- Podkarpackie Green Velo na trzy razy
- Wielonarodowościowy i wielowyznaniowy Przemyśl
- Zagadkowy rynek w Przemyślu
- Przywitanie z pięknym Sanem
- Atrakcyjny dodatek: Forteczna Trasa Rowerowa
- Czasem warto zjechać ze szlaku
- Na zamku w Krasiczynie
- Rowerem przez Pogórze Przemyskie i Pogórze Dynowskie
- Trasa rowerowa doliną Sanu
- Krzywcza - cerkiew i internetowe ślady historii
- Piękne cerkwie w Piątkowej i w Uluczu
- W miejscu pamięci w Borownicy
- Piękne przesłanie z Podkarpacia
- Do niedawna najstarsza cerkiew w Polsce
- Malowniczy szlak Green Velo za Dynowem
- Rzeszów jak Reykjavik (trochę)
- Na przepięknym rynku w Rzeszowie
- Nocleg na zamku i namiot na wszelki wypadek
- Jak to jest z tym Green Velo?
- Podkarpacie wymarzone na rowerową wyprawę
Podkarpackie Green Velo na trzy razy
Poznawanie szlaku w województwie podkarpackim podzieliłem na trzy części - trzy propozycje ciekawych wyjazdów, z których każdą zrealizować można w przedłużony weekend lub kilka wakacyjnych dni. Dzięki wakacyjnemu rozkładowi jazdy pociągów i kursującemu w weekendy pociągowi "Wojak Szwejk" zajrzałem jeszcze w ulubiony Beskid Niski, ale tym razem w podkarpacką część. Na jesień zostały Bieszczady, by znów zobaczyć tę słynną, bieszczadzką ferię barw. A na początek rowerowej przygody na szlaku Green Velo wybrałem odcinek szlaku położony najbardziej na południe, łączący piękne miasta dawnej Galicji - Przemyśl i Rzeszów, biegnący pierwszymi górskimi dolinami koło opuszczonych cerkwi i z moimi modyfikacjami mający długość około 180 kilometrów.
Już pierwsze kroki postawione na przemyskiej ziemi wystarczają, by zachłysnąć się galicyjskim klimatem miasta. Odnowionego pięć lat temu budynku dworca kolejowego w Przemyślu nie powstydziłoby się żadne europejskie miasto, więcej - podróżni stojący w kolejce do kas biletowych pod malowidłami przemyskich malarzy poprzedniego przełomu wieków równie dobrze mogliby właśnie kupować bilety do któregoś z wiedeńskich muzeów. Za chwilę z wieży pięknego Zamku Kazimierzowskiego podziwiam panoramę miasta i już wiem, że moja kolejna trasa po Green Velo będzie bardzo ciekawą wycieczką.
Wielonarodowościowy i wielowyznaniowy Przemyśl
We wschodniej Polsce zawsze będzie mnie urzekać jej dawna wielokulturowość, wielonarodowosć, wielowyznaniowość. To, przed czym dziś w Polsce zaczynamy uciekać, przez wieki stymulowało rozwój tych terenów. Kiedyś żyli tu Polacy, Rusini, Żydzi, Niemcy, Ormianie, Wołosi, Rosjanie... Do dziś istnieją aż trzy katolickie obrządki: łaciński, bizantyjsko-ukraiński i ormiański, działają kościoły protestanckie, prawosławne, kiedyś żyli tu nawet muzułmanie. Dziś wśród przemyskich świątyni widzianych z zamkowej wieży wyróżnia się bazylika archikatedralna Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i św. Jana Chrzciciela. Centralne miejsce zajmuje jednak Sobór św. Jana Chrzciciela - katedra greckokatolicka, położona tuż przy przemyskim rynku. Nad wszystkimi świątyniami i przemyskim Starym Miastem górują klasztor Karmelitów bosych z kościołem św. Teresy, użytkowanym przez lata przez różne wyznania. O dawnej żydowskiej historii miasta przypominają wciąż aż cztery synagogi, choć w żadnej już nie odbywają się nabożeństwa.
