drogi prowadzącej do rezerwatu Sine Wiry.
Bieszczady są naprawdę magiczne
Magiczne Bieszczady - takie hasło miała akcja promocyjna poprzednich sezonów Watahy. I wydaje się, że tej magii Bieszczadów doświadczałem wielokrotnie, gdy samotna podróż przez miejsca tak wyjątkowe i często pełne trudnej historii pobudzała moje emocje, drażniła rozum, wzniecała pokłady empatii, a czasem powodowała dziwne wyrzuty sumienia. Bo czy mój wewnętrzny, sentymentalny zachwyt smutną ciszą w dawnym Zawoju nie dzieje się dzięki tragedii setek osób, które ktoś kiedyś siłą usunął z ich domów, wrzucając chwilę później do środka płonącą pochodnię? A od takiej melancholii historycznej już niedaleko do historii wielu wewnętrznych buntowników, którzy w tych magicznych Bieszczadach znaleźli swój dom i właśnie tutaj koili zmysły...
Przełęcz Wyżna - tu zaczyna się fabuła Watahy
Zajazd "Bilanówka" na Przełęczy Wyżnej to dla Watahy jedno z najważniejszych miejsc - tu w 1. odcinku serialu dochodzi do eksplozji, której konsekwencje wracać będą do Rebrowa przez kilka najbliższych serialowych lat. Od czasów, kiedy w 2014 roku kręcono tu pierwszy sezon serialu zmienił się wygląd parkingu - jego większość część zalano asfaltem, który nie dodaje miejscu przytulności. Nieczynny jesienią - jak większość bieszczadzkich obiektów hotelowo-gastronomicznych - zajazd podczas mojej wizyty dodatkowo był obłożony banerami reklamowymi, więc... zamiast niego pokazuję Wam widok, jaki spod niego się rozpościera. To jeden z tych najpiękniejszych, ikonicznych widoków na Bieszczady - Połonina Caryńska z lewej strony, w oddali po prawej najwyższy szczyt Bieszczadów - Tarnica, a w tle Krzemień.
Schron Rebrowa na punkcie widokowym
To jedno z tych miejsc, gdzie scenografowie Watahy zawadiacko mrugnęli okiem do widzów drugiego sezonu. Oglądając serial zastanawiałem się, gdzie w Bieszczadach znajduje się schron, w którym Rebrow ukrywa się z dwojgiem tatarskich uchodźców. Wiele zimowych ujęć spod samego budynku, jak i liczne lotnicze ujęcia pokazywały pięknie położoną drewnianą chatę jakby wciśniętą w stary bunkier. Byłem przekonany, że to obiekt na Ukrainie. Tymczasem... miejsce to znajduje się na punkcie widokowym Pichurów, między Mucznem a Tarnawą Niżną. Jednak to tylko... filmowa dekoracja stworzona na potrzeby filmu. Robota solidna, więc dwa lata po premierze drugiego sezonu Watahy wciąż stoi i buduje ten mocno ulotny klimat Bieszczadów... Od szosy do Mucznego prowadzi tutaj leśna, utwardzona, niestety pełna błota droga.
Przeprawa uchodźców przez zieloną granicę
Na Sanie koło miejscowości Procisne ekipa filmowa kręciła sceny nielegalnego przekroczenia granicy przez grupę uchodźców. Ten jeden z wiodących wątków fabuły Watahy dobrze oddaje nastroje, jakie towarzyszą temu tematowi w polskim społeczeństwie. Wśród filmowych postaci są osoby zaangażowane w pomoc uchodźcom i wykazujące zrozumienie dla sytuacji w jakiej się znaleźli, ale serial pokazuje również tę drugą stronę - wrogą, ksenofobiczną postawę wobec przybyszów zza wschodniej granicy reprezentowaną głównie przez młodych, niewykształconych mieszkańców Podkarpacia. Postać Alsu Karimow, uchodźczyni z tatarskiego Krymu której pomaga Rebrow, pokazuje dramatyczną sytuację dużej liczby matek z małymi dziećmi występujących licznie wsród grup uchodźczych. Zaryzykuję tezę, że jednym z celów serialu było pokazać widzom prawdziwe zjawisko uchodźstwa na wschodniej granicy Polski i... wlać w nas odrobinę empatii.