Zagadkowy rynek w Przemyślu
Rynek w Przemyślu ze swoimi niesymetrycznie rozlokowanymi obiektami na pochyłej płycie stanowi jeden z najdziwniejszych głównych placów miejskich jakie widzieliśmy. Jedną część placu pokrywa coś podobnego do parku, w drugiej znajduje się fontanna z niedźwiedziem (niedźwiedziami) - symbolem miasta, a kawałek dalej ławeczka z figurą Wojaka Szwejka. Jeszcze w XVIII wieku stał tu dawny ratusz - podobny do poznańskiego był jednym z najpiękniejszych w Polsce. Niestety, został rozebrany ze względu na stan techniczny. Czy taki planistyczny rozgardiasz sprzyja pełnieniu funkcji centralnego punktu miasta - być miejscem ważnych wydarzeń i spotkań mieszkańców? Mi - turyście - trudno było się na nim odnaleźć. Zagadką było, co jest na nim najważniejsze, jak traktują go mieszkańcy, skąd zrobić zdjęcie. Ciekawe, że w tym roku ruszyć ma rewitalizacja płyty rynku - to może nie tylko ja miałem problemy ze zrozumieniem jego funkcji?
Przywitanie z pięknym Sanem
W Przemyślu nad Sanem witam się z Green Velo. Droga rowerowa wybudowana wzdłuż rzeki, przerzucona przez nią pieszo-rowerowa kładka i położone tuż przy kładce miejsce obsługi rowerzystów robią przyjazne wrażenie na początek. Przed wyjazdem w miejskiej informacji turystycznej odbieram bezpłatny pakiet map i przewodników, nazywanym też Wschodnim Szlaku Rowerowym. Prawdę mówiąc, sensu druku niektórych z nich nie dostrzegam, ale pomysł "roboczej" mapy w postaci dużego, nieskładanego arkusza rzeczywiście bardzo mi się podoba - zetknęliśmy się z nimi już przy wyjeździe na Green Velo w Świętokrzyskie. Przemyśl żegnam z żalem, choć wiem, że podczas kolejnego zaplanowanego wyjazdu - na nadgraniczny odcinek szlaku - odwiedzę to piękne miasto ponownie.
Atrakcyjny dodatek: Forteczna Trasa Rowerowa
Ale odwiedzając Przemyśl należy pamiętać o jeszcze jednej, zupełnie niezwykłej atrakcji miasta i jego okolic: zespole umocnień wokół miasta, budowanych przez Austriaków w latach 1854-1914 dla obrony Bramy Przemyskiej, nazywanego dzisiaj Twierdzą Przemyśl. Rozsiane wokół Przemyśla forty układają się w dwa pierścienie, wewnętrzny i zewnętrzny, tworząc trzeci największy ufortyfikowany obszar w Europie. Zwiedzenie większości fortów należących do przemyskiej twierdzy umożliwia poprowadzony wzdłuż dawnych umocnień szlak rowerowy nazwany Forteczną Trasą Rowerową. Mająca niecałe 90 kilometrów trasa jest bez wątpienia atrakcyjnym pomysłem na spędzenie jeszcze jednego weekendu na Podkarpaciu albo zrobienia sobie przerwy w trasie.
Czasem warto zjechać ze szlaku
Śledząc wyznakowaną pomarańczowymi znakami trasę przez Podkarpacie od razu rzuca się w oczy, że szlak omija bardzo atrakcyjne miejsca położone w pobliżu jego przebiegu. Zamek w Krasiczynie i cerkiew w Uluczu to te najbardziej znane z nich - natychmiast dodałem je do mojej marszruty, zastanawiając się jednak, dlaczego główna nitka szlaku do niech nie prowadzi? Do Krasiczyna biegnie dość uczęszczana, choć jeszcze nie niebezpieczna, droga wojewódzka - z założenia Wschodni Szlak Rowerowy nie wykorzystuje takich tras. Jednak leżący na uboczu Ulucz jest dość przyjemnie osiągalny, w dodatku wydłużając trasę o przejazd całkiem atrakcyjnym fragmentem doliny Sanu i dwa dodatkowe ciekawe miejsca - o tym za chwilę.
Z Przemyśla bardzo sprawnie wyprowadza mnie droga rowerowa wzdłuż Sanu. Zaraz za miastem krótkim podjazdem wspinam się jeszcze do niewielkiej, oryginalnej, drewnianej cerkwi w Kruhelu Wielkim, datowanej na początek XVII wieku. Ta także leżąca poza główną trasą cerkiew jest jedną z najstarszych polskich cerkwi, choć jej konstrukcja nie składa się już wyłącznie z oryginalnych elementów. Pamiętając doświadczenia z sąsiedniej Małopolski trochę żałuję, że województwo podkarpackie nie korzysta ze świetnego przykładu i w swoich obiektach leżących na Szlaku Architektury Drewnianej nie pracują opiekunowie-przewodnicy umożliwiający zwiedzanie pięknych cerkwi Podkarpacia. Gwarancja, że w tych najpiękniejszych miejscach czeka przewodnik z garścią ciekawych informacji, jest zawsze świetnym wabikiem dla wakacyjnego krajoznawcy.
Na zamku w Krasiczynie
Nie miałem wątpliwości, że zamek w Krasiczynie okaże się wart dołożenia kilku kilometrów, to niewątpliwie jedna z ikon Podkarpacia. Elewacje zamku pokrywa aż 7000 metrów kwadratowych ściennych dekoracji, tzw. sgraffito, a dzięki różnym konstrukcjom każdej z czterech zamkowych wież budowla z każdego kierunku prezentuje się inaczej. Nazwa baszty Papieskiej powstała od wizyty nuncjusza papieskiego w Krasiczynie, a pozostałe - Boska, Królewska i Szlachecka - miały oddawać ówczesny porządek. W zamkowych murach kryje się także kaplica porównywana z Kaplicą Zygmuntowską na Wawelu. Jeśli późno wyjedziecie z Przemyśla, to na pewno dobrą propozycją będzie obiad w zamkowej restauracji z ofertą bieszczadzkiego browaru.
Rowerem przez Pogórze Przemyskie i Pogórze Dynowskie
Za Krasiczynem wróciłem na właściwą trasę przez Pogórze Przemyskie i Pogórze Dynowskie. Już na trasie okaże się, że to bardzo mało popularne turystycznie regiony, że rowerzysta z sakwami często będzie jeszcze budził zainteresowanie mieszkańców. A przecież to wymarzone okolice na rower! Większość szlaku między Przemyślem a Rzeszowem to przyjemnie pofałdowane tereny, prowadzące przez niewielkie wsie, dużo kilometrów spędzając w dolinie Sanu. Nowych, wybudowanych przy okazji Green Velo, dróg rowerowych jest bardzo niewiele, ale też należy uczciwie powiedzieć, że ich budowa tutaj nie zawsze byłaby konieczna. Większość kilometrów pokonuję po pustych, lokalnych asfaltach, nieniepokojony przez samochodowy ruch. I warto wiedzieć - czasem trzeba się nieźle powspinać, choć nigdy nie trwa to przesadnie długo. Odległości pomiędzy miejscowościami nie są duże i choć nie w każdej znajduje się czynny sklep spożywczy, to jednak nie zmuszają do wożenia ze sobą dużej ilości prowiantu.
Trasa rowerowa doliną Sanu
Dużą część mojego wyjazdu spędzam w dolinie Sanu. Aż się prosi, by poprowadzić wzdłuż niej długodystansowy szlak na wzór popularnych tras rowerowych w Europie. Nie tylko wyznakowany, ale prowadzący także po nowych drogach rowerowych przez niedostępne dotychczas nadrzeczne, cenne przyrodniczo tereny musiałby być przebojem rowerowych biur podróży. Małopolska ma nową Wiślaną Trasę Rowerową, a Podkarpacie podbijałoby serca rowerowych turystów rowerową doliną Sanu, nie tylko popularnym Green Velo. Na jednym z mijanych rowerowych oznakowań dostrzegam jednak napis "Dolina Sanu" - okazuje się, że to szlak utworzony i wyznakowany przez Związek Gmin Turystycznych Pogórza Dynowskiego. Nie biegnie jednak wyłącznie wzdłuż rzeki od źródeł do ujścia, ale krąży po okolicznych gminach należących do związku. I choć nie jest to ta idealna forma nadrzecznej trasy, to na pewno może stać się inspiracją do spędzenia w tej okolicy kilku fajnych rowerowych dni. Mapę szlaku Dolina Sanu i jej opis prezentuje strona internetowa związku.
Krzywcza - cerkiew i internetowe ślady historii
Momunentalną sylwetkę greckokatolickiej cerkwi w Krzywczy widać z daleka. Na mnie jednak wrażenie robi nie tyle sama cerkiew, jej majestat i zapadająca w pamięć architektoniczna forma, ale... pamięć o historii całej wsi, jaka przekazywana i popularyzowana jest przed jednego z jej mieszkańców za pośrednictwem strony internetowej o Krzywczy. Pan Piotr Haszczyn z Krzywczy, nauczyciel wf i działacz społeczny, opowiada w Internecie o Krzywczy przez pryzmat trzech kultur - polskiej, żydowskiej i ruskiej, jakie przez wieki tu mieszkały. O zawartości całej strony musiałbym długo pisać - sprawdźcie sami niekończące się pozycje w lewym menu. Znajdziecie tam nawet szczegółowe wskazówki o leżących w gminie Krzywcza obiektach na trasie Green Velo.