Wilcza Jama w Smolniku
Restaurację Wilcza Jama poznaliśmy podczas naszego pierwszego rowerowego wyjazdu w Bieszczady, 10 lat temu, gdy jeszcze mieściła się w Mucznem. Teraz, wybudowana na nowo, mieści się przy tzw. wielkiej pętli bieszczadzkiej, na południe od Smolnika. Wnętrze robi ogromne wrażenie i zupełnie nie dziwi, że Wilcza Jama w swoim drugim życiu jest jednym z tych najbardziej rozpoznawalnych obiektów w Bieszczadach. Filmowe spotkanie odbywają tutaj m.in. komendant Markowski z prokurator Dobosz. W drewnianych domkach, które stoją nieopodal i wynajmowane są turystom, mieścił się filmowy plan domu Markowskiego. Zabawne, że odwiedzając późnią jesienią Wilczą Jamę i zatrzymując się tutaj na nocleg i kolację, zupełnie przez przypadek w prawie pustej sali wybrałem dokładnie to samo miejsce, na którym siedział Markowski poczas rozmowy z Dobosz :-) (na zdjęciu pod zebrami).
W Michniowcu mieszka ojciec Rebrowa
Jednym z miejsc, w których kończy się drugi sezon bieszczadzkiej opowieści o kapitanie Rebrowie jest cerkiew w Michniowcu. Dawna greckokatolicka świątynia stoi na niewielkim wzgórzu kilkadziesiąt metrów nad drogą, posiada oryginalną nawę główną zbudowaną na planie ośmioboku. W niezwykle oryginalnej od strony architektonicznej cerkwi filmowym popem jest ojciec głównego bohatera, który ukrywa tutaj dwoje uchodźców. Michniowiec to jedno z tych miejsc na końcu bieszczadzkiego świata - dociera tutaj ślepa droga, przecięta po II wojnie światowej przez granicę. Przy drogach w Michniowcu, pobliskim Bystrem i w okolicach tych wsi znajduje się 12 odnowionych przydrożnych krzyży, stanowiących jeszcze jedną atrakcję tego oddalonego od głównych bieszczadzkich szlaków miejsca.
Muzeum Historii Bieszczad w Czarnej Górnej
Zupełnie na uboczu, niedaleko pięknej cerkwi w Michniowcu, w niewielkiej Czarnej Górnej znajduje się powstałe kilka lat temu Muzeum Historii Bieszczad. I choć w nazwie używa mniej poprawnej formy bieszczadzkiej odmiany ;-), to jest miejscem które warto uwzględnić na filmowej trasie przez Bieszczady. Filmowej, gdyż to bieszczadzkie muzeum zagrało w 3. odcinku drugiej serii Watahy "Muzeum Bieszczad w Stuposianach", w którym prokurator Dobosz szuka informacji o znalezionych dowodach rzeczowych. Wśród eksponatów są przedmioty użytku codziennego z Bieszczadów, pamiątki wojenne, narzędzia używane w gospodarstwach i warsztatach w Bieszczadach.
Przemytnicy z zapory na Solinie
Na zaporze nad Jeziorem Solińskim w 5. odcinku serialu spotykają się bieszczadzcy przemytnicy - Kalita z Cinkiem negocjują nielegalne interesy z pochodzącym z Ukrainy Metro. Zapora w Solinie ma aż 80 metrów wysokości i jest największym tego typu obiektem w Polsce. Powstała w latach 60-tych poprzedniego wieku i spiętrzyła wody Solinki dając początek zbiornikowi retencyjnemu o największej pojemności w Polsce. Dziś Jezioro Solińskie jest jednym z najpopularniejszych wakacyjnych miejsc na Podkarpaciu, z bogatą ofertą sportów i rekreacji wodnej w sezonie letnim.
Wciąż niełatwy los kolei na Podkarpaciu
Problemy z odwoływaniem składów, awarie taboru, niewielka liczba realizowanych kursów czy przedłużające się remonty na podkarpackich liniach kolejowych osłabiają rolę kolei jako pewnego środka transportu na Podkarpaciu. By z rowerem dostać się w Bieszczady (lub: prawie Bieszczady) do Zagórza wciąż najlepiej skorzystać z pociągu, w tym sezonowych połączeń z dalszej części kraju. Niestety, wygląda na to, że będzie to coraz trudniejsze. W najnowszym rozkładzie na sezon 2019/2020 zostaną zlikwidowane połączenia z Zagórza do Komańczy, która była jeszcze jednym wymarzonym miejscem startu rowerowej wyprawy zarówno w Bieszczady, jak i w Beskid Niski.