Piękne cerkwie w Piątkowej i w Uluczu
Jednym z najpiękniejszych, najbardziej klimatycznych miejsc podczas mojej wycieczki po Green Velo była cudna cerkiew św. Dymitra w Piątkowej. Na co jednak uniwersalne piękno i ponadwiekowa klasa około 300-letniej, nieczęstej w Polsce trójdzielnej kopułowej konstrukcji, skoro wykonawca remontu (!) wiesza w jej centralnym miejscu baner ze swoją reklamą? Wstydź się, panie Buliński z Jarosławia. I choć w zarośnięty po pas cmentarz trudno się zagłębić z obawy przed żmijami, miejsce mnie zupełnie zachwyca. Bardzo żal, że taki piękny obiekt stoi nieużywany od II wojny światowej. Obok cerkwi w Uluczu właśnie cerkiew w Piątkowej była dla mnie najciekawszym miejscem kilkudniowego pobytu na Podkarpaciu. Z tym cmentarzem, starą kamienną bramą, starym krzyżem opartym o drzewo, a nawet koniecznością pokonania niewielkiego brodu... Piękne miejsce koniecznie do zobaczenia.
W miejscu pamięci w Borownicy
Niedługo za następną ciekawą cerkwią w Jaworniku Ruskim zbaczam ze Wschodniego Szlaku Rowerowego Green Velo by dotrzeć do Ulucza. Jeszcze przed Uluczem zatrzymuję się we wsi Borownica. Pod tutejszym kościołem, naprzeciw pomnika poświęconego temu samemu wydarzeniu, na rozwieszonych planszach przypomniana jest tragedia z lipca 1945 roku, gdy oddział UPA zlikwidował 63 mieszkańców wsi i spalił 200 zabudowań. Plansze przypominają to wydarzenie, wspominają - jako słuszną - akcję Wisła, na mocy której wysiedlono z południowo-wschodniej Polski ludność ukraińską. Choć wydarzenia i historię przedstawiono w jednoznaczny sposób - co oczywiście rozumiem, to czy mające miejsce na tablicach wrogie nastawianie turystów przeciw współcześnie żyjącym Łemkom - np. członkom polskiego popularnego zespołu popowego - jest tu na pewno na miejscu? Czy to jeszcze wspominanie historii czy już nawoływanie do nienawiści? Jedno jest pewne - to kolejne bardzo ciekawe, choć na pewno bardzo smutne swoją historią, miejsce, któremu należy oddać cześć zbaczając odrobinę z głównego szlaku.
Piękne przesłanie z Podkarpacia
A jeszcze zanim dotrzecie do Ulucza, to na szybkim zjeździe do doliny Sanu (uwaga, kilka dużych dziur - nie prowadzi tędy Green Velo) warto zwrócić uwagę na niepozorną drewnianą kapliczkę, stojąca przy drodze za drewnianym mostkiem. Kapliczka mieści obraz Matki Boskiej Gromnicznej, która według wierzeń chroniła wsie przed wilkami, ale także chroniła wilki przed myśliwymi. Święty przydomek pochodzi od trzymanej świecy - gromnicy, stawianej kiedyś w oknach by odstraszyć złe moce. I właśnie szukać wilka w ich sercach, a nie w lesie, każe myśliwym Matka Boska w wierszu Kazimiery Iłłakowiczówny - jakże to piękne przesłanie z pięknego Podkarpacia na te czasem niepiękne dzisiejsze czasy.
Do niedawna najstarsza cerkiew w Polsce
Cerkiew Wniebowstąpienia Pańskiego w Uluczu do której trafia się chwilę później po pokonaniu sporego podejścia była długo uważana za najstarszą drewnianą cerkiew na terenie Polski. Dopiero ostatnie badania drewna z którego została wykonana odmłodziły ją o 100 lat. Dookoła widać jeszcze wyraźnie ślady dawnych murów obronnych, którymi była otoczona cerkiew. Istniały także dwie wieże, z których jedna spłonęła, a druga nie przetrwała powojennych "porządków". A z burzliwych powojennych czasów walk Wojska Polskiego z oddziałami UPA, których bazę stanowił Ulucz, ocalały do dziś tylko cerkiew i jedno gospodarstwo. Mieszkańców nieistniejącej wsi wspominają jeszcze groby cmentarza otaczającego cerkiew, wciąż dekorowane żółto-niebieskimi wstążkami. Bardzo mi żal, że turystom jadących po Green Velo nie pokazuje się tego miejsca.
Jeszcze jednym pięknym, choć będącym niestety w fatalnym stanie, obiektem sakralnym na trasie jest neogotycki kościół w Wołodzi. Stanowiący jedną z pamiątek po prężnej, zamieszkałej w 90% przez ludność ukraińską, wsi kościół, a raczej kaplica grobowa rodu ostatnich właścicieli Wołodzi, jest dzisiaj dość smutnym świadectwem płynącego czasu. A szukając miejsca do zdjęcia prawie nie nadepnąłem na cierpliwą kurę bażanta, zapewne chroniącą swoim ciałem pisklęta. W takich miejscach warto też uważać na żmiję zygzakowatą.
Malowniczy szlak Green Velo za Dynowem
Najefektowniejszy, najprzyjemniejszy odcinek tego fragmentu podkarpackiego Green Velo pojawia się zaraz za Dynowem. Na malowniczo kręcącej trasie po wzgórzach nad Futomą aparat sam uruchamia migawkę. Choć niestety, mimo włożonego wkładu w nową, szutrową nawierzchnię, odcinek ten obnaża brak wyobraźni budowniczych szlaku i polskie realia. Na rowerowej trasie już teraz tworzą się koleiny i wyżłobienia, a raczej tworzą je pojazdy, którym w żaden sposób nie ograniczono tutaj dostępu. Mimo pozornego położenia na uboczu na niedługim odcinku w krótkich odstępach czasu mija mnie kilka samochodów i motocyklista - może nowa nawierzchnia okazała się atrakcyjnym skrótem pomiędzy miejscowościami? Dziś jeszcze przeciętny rowerowy turysta może czuć się tu w miarę komfortowo, choć momentami, na tych niektórych szutrowych odcinkach, na miejscu rodzica z dzieckiem w przyczepce obawiałbym się o odrywające się od nawierzchni kamienie.
Już przed Rzeszowem na mojej drodze nagle spotykam dziesiątki zaparkowanych samochodów. Jest niedziela, a w Studziance - pobliskiej leśnej kaplicy ze źródłem "cudownej" wody, trwa cotygodniowe nabożeństwo. Zaciekawiony uczestniczę chwilę w nastrojowym zgromadzeniu, a potem prosto stamtąd, opuszczając na krótkim odcinku Green Velo, ścieżką przez las i nową drogą prowadzącą do Studzianki zjeżdżam prosto w kierunku Rzeszowa, który okazale prezentuje się na panoramie z ostatniego wzgórza na tym odcinku szlaku.
Rzeszów jak Reykjavik (trochę)
Zawsze podczas naszych podróży zwracam uwagę, w jaki sposób długodystansowy szlak rowerowy wprowadza rowerzystę do miasta. Do najprzyjemniejszych naszych wjazdów zawsze będzie należeć ten z wyprawy na Islandię, kiedy świetną wielokilometrową drogą rowerową wjechaliśmy prawie do centrum Reykjaviku, omijając przedmieścia. Tutaj nie tylko stolica województwa zaczyna się na tę samą literę, ale jest też podobnie okazale i przyjemnie. Na rogatkach Rzeszowa obok jezdni pojawia się szeroka, czerwona droga rowerowa z ogromnymi oznaczeniami, która za chwilę przerzuca rowerzystę na ciąg pieszo-rowerowy biegnący przez zatłoczone tego dnia kąpielisko nad jeziorem Żwirownia. A stamtąd rozpoczyna się droga rowerowa nad Wisłokiem, by komfortowo i widokowo z wodą pod pachą (jak w Reykjaviku) dotrzeć do centrum Rzeszowa. Wygodnie, bezpiecznie, atrakcyjnie - dzięki inwestycji Green Velo pierwszy kontakt z rowerowym Rzeszowem jest bardzo sympatyczny.