W Bieszczady po śladach bohaterów serialu
Z kilkunastu filmów i seriali, jakie kręcono w Bieszczadach, to prawdopodobnie Wataha dała największy impuls do rozwoju turystyki filmowej na Podkarpaciu. Od osoby prowadzącej Wilczą Jamę usłyszałem, że serialowi turyści sami pytają o miejsca, gdzie siedzieli ich ulubieni aktorzy. Pod piękną cerkiew w Michniowcu też dotychczas nie przyjeżdżało tak wielu turystów, a zamknięty kamieniołom w Rabem odwiedzali dotychczas wyłącznie pracujący tu robotnicy. W Bieszczadach dostępne są nawet oferty biur turystycznych, które organizują kilkudniowy aktywny pobyt w górach w miejscach, gdzie kręcono serial. Tego typu wycieczki są okazją na odwiedzenie tych mniej dostępnych miejsc, jak chociażby sceny kręcone w pobliżu polsko-ukraińskiej granicy.
Przedłużyć sezon w Bieszczadach
Wataha pokazuje Bieszczady jesienią, w mocno wypranych kolorach pozbawionych letniego, lekkiego wakacyjnego nastroju. Mało jest nawet bieszczadzkiego "złota" w postaci kolorowych, jesiennych liści na drzewach. Jadąc przez Bieszczady w drugiej części listopada miałem wrażenie, że widzę te same barwy co na ekranie telewizora. Jakby twórcy filmu chcieli pokazać, że Bieszczady poza sezonem są wciąż pełne emocji, atrakcji, a piękno niektórych atrakcji można dostrzec dopiero wtedy, gdy te niezwykle popularne polskie góry opuszczą wakacyjni turyści. Dla mnie sezon na turystykę zawsze trwał cały rok i nie miałbym nic przeciwko temu, by Wataha była impulsem dla innych do odwiedzania Bieszczadów w tym jesiennym, spokojnym czasie.
Cześć, piekna trasa. Przejchaliśmy Bieszczady dwukrotnie kierując się głównie wyborem największych atrakcji. Było tak pięknie i z takim niedosytem wyjeżdżalismy - tylko 4 dni byliśmy, że chętnie wrócilibyśmy znowu. Korzystaliśmy z samochodu ale Twoja propozycja brzmi bardzo atrakcyjnie tym bardziej, że w NOWYM rozkładzie pociągów mamy bezpośrednie połaczenie z Krakowa. Jesteśmy z Wieliczki. Pozdrawiamy, może do spotkanie kiedyś na bieszczadzkim szlaku.
Cześć, dzięki za komentarz :). Na rowery zawsze staram się jeździć pociągiem, bo pociąg oprócz wygody i możliwości odpoczynku jeden dzień dłużej zwykle pozwala też nie wracać do punktu startowego :). W samych Bieszczadach - po zamknięciu linii do Komańczy, które właśnie z nowym rozkładem jazdy stało się faktem - to już niemożliwe. No chyba że wracać kawałek dalej do Jasła czy Przemyśla.
Ale, ale - bez znaczenia jak, dokąd i czym, ważne że w Bieszczady :). I te prawdziwe, jak i te bardziej umowne, wokół :). Pozdrawiam, powodzenia :)
Dla nas BIESZCZADY zaczynają się już w RZESZOWIE gdzie mieszkamy =)
Uwielbiamy z Mężem gdy popularne miejsca piszą o ścianie wschodniej - dzięki! Szczególnie cieszy Nas, gdy ktoś zapuszcza się w takie miejsca które nie cieszą się 100%ową popularnością jak Michniowiec czy Czarna. Przecież tam jeszcze nikt się nie zatrzyma czując nosem połoniny i schody na Tarnicę! Rowerem dotychczas byliśmy w Biesach tylko raz, w weekend majowy, ale robiliśmy tylko krótkie pętle z Bukowca. Może kiedyś odważymy się na dłuższą wędrówkę. Dzięki za inspirację i mamy nadzieję na więcej artykułów ze wschodu :-)
Hej, hej. My też byśmy chętnie na piękny polski wschód jeździli, ale prawda jest taka, że ciągną nas te miejsca, te regiony, gdzie bardzo dba się o rowerzystów. Lubimy jazdę przygotowanymi trasami dla rowerzystów, lubimy miejsca, gdzie rowerzysta jest wprost tym najbardziej oczekiwanym gościem. Takich niestety w Polsce wschodniej brakuje, więc i nas nie widać tam tak często, jak na Pomorzu Zachodnim czy w Niemczech, gdzie tych tras jest więcej. Duuużo więcej... :)
Ale życzyłbym sobie i Wam wszystkim, by to się wkrótce zmieniło :). Z pozdrowieniami, fajnych wyjazdów rowerowych! :)
A GreenVelo? Przecież sami piszecie o Green Velo. To nie jest szlak rowerowy?