Na przepięknym rynku w Rzeszowie
Nazwać jedynie sympatycznym nie można za to rzeszowskiego rynku. Ten jest... przepiękny. Pod względem spójności architektury, stanu budynków, estetyki restauracyjnych i kawiarnianych ogródków i panującej atmosfery porównałbym go bez wahania do naszego Długiego Targu w Gdańsku czy bardzo niezwykłego rynku w Sandomierzu. Pełnię miejskiej klasy nadaje rynkowi oryginalny ratusz, będący siedzibą miejskiego magistratu. A gdyby iść dalej i ustanowić rynek parkiem kulturowym i ujednolicić gastronomiczne szyldy? Podobnie jak w Przemyślu, cieszę się na myśl że przed kolejnym podkarpackim rowerowaniem będę miał okazję ponownie tu zajrzeć. Choćby po to, by zwiedzić prowadzącą pod płytą rynku podziemną trasę turystyczną.
Nocleg na zamku i namiot na wszelki wypadek
Gdzie spać na Green Velo? W Rzeszowie tani nocleg niedaleko dworca PKP znalazłem za pomocą serwisu Booking.com. Przez ten sam serwis trafiłem na świetny nocleg dwa dni wcześniej - w Dubiecku. Na tutejszym zamku Krasickich za pokój ze śniadaniem zapłaciłem kwotę niewiele wyższą od tej, jaką płaci się w agroturystykach klasy premium. Trzecie moje schronienie na noc - w Dynowie - znalazłem w pensjonacie-restauracji w centrum miasta. Zaskakujące, że odniosłem wrażenie, że nie ma tu zbyt wielu gospodarstw agroturystycznych. Namiot wieziony w sakwie "na wszelki wypadek" może być dobrym pomysłem.
Jak to jest z tym Green Velo?
Chyba nie ma w Polsce rowerzysty, który nie słyszał o szlaku. Do świadomości miłośników rowerów ów słynny szlak docierał albo dzięki milionowym nakładom na promocję, albo poprzez negatywne opinie będące niczym innym jak zawodem rowerzystów, w których wspomniana promocja rozbudziła oczekiwania innego produktu. Rzeczywiście, trzeba to uczciwie dzisiaj powiedzieć, że dzisiejsze Green Velo jednak znacznie inne niż szlaki rowerowe w Europie. Zawiodło albo małe doświadczenie projektantów, albo mała determinacja regionalnych wykonawców. Bo główną cechą dobrych rowerowych szlaków w Europie jest nawet nie ten wymuskany asfaltowy dywanik, ale przede wszystkim ograniczenie dostępu do szlaku innym pojazdom. Komfort i bezpieczeństwo ponad wszystko - poprowadzenie rowerowego szlaku nawet najspokojniejszą drogą publiczną zawsze, zawsze będzie nakazywać mieć w tyle głowy stres i zmysły na baczności. A przecież o to chodzi na wakacjach, także rowerowych, by te wszystkie zmysły odpoczęły. Ale!
Podkarpacie wymarzone na rowerową wyprawę
... ale nawet jeśli forma Green Velo nie jest na tym najwyższym europejskim poziomie, nawet jeśli nie zawsze można jechać we dwoje obok siebie i wygodnie rozmawiać z partnerem, nawet jeśli czasem ręce opadają na widok napotkanych infrastrukturalnych kuriozów, to należy zawsze pamiętać, że Podkarpacie jest wciąż ciekawym i zajmującym regionem. Że wciąż jest tutaj bez wątpienia spokojniej i bezpieczniej niż w innych częściach Polski. A moje kilka dni między Przemyślem a Rzeszowem uważam za bez wątpienia przyjemny, rowerowy wypad. Z wygodnym dojazdem pociągiem, we wciąż mało popularnych przedbieszczadzkich pogórzach, w pełnych treści i nie zawsze oczywistych miejscach Wasza rowerowa wyprawa na podkarpackie Green Velo na pewno też będzie udana.
Ponad tysiąc kilometrów po Green Velo mam przejechane i tak się zastanawiałem czy w następnym roku dorzucić kolejne pięćset właśnie po województwie podkarpackim - teraz już wiem na pewno... JADĘ!
Damian, pamietając jak podobało Ci się na pozostałych odcinkach, tu na pewno też będzie fajnie. No i tutaj to już po takich niewielkich górach - a w górach, wiadomo - najlepiej! :)
Czekam na relację z Podkarpacia :), pozdrawiam :)
a my w tym roku celujemy w sandomierskie GreenVelo :) jestem mega ciekawa, bo na GreenVelo nigdy nie bylismy :)
pozdrawiamy!