Słuszna uwaga :), ale pisałem o tym wielokrotnie - Green Velo prowadzi przez absolutnie piękne polskie miejsca i krajobrazy, i na pewno nikogo nie zniechęcam do wyjazdu na ten szlak, ale wolimy jednak takie trasy, gdzie obydwoje możemy czuć się bezpiecznie, wygodnie, a nie musieć większość trasy pilnować bezpieczeństwa, unikać jazdy obok siebie na drogach publicznych, itp. Niestety, Green Velo a Wiślana Trasa Rowerowa czy zachodniopomorskie Blue Velo - to jednak dwa różne rowerowe, turystyczne światy.
A mnie trochę zaskakuje ton jakim sie pisze o tym serialu. Na prawdę Wataha jest taka interesująca żeby pisać o niej wszędzie? Obejrzalem jakieś losowe dwa odcinki i nie porwało mnie nic oprócz rzeczywiście ładnie pokazanego regionu. Wulgarny język, brutalne sceny - obawiam się że już wolę popatrzeć wieczorem na Ojca Mateusza. Pozdrawiam rowerowo - Mateusz
Mateusz, sposób realizacji filmu rzeczywiście może wydać się kontrowersyjny, ale uznaliśmy, że to właśnie jeden z przyjętych środków narracji, opowiadania historii. Czyli przedstawienia nas, Polaków, takimi, jakimi jesteśmy. Wulgaryzmy mogą rzeczywiście razić, ale z drugiej strony większość z nas posługuje się dokładnie takim językiem. W Bieszczadach również :)
Co do fabuły, wydarzeń, aktorów - nam Wataha się podoba. Gra przynajmniej kilkorga aktorów jest dla nas, zwykłych pożeraczy seriali ;), całkiem przyzwoita. Akcja, oparta na realiach dzisiejszego świata, wiarygodna i dobrze opowiedziana. Plus Bieszczady, realne miejsca, z których można zrobić wycieczkę rowerową... :) Wszystko to wychodzi na duży plus dla serialu. Najlepszego rowerowego :)
Właśnie wczoraj skończyłem oglądać 2 sezon tego serialu i nie zawiodłem się! Najbardziej podobają mi się wstawki miejsc oraz miejscowości, które dobrze się zna. Odbiór takiego serialu wtedy jest zupełnie inny. Teraz już pojawiły się pierwsze odcinki 3 sezonu i na pewno będę je oglądać. Świetny blog i powodzenia w dalszych podróżach!
A my czekamy, aż odcinków będzie więcej, albo nawet wszystkie, żeby usiąść i obejrzeć wszystkie na raz, jak jedną, długą opowieść. Takie przyzwyczajenia z pewnej dużej platformy serialowej... :). Dzięki i również pozdrawiam :)
Zrobiliśmy bardzo podobną trasę w sierpniu! Pięć osób, troje dzieci. Dokładnie tak jak napisałeś latem na obwodnicy samochody są męczące i na odcinku przed Baligrodem. Na innych nie ma kłopotu. Na Sinych Wirach nie było zle ale zastanawiało mnie czy w rezerwacje można się kompać? Czy ochrona nie obejmuje koryta potoku czy Straź Leśna przymyka na to oko? To ciekawe. Pozdrawiamy
Niestety, Bieszczady leżą za daleko od nas (jesteśmy z Gdańska) by znać te codzienne zwyczaje w takich miejscach jak Sine Wiry. Choć być może tak właśnie jest, że Straż Leśna czy pracownicy nadleśnictwa (Baligród?) tolerują traktowanie Sinych Wirów jako miejsca letniego plażowania? Nie mam pojęcia! :)
Gratulacje za taką piękną trasę przejechaną w rodzinnym składzie! :)
Ale po BIESZCZADACH przecież NIE MOŻNA jeździć rowerem? Wiem bo byliśmy dwa lata temu i właśnie pan ze STRAŻY GRANICZNEJ nam mówił. Chcieliśmy wjechać na Wetlińską z Jaworzca - zamiast tego poszliśmy z buta =]
Jeździć po Bieszczadach na rowerze nie można wyłącznie na terenie Bieszczadzkiego Parku Narodowego, a to mniejsza część Bieszczadów. W dodatku są wyjątki w postaci wytyczonych szlaków rowerowych, po których można jechać rowerem - to między innymi część mojej trasy z Pszczelin do Mucznego. A Wy mieliście w planach odcinek typowo pieszy.
Bieszczady to dla mnie mnustwo wspomnień. Z przyszlą żoną wędrowalismy po szlakach w bieszczadach gdy nie bylo jeszcze osrodkow i hoteli. Namiot połoniny i my. Potem rower w Bieszczadach z synem, przyjeżdzalismy kilka razy przez około 10 lat. Mnustwo wspomnień z rodziną i tysiące zdjęć z Bieszczad. Cieszy mnie że wciaż jeszcze są dni kiedy nie ma tam tłumów na Tarnicy jak zwiedzających Krupówki. Bieszczady zasługują na wiecej na inny typ turystyki na inny typ człowieka. Trzeba chronić te góry!!!
Cześć Wiktor, przepraszam, że tyle czekałeś na odpowiedź... Tak, Bieszczady z sąsiednim Beskidem Niskim to wciąż góry w których nie ma ogromnych tłumów. Mam nadzieję, że tak zostanie, chociaż... czy sam tym artykułem nie przyczyniam się do popularyzacji tych mniej uczęszczanych miejsc? To trudna kwestia... :)
Serial cały obejrzałem, ale niestety w Bieszczady tyle razy się wybierałem i nigdy nie dotarłem, aż wstyd się przyznać nawet nad Soliną nie byłem. Cały plus, że można chociaż poczytać.
Jak chyba większość jezior w górach, Solina to sztuczny zbiornik, który sam w sobie nie stanowi wartości dla historii państwa polskiego. Można więc uznać, że są ważniejsze od niego miejsca w Polsce :). Chociaż oczywiście urozmaicił krajobraz Podkarpacia i w tym należy widzieć jako największy walor ;)
Pięknie.
W celu uściślenia tę trasę zrobiliście w jeden dzień?
Ile to kilometrów?
Ślad to około 250 kilometrów, jeśli dobrze pamiętam, byłem na trasie 5 dni, ale zawsze dużo czasu zajmuje mi zaglądanie w różne miejsca, dokumentacja czy robienie zdjęć. Myślę jednak, że przeciętny turysta powinien ją planować na 4-6 dni jazdy.
Kocham góry i sam jeżdżę po nich ile się da i muszę przyznać, że bieszczady zawsze mnie oczarowują, jest coś magicznego w tych górach :) Ostatnio wybrałem się co prawda mega daleko, bo okolice bałkanów, też niczego sobie, ale jednak co nasze to nasze więc cudzego nie chwalę skoro swoje znam :P
Zdecydowanie, Bieszczady mają, i oby zawsze miały, swój niepowtarzalny klimat. Tu wciaż poza sezonem jest dość tajemniczo, może mroczno, wciąż można postrzegać Bieszczady jako scenerię do niejednej przygody... :-)
Bieszczady polecam każdemu a szczególnie tym, którzy pragną relaksu i wyciszenia!
Na pewno, ale... raczej poza sezonem :). Gdy byłem w Bieszczadach jesienią, rzeczywiście było pusto, puściuteńko. Ale w sezonie byłoby na pewno zupełnie inaczej i wtedy już chyba nie chciałbym tam się pchać. A jeszcze te pandemiczne klimaty... Myślę, że w takim absolutnym szczycie sezonu wybrać mniej popularne miejsce.