Magda, Mateusz, na temat Green Velo każdy musi sobie sam opinię wyrobić :-). W dodatku - w każdym regionie Green Velo wydaje sie być inne. Nam w Świętokrzyskiem trochę jednak brakowało atrakcji. Moze dlatego, bo znaliśmy już Ujazd i Klimontów i trochę brakowało krajoznawczych nowości?
W każdym razie jednak - powodzenia, bezpiecznej podróży :-)
Coraz więcej rozmyślamy o turystyce rowerowej, jednak nie wiem czy zdecydowałabym się na kilkudniowy wyjazd. Podziwiam wytrwałość i dziękuję za szczere opinie na blogu o trasach, po których mam nadzieję, będzie nam dane jeździć na dwóch kółkach. Pozdrawiam!
Aniu, żeby podróżować rowerem nie trzeba wielkiej kondycji. Zawsze powtarzam, że wziąć udział w kilkudniowej rowerowej wyprawie może każdy przeciętnie średni człowiek. A turysta, który z założenia potrafi odrobinę więcej niż przeciętny ludek - bez wątpienia! :)
Dzienne dystanse nie muszą wynosić 100 i więcej kilometrów. Wystarczy nawet 40-50 kilometrów przejechanych dziennie połączonych ze zwiedzaniem ciekawych miejsc po drodze i już zostanie w Was wspomnienie świetnego, aktywnego wyjazdu :)
Zachęcam! :) Na początek polecam jednak inne trasy niż ta. Bo odcinek Przemyśl-Rzeszów to akurat najtrudniejszy odcinek całego szlaku Green Velo. Lepiej na start wybrać np. Wiślaną Trasę Rowerową lub Velo Dunajec :)
Pozdrawiam, powodzenia :)
Boże, jakie to cudowne. Wspaniała opowieść i przepiękne zdjęcia. Czy autor jest literatem cy raczej fotografem? W obu rolach doskonały. Pojadę tam w przyszłe wakacje, ale trochę się boję, bo jeżdżę sama i muszę mieć wszystko dokładnie zaplanowane (noclegi, wyliczone kilometry - żebym podołała trudom, sklepy i bary po drodze - żebym nie wiozła zbyt dużo ze sobą) a tu nie bardzo z tym.
Ale mi miło :), choć autor jest tylko skromnym rowerowym turystą, który czerwieni się czytając takie słowa pod swoim adresem :)
Nawet na komentarze nie zawsze odpowiada na czas... W związku z tym boi się, że deklaracja pomocy to będzie chyba trochę... po czasie? :)
Pozdrawiam, pięknie dziękuję <3
Jak widać, nie trzeba robić spektakularnych wypraw na koniec świata, by obcować z prawdziwym pięknem. Świetny tekst i zdjęcia :)
Tak jest! Prawdziwe piękno natury i autentyczna przygoda czekają tuż za rogiem i nie ma w tym nic z przesady :). Nie trzeba pędzić w obce kraje, by wrócić z głową pełną wrażeń, wspomnień i doświadczen! :)
Już nie wiem - warto jechać na Green Velo czy nie?
Oczywiście, warto jechać na Green Velo. Ale z pewnymi zastrzeżeniami. Trzeba pamiętać, że to jednak szlak rowerowy stworzony w duchu poprzedniej epoki, kiedy szlaki rowerowe wyznaczało się po istniejącej infrastrukturze drogowej. Tylko że wtedy na drogach panował mniejszy ruch i można było mieć więcej zaufania do kierowców.
Tymczasem od dawna już w krajach Europy idzie się w kierunku odrębnych dróg rowerowych, które buduje się z dala od szos, gdzieś w dotychczas niedostępnych terenach, by wykorzystać ten element rekreacyjny do maksimum. W przypadku Green Velo to niestety działanie kompletni emarginalne :/
Ale krajoznawczo-geograficznie na pewno jechać warto. Na pewno to najlepszy sposób na rowerową podróż po polskiej ścianie wschodniej. Pozdrawiam, powodzenia.
Podkarpacie to prześliczny rejon Polski. Co prawda sam pochodzę z Małopolski to w Bieszczady bardzo chętnie wybieram się sam lub z całą rodzinką. Jest tam niesamowity klimat, gdzie spędzić mógłbym całe życie ;)
To prawda, Podkarpacie ma swój klimat, rzeczywiście sprzyjający turystyce, w tym tej rowerowej :). Chociaż od samych Bieszczadów na rower lepszy jest Beskid Niski. Mniej ruchu samochodowego i wciąż mniej samych turystów.