Te zdjęcia mnie rozwaliły ! Po prostu coś niesamowitego. Zdradzisz jakim sprzętem robisz te zdjęcia? Aż chce się jechać w Bieszczady. Swoją drogą nie miałem jeszcze okazji zwiedzać tych magicznych miejsc, ale w tym roku to nadrobię :-)
Dzięki! Te zdjęcia robiłem przeciętną lustrzanką cyfrową i już mocno leciwym dronem. Przy czym to nie tylko kwestia sprzętu, ale tez późniejszej obróbki. W moim przypadku to ciągły proces nauki, więc cieszę się, gdy czasem wygląda to zachęcająco :)
Mam nadzieję, że udało Ci się zajrzeć w Bieszczady w 2020 roku :)
Hej! Uwielbiam czytać waszego bloga! Dzięki temu blogowi zostałam zainspirowana do podróży i teraz nie mogę odpuścić żadnego weekendu. Jak nie city break to jakaś niedaleka wycieczka w okolicy. Dziękuję!
Dziękuję również, Asiu - powodzenia w Twoich wycieczkach :)
W tym roku wakacje raczej tylko w Polsce i właśnie szukam inspiracji do wyjazdów. W Bieszczadach byłam kilka razy, ale głównie chodziłam po górach, a taka wycieczka śladami serialu to fajna sprawa. Dzięki za zebranie wszystkich informacji w jednym wpisie!
Polecam się :) - bawienie się w podróż śladami serialu było bardzo sympatycznym wyzwaniem, teraz właściwie powinienem jeszcze rozbudować to o miejsca z 3. sezonu. Doszłyby m.in. Warszawa i Przemyśl :). Pozdrowienia, dzięki za komentarz :)
Bardzo ciekawa relacja. Okazuje się, że jeździłem przez Bieszczady miesiąc wcześniej - w październiku. Jeszcze było kolorowo :) Jesień w zeszłym roku była piękna, sprzyjała wycieczką rowerowym bardzo długo.
Widzę, że jechałeś przez Sine Wiry. Mi nie udało się znaleźć ścieżki. Z drugiej strony opisujesz, że przeszedłeś na piechotę ten odcinek - ale na mapie wydaje się, że kontynuujesz ślad do Kalnicy i dalej. Jak to było dokładnie? Co można przejechać a co trzeba przejść? W tej wycieczce próbowałem dostać się do Sinych Wirów, ale się nie udało:
https://trassy.pl/reco/over/56/860
pozdrawiam
Cześć! Ścieżkę przez fragment Sinych Wirów przeszedłem pieszo, bo rower zostawiłem przy głównej, szutrowej drodze biegnącej dalej w kierunku Kalnicy. Patrzę na Twojego linka - nie mogłeś znaleźć tej ścieżki, bo nie zjechałeś z szosy nawet na tę szutrówkę do Zawoja i dalej do Kalnicy. Zjazd jest zaraz przy moście, za niedużym placem przy drodze, za znakiem przestrzegającym o niedźwiedziach w Bieszczadach :) Pozdrawiam.
Właśnie uzmysłowiłem sobie jak tęsknię za serialem Wataha i widokiem gór. Świetna relacja rowerowa i piękne zdjęcia. Co roku byłem w Bieszczadach ale tylko w formie aktywnego chodzenia po górach. Może w przyszłym roku spróbuję swoich sił na rowerze. Pozdrawiam i życzę udanych wycieczek rowerowych!
Dzięki za dobre słowo :) - na pewno Bieszczady warte są rowery, ale to na pewno też zupełnie inne zwiedzanie niż na pieszo. Czasem żal, że nie można wjechać na tę czy na inną połoninę, ale za to można więcej zobaczyć i odrobinę szybciej się przemieszczać :)
Pozdrawiam, dobrego roku, dużo Bieszczadów ;) :)
Śladem Watahy spoko, ale spróbujcie iść na wycieczkę w Bieszczady śladami pradawnych kultur - łemków, bojków, pogórzan itp. To dopiero ciekawe przeżycie, bo wiesz że to rzeczywiście się wydarzło + ten element magii i tajemnicy, który kryje się w ich legendach. Nieraz można mieć na plecach niezłe ciarki, będąc w jakimś miejscu i wiedząc, że tam kiedys miały miejsce (wg podan) jakieś magiczne wydarzenia :D za dnia ma się dystans, ale w nocy jest ciekawie xd
Cześć Dobrosław, dzięki :), łemkowskie historie znamy z Beskidu Niskiego - to tam w tę atmosferę wpadliśmy pierwszy raz, wiele lat temu. Potem o Łemkach, Bojkach słuchaliśmy właśnie w Bieszczadach, czy też w Beskidzie Sądeckim. Ogromnie smutny fragment polskiej historii - niestety. Pozdrowienia :)
Dodaj Twój komentarz