W ogóle chyba na prawdziwy odpoczynek lepsze są te mniej znane okolice, jak właśnie Pogórze Przemyskie i Dynowskie - dokładnie tak, jak prowadzi tutaj Green Velo.
Jechaliśmy tym szlakiem latem. Nie mogę się zgodzić co do nawierzchni. Ten szutr za wsią Dynów był bardzo nieprzyjemny, gruby i nam psujący zabawę z wyjazdu. Powtórzyl się potem na leśnym odcinku przed Rzeszowem (jechaliśmy ten sam kierunek).
Za to podobał nam się klimat Podkarpacia. Rzeczywiście można odpocząć. Jest cicho, błogo. Żałowalismy że już jesteś w wieku nienamiotowym bo wiele miejsc aż się prosiło by rozstawić swój domek i nigdzie dalej nie jechać.
Dzięki za wielką dawkę inspiracji, Szymonie!
Gliwiczanie
Dziękuję :)
Rzeczywiście, te szutry można różnie widzieć. Pisałem w którymś tekście też o kurzu, jaki się wzbijał po przejeździe samochodu. A w dodatku na długich odcinkach robiły się jeszcze mało przyjazne rowerom koleiny. Ciekawe jak wyglądały te odcinki w tym roku. Jeśli nie były remontowane, to coś czuję że już za rok będzie trzeba na nie wydać niezły kawałek grosza, by znów przypominały te ze startu Green Velo. I może okaże się za moment, że położenie asfaltu było bardziej opłacalne? :(
zgadzam się z ogólną tezą że ten szlak to zmarnowana szansa. pojechaliśmy z dzieciakami i okazał się, że musimy jeździć z samochodami tymi samymi drogami. bardzo mało było takich miejsc, żeby swobodnie jechać. chyba nie o to chodzi gdy jedziesz z dziećmi na drugi koniec polski
Przykro to czytać. Ale niestety to prawda, tak jest, że Green Velo nie musi się sprawdzić na rowerowej wyprawie z małymi dziećmi. Mimo że jest wiele odcinków, gdzie jedzie się drogami o naprawdę niewielkim natężeniu ruchu, to jednak jednocześnie jest wystarczająco takich, gdzie jazda w ruchu ogólnym razem z autami z małymi dziećmi jest zupełnie wykluczona. Na szczęście są inne regiony, inne trasy, gdzie można czuć się bezpiecznie z dziećmi - odsyłam do mojego zestawienia szlaków rowerowych w Polsce o Europejskim charakterze.
Właściwie całkiem niedawno natrafiłem na Twój blog ale już jest jednym z moich ulubionych. Teraz nadrabiam zaległości, czytając archiwalne teksty. Super lektura i świetne zdjęcia. I właśnie odnośnie tych zdjęć nasunęło mi się pytanie: czy można trochę technikaliów ? Czym robione? Te z lotu ptaka to rozumiem z drona???
Cześć, dziękuję za dobre słowo :), zawstydziłeś mnie i odpowiadam dopiero teraz - przepraszam :).
Technikalia nie są raczej moją dobrą stroną - zdjęcia robię zwykłą, niemłodą już lustrzanką cyfrową, poświęcając im chwilę na obróbkę po powrocie. Zdjęcia z lotu ptaka - tak, oczywiście, to zdjęcia z drona. By móc robić fotografować legalnie w ten sposób zrobiłem licencję "pilota" Urzędu Lotnictwa Cywilnego.
Pozdrawiam, dzięki :)
Wszystko to pięknie wygląda ale my wiemy jak jest w praktyce - niemożliwa praktycznie jest jazda z dziećmi gdyż jest nie bezpiecznie. Cała trasa po szosach z normalnymi samochodami jadącymi 100 na godzinę jest czymś na co nigdy nie pojedzie rodzic z dzieckiem albo bardziej wrażliwa osoba. Wydane miliony tylko po ty by je wydać. Jakie to polskie
Niestety, te uwagi przylgnęły do Green Velo i pewnie już nigdy się od niego nie odkleją. Tak, to prawda, tak jest. Jadąc na Green Velo należy oczekiwać wspaniałych doznań krajobrazowych, krajoznawczych, gastronomicznych i wielu innych, a niestety nie tych z jazdy po przygotowanej trasie rowerowej. Trzeba do tego przywyknąć, nie ma innej rady :)
Dodaj Twój komentarz